Na mój ślub tata nie przyjechał — była tylko mama. Gdy uroczystość się skończyła, podeszła do mnie i wręczyła kopertę „od ojca”. W środku było pięć tysięcy złotych. Mama zaraz się pożegnała i wróciła do domu, nie tłumacząc nic więcej. Dwa tygodnie później zadzwonił do mnie tata. Zapytał, czy podobał mi się jego prezent. Po tej rozmowie pojechałam do mamy. Nie spodziewałam się po niej zdrady

przytulnosc.pl 1 miesiąc temu

Moi rodzice poznali się jeszcze na studiach. Tata długo zabiegał o mamę, aż w końcu zdobył jej serce. Potem znalazł pracę i zaczęli wynajmować mieszkanie. Kilka lat później mama zaszła w ciążę. Ojciec pracował coraz więcej, by nas utrzymać, ale pieniędzy wciąż brakowało — żyli skromnie, czasem jedli tylko mleko i kaszę.

Mamę to zaczęło drażnić. Często kłóciła się z ojcem z byle powodu. W końcu poznała kogoś bogatszego i zdecydowała się na rozwód. Byłam wtedy mała, ale pamiętam, jak ojciec błagał, by dała mu jeszcze jedną szansę, iż wszystko naprawi. Mama była jednak nieugięta. Trzy miesiące później przeprowadziłyśmy się do domu jej nowego partnera.

Jak później mówili krewni, tata bardzo to przeżył. W końcu wyjechał do innego miasta i zaczął życie od nowa. Regularnie płacił alimenty, ale mama zabroniła mu widywać się ze mną.

Po maturze wyjechałam na studia do innego miasta. Uczyłam się dobrze, poznałam chłopaka. Po obronie dyplomu oświadczył mi się — byłam przeszczęśliwa.

Na wesele zaprosiliśmy tylko najbliższych — przyjaciół i rodziców. Mama była już wtedy sama, bo zostawił ją mężczyzna, z którym wcześniej mieszkałyśmy. Tata, jak twierdziła mama, miał „ważne sprawy zawodowe” i nie mógł przyjechać. Dała mi tylko kopertę z pieniędzmi „od niego”. Ucieszyłam się, iż pomimo nieobecności, pamiętał. W środku było 5 tysięcy złotych. Byłam wzruszona, ale w ślubnym wirze nie zdążyłam od razu zadzwonić.

Dwa tygodnie później sam do mnie zadzwonił. Okazało się, iż leżał wtedy w szpitalu, dlatego nie mógł przyjechać. Pod koniec rozmowy zapytał z uśmiechem, czy prezent się przydał. Powiedziałam, iż był w sam raz — akurat chcemy z mężem kupić lodówkę. Tata się zaśmiał i dodał, iż nie spodziewał się po mnie takich „wymagań”. Myślał, iż żartuję. Gdy już się uspokoił, powiedział jeszcze, iż czeka na zaproszenie na parapetówkę i iż tej już na pewno nie przegapi.

Zaskoczyło mnie to. Przecież dał nam pięć tysięcy — jaką parapetówkę miał na myśli? I wtedy tata opowiedział mi wszystko. Dwa miesiące przed ślubem odwiedziła go… mama. Powiedziała, iż świetnym prezentem ślubnym byłby wkład na mieszkanie. Wiedziała, iż ojciec dobrze sobie radzi finansowo, prowadzi własną firmę. Ojciec zgodził się i dał jej dużą kwotę — wystarczającą na kawalerkę. Poprosił tylko, by wszystko załatwiła i kupiła lokal dla mnie.

Pieniądze dał mamie, a ona… rzeczywiście kupiła mieszkanie, ale na siebie. Postanowiła je wynająć i czerpać zyski. Powiedziała mi w twarz, iż „młodzi i tak sobie poradzą”. Że my sami sobie mieszkanie kupimy. Nie zaprzeczyła. Nie było w niej żadnego wstydu.

Od tamtej pory nie rozmawiamy. choćby dalsza rodzina się od niej odsunęła. Ale, jak mówią sąsiedzi, mama nic sobie z tego nie robi — chodzi uśmiechnięta, zadowolona z życia.

A mnie do dziś boli, iż ta kobieta, która mnie urodziła, potrafiła mnie tak oszukać.

Idź do oryginalnego materiału