Bigos to tak zwane „jedzenie na pocieszenie", więc przyrządzam go w zimniejsze dni praktycznie na okrągło, żeby rozgonił smutki, a przy tym wszyscy się najadają i nie narzekają, iż nie ma zupy. Opanowałam go do perfekcji, więc gdy spotykam się z rodziną w czasie uroczystości na Wszystkich Świętych i słyszą, iż znów zrobiłam jego podrasowaną jesienną wersję, wpraszają się od razu.