Na fali uczuć

twojacena.pl 23 godzin temu

**Prowadzona przez serce**

Kinga wyszła z gabinetu, zauważyła, iż podjechał winda i ludzie zaczynają do niej wchodzić.

– Zaczekajcie! – krzyknęła i ruszyła biegiem.

Pod koniec dnia pracy, tak i z rana, trudno złapać windę. Kinga wpadła do kabiny w ostatniej chwili, przeciskając się między ludźmi. Musiała przytulić się do piersi stojącego przed nią mężczyzny, żeby drzwi za jej plecami się zamknęły.

– Przepraszam – powiedziała, odwracając głowę w bok, bo inaczej jego podbródek dotykałby jej czoła. Pachniał przyjemnie wodą toaletową.

– Nic się nie stało.

Tak jechali do parteru, ściśle przytuleni.

W końcu winda się zatrzymała, a drzwi otworzyły. Kinga cofnęła się plecami z kabiny. Mężczyzną wyszedł za nią, trzymając ją za rękę, żeby się nie potknęła, i odciągając na bok, bo wychodzący z windy ludzie mogli ją popchnąć. To było jak taniec. Zanim Kinga zdążyła odetchnąć i podziękować, obok pojawiła się jej przyjaciółka, Weronika.

– Idziesz do domu? Mogę podwieźć.

Kinga skupiła się na niej, nie zdążywszy dobrze przyjrzeć się mężczyźnie ani mu podziękować.

– Nie, przejdę się, trochę odetchnę.

Wyszli na ulicę. Mżył drobny deszcz, ludzie mijali ich z parasolami.

– Pada. Zaczekaj tu, podjadę samochodem.

– Wer, dzięki, ale wolę iść pieszo. – Kinga wyciągnęła z torebki parasolkę.

– No to trudno – odparła Weronika, patrząc na nią podejrzliwie.

Kinga się pożegnała, rozłożyła parasolkę i wtopiła w tłum pracowników spieszących do domów. Chciała być sama, pomyśleć, a tak szczerze, to nie ciągnęło jej się do domu.

Parasol przeszkadzał w myślach. Trzeba było unikać cudzych parasoli i uważać, by nie uderzyć kogoś swoim. Kinga zamknęła parasolkę i schowała ją do torby. Na drzewach i krzakach spuchły pąki, a tu i ówdzie już pojawiły się delikatne młode liście. Ten moment narodzin nowych liści jest tak krótki, iż chciała go zapamiętać.

Kinga szła i myślała, jak to się stało, iż znów się pomyliła, znalazła się nie tam i nie z tym? Nie chodziło o miejsce zamieszkania, ale o relacje. Mieszkała w mieszkaniu, które dostała od babci. Nie musiała spłacać kredytu. Właśnie to mieszkanie przyciągało niewłaściwych mężczyzn. Zbyt późno to zrozumiała.

I tak przeciągała czas, szła pieszo, żeby jak najdłużej nie wracać do domu, gdzie czekał na nią Krzysztof. A adekwatnie nie na nią, tylko na obiad, który mu przygotuje. A zaczęło się tak pięknie…

***

Żyły z mamą we dwójkę. Ojciec odszedł, gdy Kinga miała dziewięć lat. Kiedy była w liceum, mama znów wyszła za mąż. W mieszkaniu pojawił się obcy mężczyzna, a Kinga przyzwyczaiła się chodzić po domu w szortach i topie. Mama zwróciła jej uwagę, iż nie wypada pokazywać się przed dorosłym mężczyzną półnaga, i poprosiła, żeby ubierała się przyzwoiciej. Kinga i tak się go wstydziła, a teraz w ogóle starała się nie wychodzić ze swojego pokoju bez potrzeby. Problem rozwiązała babcia, proponując wnuczce, żeby zamieszkała u niej, żeby „młodzi” mogli się przyzwaniać. Wszystkim to odpowiadało.

Kinga była na pierwszym roku studiów, gdy babcia zmarła, a ona została sama. Na uczelni podobał jej się Tomek. Dziewczyny nie dawały mu przejść. Kinga, zwykła studentka, nie miała szans zwrócić na siebie uwagi sportowca i przystojniaka. Ale pewnego dnia na wykładzie usiadł obok niej, a potem odprowadził do domu.

Miesiąc później już u niej mieszkał. Mama próbowała tłumaczyć córce, iż nic dobrego z tego nie wyjdzie, ale Kinga nie chciała słuchać. Nie wtrącała się do życia uczuciowego mamy, więc niech i mama nie wtrąca się do niej. Jest dorosła, kocha, i wszystko będzie dobrze. W rezultacie pokłóciły się z mamą.

Prawie dwa lata żyli z Tomkiem jak rodzina. Studia dobiegały końca, zostało tylko obronić dyplomy. Kinga nie wątpiła, iż Tomek się oświadczy, iż wezmą ślub. Ale obrona minęła, dyplomy odebrane i oblane, a oświadczyn nie było. Co więcej, Tomek powiedział, iż wyjeżdża.

– Do domu? – spytała. – Kiedy wrócisz?

– Nie wrócę. Najpierw do domu, potem do Warszawy. Mieszka tam wujek, zaproponował mi pracę.

– A ja?

– Kinga, no co ty zaczynasz? Było nam dobrze, prawda? Dziękuję ci, iż dałaś mi dach nad głową, uwolniłaś od życia w akademii. Ale muszę iść dalej. Nie chcę się jeszcze żenić. Chcę budować karierę, kupić mieszkanie w Warszawie, podróżW końcu, gdy wiatr zawiał nową nadzieją, Kinga zrozumiała, iż szczęście nie polega na tym, by szukać go w innych, ale by najpierw odnaleźć je w sobie.

Idź do oryginalnego materiału