Myśli przerzuca na obrazy, fantazje na paznokcie

slupca.pl 2 tygodni temu

Kiedyś ktoś trafnie powiedział, iż „jeśli kochasz swoją pracę, to jakbyś nigdy nie pracował…”. choćby jeżeli znajdziesz ją zupełnie przypadkowo. Oto historia niezwykłej kobiety, która przez pewne wyboje życiowe znalazła to, co lubi najbardziej.

Pochodzi ze Słupcy. Zaczynała jako młoda kobieta pracując w handlu jako sprzedawczyni. Kiedy poznała swojego męża przeprowadziła się do Środy Wielkopolskiej. Tutaj właśnie miała czas, by zacząć swoją jak się później okazało prawdziwą drogę życiową. – Któregoś dnia szłam z synem na spacer. w jednym z okien sklepowych znalazłam ogłoszenie o kursie na stylistkę paznokci. Teraz wiem, iż to miejsce czekało na mnie. Na 10 miejsc to było ostatnie. Kurs oczywiście ukończyłam, i wyszło na to, iż to pokochałam. Może jeszcze wtedy o tym nie wiedziałam – mówi.

Paznokcie odłożyła na jakieś czas, to znaczy pracę w tym zawodzie. W między czasie zaczęła malować. W każdej wolnej chwili brała w rękę ołówek, białą lub czarną kartkę i zaczęła szkicować. Potem zaczęła malować na płótnie. Najpierw oczywiście były to szare, biało – czarne szkice bez energii. Kiedy postanowiła przeprowadzić się do Słupcy jeden bardzo znaczący obraz „tknęła w życie”. Wymalowała wszystko, co było w niej czarne i przyszedł czas na kolory. Na płótnie i w jej życiu. – Nie spodziewałam się, iż te kolory mogą być tak piękne – dodaje tajemniczo.

Paznokcie i malowanie traktuje jako wyrażenie samej siebie. – Wiem, iż to w jakimś stopniu jest to artyzm. Zdawałam sobie sprawę, iż w Polsce tylko z malowania obrazów nie wyżyję, dlatego pewnego dnia powiedziałam… „spróbuję z paznokciami”. Oczywiście w głowie tlił się zarys własnej działalności, własnego interesu, ale jeszcze wtedy chyba brakowało mi jeszcze odwagi i pewności siebie. – To właśnie 3 lata temu wszystko się zmieniło.. Zmieniłam miejsce zamieszkania, zawód, pasję, zainteresowania i choćby podróże. Prawdziwy armagedon, ale wyszedł mi na dobre – mówi z uśmiechem.

Wróciła do paznokci. Mieszkając już w Słupcy, zaczęła pracę w dwóch salonach stylizacji. Z uwagi jednak na czas spędzany z synem, postanowiła otworzyć własną działalność. Za kilka tygodni „KOLORManiA” bezie działać pełną parą na ulicy Traugutta w Słupcy. Jak mówi z uśmiecham, myśli przerzuca na obrazy, a fantazje na paznokcie. – Teraz tak powiem żartobliwie, iż po ołówek już nie sięgnę, choć próbowałam wielokrotnie. Czuję, iż ten czas, który się zbliża to mój czas. Paznokcie to moja wizytówka, taki sposób wyrażenia samej siebie. To bardzo ważne. My styliści, podobnie jak fryzjerzy, jesteśmy też w pewnym stopniu psychologiem, musimy umieć doradzić, ale i porozmawiać i dobrać przede wszystkim, to, czego klientka od nas oczekuje. Skoro nam to sprawia przyjemność, niech inni też czerpią z tego przyjemność. Oczywiście, jak każda inna praca, to też ma swoje plusy i minusy, dzień gorszy i lepszy. Na pewno godziny pracy są tutaj minusem, ale też pośpiech, bo z reguły klientka jest umawiana po klientce. Plusem są rozmowy i kontakt „face to face”. Można porozmawiać, doradzić się, a choćby i w niektórych sytuacjach pocieszyć. Na kryzysowe sytuacje mam oczywiście przygotowane choćby chusteczki. Całe życie byłam nieśmiała, a teraz żywiołowa i gadatliwa. I to, co się teraz wokół mnie dzieje, to w końcu dobra passa. Cieszę się, iż moja kreatywność i pomysłowość ciągnie mnie do tworzenia, a kiedy mam już weekendowy reset, delektuje się herbatą i widokiem z tarasu na powidzkie jezioro, bo tutaj teraz mieszkam. Cały czas maluję. Wycisza mnie to. Kiedy panuje już cisza w domu włączam nocną lampkę i tworzę na płótnie. Mój partner zaraził mnie pasją podróżowania na motorze, przy okazji dużo fotografuję. Zwiedziliśmy Czarnogórę, na dwukołowcach planujemy poznać tym razem Rumunię. Czuję się spełniona, ale i zadowolona – powiedziała kończąc.

DR.
.
Idź do oryginalnego materiału