W dobrym i złym
– Władek, spójrz, jaką sukienkę kupiłam! Podoba ci się? — zawołała Zosia, kręcąc się przed mężem.
Władysław podniósł wzrok i uśmiechnął się ciepło.
– No, pokaż się! Bardzo ładna. Pasuje ci niesamowicie! — powiedział czule.
– Też tak uważam… Przeszukałam cały sklep, myślałam, iż wyjdę z pustymi rękami! A w ostatniej chwili zobaczyłam tę sukienkę. Zakochałam się w niej! Włożę ją na urodziny Marysi latem.
– Nie, w niej nie idź — odparł Władek, przybierając poważny wyraz twarzy.
– Dlaczego? — zapytała zmartwiona Zosia.
– Bo wtedy będziesz piękniejsza od solenizantki. A tak nie wypada.
Zosia roześmiała się, a Władek pomyślał, jaki piękny ma głos, gdy się śmieje.
– Ech, ty…
Kobieta podeszła do lustra, znów zachwycając się nowym nabytkiem. Niebieska jak niebo sukienka rzeczywiście jej pasowała, podkreślając błękit jej szarych oczu.
Władysław też patrzył na żonę z podziwem, ale czuł, jak ściska go w gardle. Wciąż jej nie powiedział… Nie wiedział, jak to zrobić. Miał nadzieję, iż wszystko się ułoży…
– A kiedy mieliśmy jechać na wakacje? — spytała Zosia, spoglądając na męża przez lustro.
– We wrześniu… — odparł ochrypłym głosem.
– We wrześniu… Trzeba będzie wcześniej poszukać nowych strojów kąpielowych. Mam tylko dwa, to za mało.
Władek zamknął oczy. Nie, nie może dłużej ukrywać prawdy. Chciał ją chronić, ale wiedział, iż to niemożliwe. Musi wyznać.
– Zosiu, usiądź, proszę — powiedział mężczyzna.
Kobieta odwróciła się, wciąż uśmiechnięta. Ale gdy zobaczyła jego poważną minę, uśmiech zgasł.
– Co się stało, Władku? — zapytała przestraszona, siadając obok niego.
– Mam złe wieści…
– Boże… Nie trzymaj mnie w niepewności, co się dzieje? Wszyscy zdrowi? Mama w porządku?
– Wszyscy zdrowi! — uspokoił ją. Potem wziął jej dłonie w swoje i dodał: — Mój interes upadł.
Zosia patrzyła na niego, próbując zrozumieć jego słowa.
Pobrali się pięć lat temu. Władysław był starszy od Zosi o dziesięć lat, ale dziewczyna była w nim wtedy szaleńczo zakochana. Wiek nie miał znaczenia. Wówczas interesy Władka dopiero się rozwijały, nikt nie mógł oskarżyć Zosi, iż jest z nim dla pieniędzy. Każdy, kto ich znał, widział, jak bardzo się kochają.
Mówią, iż niektóre małżeństwa są pisane w niebie. Tak było w ich przypadku. Byli jak dwie połówki jednej całości. W ich wspólnym życiu nie było brudu. Nie było kłamstw ani oszustw.
Po ślubie interesy Władka ruszyły w górę. Zaczął zarabiać dobrze, a małżonkowie gwałtownie zamienili małe dwupokojowe mieszkanko na duży dom. Kupili samochody, często wyjeżdżali na wakacje. Ich i tak spokojne życie stało się jeszcze lepsze.
Władek uważał, iż mężczyzna w małżeństwie bierze na siebie obowiązek utrzymania rodziny. Żona może pracować, ale jej zarobki nie powinny być głównym źródłem dochodu. Dlatego choćby nie wiedział, ile Zosia zarabiała. Zwykle wydawała swoje pieniądze na salony piękności, zakupy, różne kobiece drobinki. Czasem robiła zakupy spożywcze, opłacała rachunki, ale to było jej wyborem. Główną rolą Władka było zapewnienie bytu. Tak było mu wygodniej.
A teraz musiał przyznać się do porażki. I do swojej słabości.
Pomyślał nawet, iż jeżeli Zosia po upadku jego firmy zechce odejść, to ją zrozumie. W końcu nie wywiązał się ze swojego zadania.
– Od kiedy jest źle? — cicho spytała Zosia.
– Od kilku miesięcy. Myślałem, iż się wykaraskam, ale nie. Dziś firma oficjalnie ogłosiła bankructwo. Przepraszam…
Władek opuścił głowę. Wstydził się spojrzeć ukochanej w oczy.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? — spytała z lekką urazą.
– Nie chciałem cię w to mieszać. Liczyłem, iż sam ogarnę.
– Władku! — oburzyła się. — Jesteśmy rodziną. W dobrym i złym, pamiętasz? Naprawdę myślałeś, iż będę cię kochać tylko w szczęściu, a nie wesprę w trudnościach?
– Po prostu nie chciałem, byś dźwigała to na swoich wątłych barkach — westchnął.
– Dobrze już — uśmiechnęła się, klepiąc go po ramieniu. — Damy radę. Co teraz planujesz?
– Nie wiem — powiedział, wzdychając. — Muszę policzyć, ile mamy pieniędzy. Znajdę jakąś pracę. Może później uda się znów zacząć od nowa…
– Dobrze — wstała Zosia. — Sukienkę zwrócę.
– choćby o tym nie myśl! — zerwał się Władysław. — Tak ci w niej do twarzy, tak ją pokochałaś.
– Nic się nie stanie — uspokoiła go. — Mam pełną szafę sukienek, a na urodziny Marysi i tak nie wypada w niej iść, sam mówiłeś.
Władek się uśmiechnął, czując, jak ściska go w piersi.
– Kosztuje tyle, co zakupy na dwa tygodnie. To teraz ważniejsze — dodała Zosia. — A jak wszystko się ułoży, kupię sobie inną, jeszcze ładniejszą.
Tego wieczoru małżonkowie obliczyli budżet. jeżeli mocno zacisną pasa, a dołożą zarobki Zosi, spokojnie przetrwają pół roku.
– W ostateczności sprzedamy jeden samochód — powiedziała.
– Od jutra zacznę szukać pracy — zapewnił Władysław. — jeżeli nie znajdę nic dobrego, póję— choćby jako sprzątacz, byleby tylko nie siedzieć ci na karku — dokończył stanowczo.