Myślisz tylko o sobie! A Weronika nigdy w życiu nie widziała prawdziwego morza! wyrzuciła z siebie Kasia, desperacko próbując zmusić męża, by zrozumiał jej uczucia przed wyjazdem.
Jutro wyjeżdżam do mamy na działkę. Na tydzień, może dłużej. A kto będzie prał i prasował twoje koszule nie moja sprawa.
Co znaczy, iż wyjeżdżasz? Myślałem, iż zostaniesz w domu. W końcu się porządnie posprząta.
Nie, zdecydowałam, iż lepiej odpocznę u mamy.
Marek siedział przy kuchennym stole z kubkiem kawy, udając, iż czyta wiadomości w telefonie. W rzeczywistości śledził każdy ruch żony, czując napięcie w każdym jej kroku.
Myślisz tylko o sobie! A Weronika nigdy w życiu nie widziała prawdziwego morza! powiedziała Kasia z goryczą, próbując zmusić męża, by ją zrozumiał.
Kasia milczała już trzeci dzień, a to było gorsze niż jakakolwiek awantura. Wszystko zaczęło się od kolejnej dyskusji o wakacjach. A adekwatnie od odmowy Marka, by jechać nad morze.
W tym roku po raz pierwszy od dawna mieli zarówno czas, jak i oszczędności. Kasia od dawna marzyła o wyjeździe nad Bałtyk. Ostatni raz byli w Sopocie dziesięć lat temu, we dwoje. Od tamtej pory urodziła się ich córka Weronika, która nigdy w życiu nie widziała prawdziwego morza, jego wzburzonych fal z białą pianą.
Kasia też marzyła o słońcu i ciepłym piasku. Nie przeszkadzał jej zapach kremu do opalania, skrzypienie leżaków ani choćby te niekończące się krzyki ludzi na plaży.
Ale Marek znowu się opierał:
Mówiłem ci, iż nie znoszę takiego wypoczynku! Te tłumy, upał, piasek w butach Wolałbym wyjechać za miasto. Tam jest spokój, chłód pod klimatyzacją i zero zamieszania.
Myślisz tylko o sobie! A Weronika nigdy w życiu nie widziała prawdziwego morza! powiedziała Kasia, mając nadzieję, iż choć to poruszy duszę jej męża.
Po co jej morze? Kupiliśmy jej przecież świetny basen w zeszłym roku! machnął ręką, dalej czytając wiadomości.
Kasia nerwowo poprawiła córce koszulkę, zapięła zamek w plecaku i odsunęła na bok worek z zabawkami. Na stole leżała lista: strój kąpielowy, klapki, kapelusz, książka z bajkami, piłka Wszystko było gotowe, tylko w sercu nie było spokoju.
Marek wciąż siedział przy stole, leniwie przewijając newsy. Przez ostatnie pół godziny ani razu nie zapytał, czy potrzebuje pomocy. Ani o drogę, ani o rzeczy, ani o Weronikę. I przez to Kasia chciała jednocześnie krzyczeć i płakać.
Mamo, wzięłyśmy okulary do pływania? dziewczynka szarpnęła matkę za rękę.
Tak, położyłam je, słoneczko. Wszystko jest w twoim plecaku Kasia wymusiła uśmiech, choć w środku czuła niepokój.
Słuchaj, może jednak was podwiozę? nie odrywając wzroku od telefonu, powiedział Marek.
Kasia spojrzała na niego ze zdziwieniem, w którym zmieszały się zmęczenie, złość i odrobina goryczy.
Nie trzeba. Damy radę same rzuciła krótko.
Z tymi słowami złapała kluczyki do samochodu i wyszły z córką na zewnątrz.
Barbara Stanisławówna stała przy furtce w kwiecistym fartuchu, z pęczkiem koperku w ręku. Zauważyła samochód już z daleka i pośpieszyła na spotkanie.
Moje piękne przyjechały! zawołała radośnie, pomagając wyciągnąć z bagażnika torbę z zakupami.
Weronika od razu pobiegła do domu, wiedząc, iż babcia, jak zawsze, przygotowała jej ulubione naleśniki. A Kasia zaniosła rzeczy do środka, po czym powoli usiadła na ławeczce przed domem.
Barbara postawiła przed wnuczką talerz z naleśnikami i dżemem truskawkowym, a sama wyszła na ganek.
Coś się stało? zapytała łagodnie córkę.
Kasia długo milczała. W końcu odgarnęła włosy za uszy, westchnęła i opowiedziała wszystko. O odmowie męża, o jego obojętności, o tym cholernym basenie, który według Marka miał zastąpić wszystko. O tym, jak raz za razem ustępowała, by zachować pozory szczęśliwego życia rodzinnego.
Barbara słuchała uważnie, nie przerywając. Potem mocno ścisnęła dłoń córki i cicho powiedziała:
Córeczko, masz prawo do szczęścia, do odpoczynku i do wsparcia. Chcesz, zostańcie na noc. Zostaniecie ze mną w te weekendy?
Szczerze mówiąc, choćby nie wzięłam żadnych rzeczy.
Nic nie szkodzi. Znajdziemy coś ze starych ubrań. Przez te dziesięć lat ani grama nie przytyłaś, więc wszystko będzie pasować.
Tak też postanowiły. Kasia z przyjemnością zajęła się ogrodem podlała grządki, spulchniła ulubione kwiaty mamy i najadła się malin do woli. Wieczorem pluskały się z Weroniką w basenie, a potem piły kompot z jagód i słuchały świerszczy.
Marek dopiero wieczorem przypomniał sobie, iż żona miała wrócić. I to tylko dlatego, iż potrzebował samochodu, ale kluczyków nie było na swoim miejscu.
Kiedy wracasz? w słuchawce zabrzmiał niezadowolony głos męża.
Dziś nie wracam. Jutro krótko odpowiedziała Kasia.
Co znaczy jutro? Potrzebuję auta. Chciałem pojechać do Jacka.
Weź taksówkę. Coś wymyśl. Teraz już za późno, nigdzie nie jadę Kasia wiedziała, iż mąż zaraz zacznie krzyczeć i się awanturować, więc po prostu rozłączyła się.
Wyciszyła telefon i położyła go ekranem w dół na parapecie. Już i tak zepsuła sobie wystarczająco dużo dnia. Marek teraz pewnie wściekał się w mieszkaniu w towarzystwie brudnych kubków i swoich ważnych spraw.
Kiedy Weronika, zmęczona wodnymi zabawami, w końcu zasnęła w pokoju z otwartym oknem, Kasia i Barbara usiadły na werandzie. Powietrze było miękkie, ciepłe, pachnące kwiatami i świeżo skoszoną trawą. Wokół panowała niezwykła cisza, przerywana tylko cykaniem świerszczy.
Wiesz, mamo zaczęła Kasia, trzymając w dłoniach kubek z ciepłym mlekiem nie oczekuję od Marka wiele. Tylko trochę uwagi i troski. Żeby powiedział: Jesteś