Na jubileuszu teściowej nie było dla mnie miejsca. Cicho się odwróciłam i wyszłam, a potem zrobiłam coś, co zmieniło całe moje życie.
Stałam w drzwiach sali bankietowej z bukietem białych róż w dłoniach i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przy długim stole, przybranym złotymi obrusami i kryształowymi kieliszkami, siedziała cała rodzina Igora. Wszyscy, oprócz mnie. Dla mnie nie było miejsca.
Elżbieto, co stoisz? Wchodź! krzyknął mąż, nie odrywając się od rozmowy z kuzynem.
Powoli rozejrzałam się po stole. Faktycznie, nie było wolnego krzesła. Każde było zajęte, i nikt choćby nie próbował się przesunąć czy zaproponować mi miejsca. Teściowa, Barbara Nowak, siedziała na honorowym miejscu w złotej sukni, jak królowa na tronie, i udawała, iż mnie nie widzi.
Igorze, gdzie mam usiąść? spytałam cicho.
W końcu spojrzał w moją stronę, a w jego oczach zobaczyłam irytację.
Nie wiem, jakoś się rozgryź. Widzisz, wszyscy są zajęci rozmową.
Ktoś z gości zachichotał. Poczułam, jak krew napływa mi do policzków. Dwanaście lat małżeństwa, dwanaście lat znoszenia pogardy jego matki, dwanaście lat prób, by stać się częścią tej rodziny. I oto efekt nie było dla mnie miejsca przy stole na siedemdziesiątych urodzinach teściowej.
Może Elżbieta usiądzie w kuchni? zaproponowała szwagierka Katarzyna, a w jej głosie wyczułam ledwo ukrywane szyderstwo. Tam jest stołek.
W kuchni. Jak służąca. Jak ktoś gorszej kategorii.
Cicho się odwróciłam i wyszłam, ściskając bukiet tak mocno, iż kolce róż wbijały się w dłonie przez papier. Za plecami rozległ się śmiech ktoś opowiadał dowcip. Nikt mnie nie zatrzymał.
W holu restauracji rzuciłam kwiaty do kosza i wyjęłam telefon. Dłonie drżały, gdy zamówiłam taksówkę.
Dokąd jedziemy? zapytał kierowca, gdy wsiadłam.
Nie wiem odpowiedziałam szczerze. Po prostu jedź. Gdziekolwiek.
Jeździliśmy nocą po Warszawie, a ja wpatrywałam się w migające światła witryn, nielicznych przechodniów, pary spacerujące pod latarniami. I nagle zrozumiałam nie chcę wracać do domu. Nie chcę do naszego mieszkania, gdzie czekają na mnie nieumyte talerze Igora, jego skarpetki porozrzucane po podłodze i rola posłusznej gospodyni, która ma wszystkich obsługiwać i nie mieć własnych oczekiwań.
Proszę zatrzymać się przy dworcu powiedziałam.
Na pewno? Pociągi już nie jeżdżą o tej porze.
Proszę się zatrzymać.
Wysiadłam z taksówki i poszłam w stronę dworca. W kieszeni miałam kartę bankową wspólne konto z Igorem. Były na nim nasze oszczędności, które zbiera







