Myślałam, iż znalazłam swojego księcia…

newsempire24.com 1 tydzień temu

Kasia sądziła, iż za mąż wychodzi…
Gdy Kasia płaciła za zakupy w Biedzione, Wojtek bezczynnie się przyglądał. Kiedy zaczęła pakować produkty do siatek, wyszedł przed sklep. Kasia wyszła i podeszła do Wojtka, który właśnie palił papierosa.
— Wojtek, weź siatki — poprosiła Kasia, podając mu dwie ciężkie reklamówki.
Spojrzał na nią, jakby kazała mu popełnić przestępstwo. Zdumiony zapytał:
— A ty co? Masz ręce odjęło?
Kasia zmieszała się. Co znaczyło to “a ty co”? Zdziwienie, opór? Normalnie mężczyzna pomógłby bez słowa. I źle wygląda kobieta dźwigająca ciężary, gdy facet idzie obok z rękami w kieszeniach.
— Są naprawdę ciężkie — odparła, wciąż je trzymając.
— I co z tego? — Wojtek stawiał opór.
Widział, iż Kasia się wkurza, ale z zasady nie zamierzał brać siatek. Ruszył przed siebie szybszym krokiem, wiedząc, iż nie nadąży. “Weź siatki? Ja, chłop? Podciągnik? Sam decyduję, co niosę! Niech tam, sama niech taszczy, karku nie skręci!” — myślał Wojtek. Miała dziś być lekcja posłuszeństwa.
— Wojtek! Dokąd idz? Weź siatki! — krzyknęła Kasia za nim, głos łamiąc się już od łez.
Torby były bardzo ciężkie. Wojtek wiedział to doskonale — to on napychał nimi wózek sklepowy. Do domu na warszawskim Mokotowie było tylko pięć minut piechotą. Ale droga z ciężkimi zakupami wydaje się nieskończona.
Szła do domu, ledwo powstrzymując płacz. Mimo wszystko miała nadzieję, iż to tylko głupi żart i iż zaraz wróci. Nie zwolnił. Widziała, jak jego postać oddala się bezlitośnie. Chciało jej się rzucić te cholernie zakupy, ale jak zahipnotyzowana, ciągnęła je dalej.
Dotarła do ławki przed klatką i osunęła się na nią, wyczerpana. Chciało jej się płakać ze zmęczenia i upokorzenia, ale pohamowała się — płakać na ulicy to wstyd. Ale sytuacji nie dała rady “przełknąć”. Nie tylko ją zranił — upokorzył świadomie! A przecież przed ślubem był taki czuły, uważny… I doskonale wiedział, co robi.
— O, dzień dobry, Kasiu! — głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
— Witaj, babciu Marysiu — odparła Kasia, próbując się uśmiechnąć.
Babcia Marysia, Maria Nowak, mieszkała o piętro niżej i przyjaźniła się z nieżyjącą już babcią Kasi. Kasia znała ją od dziecka jak rodzinę. Po śmierci babci, gdy Kasia mierzyła się z pierwszymi dorosłymi trudnościami, to Marysia jej pomagała. Innej rodziny blisko nie było — matka mieszkała z nową rodziną w Gdańsku, ojca Kasia nie pamiętała. Babcia Marysia pozostała jej najbliższa.
Kasia bez wahania postanowiła oddać jej wszystkie zakupy zakupione za ponad sto złotych. Niech się nie zmarnują! Emerytura babci Marysi była skromna, a Kasia starała się ją czasem czymś drobnym ucieszyć.
— Chodźmy, babciu, odprowadzę was — powiedziała Kasia, znów chwytając ciężkie torby.
Wszedłszy do mieszkania babci Marysi, Kasia zostawiła tam zakupy. — To wszystko dla was, babciu. Ujrzawszy szproty, wątróbkę dorsza w puszce, brzoskwinie w syropie i inne smakołyki, których nie mogła sobie pozwolić, Marysia tak się wzruszyła, iż Kasi zrobiło się niemal głupio, iż tak rzadko ją rozpieszcza. Pożegnały się ciepłym pocałunkiem.
Gdy tylko Kasia weszła do własnego mieszkania, Wojtek wyszedł z kuchni, przeżuwając coś.
— A zakupy gdzie? — spytał, jakby nic się nie stało.
— Jakie zakupy? — odcięła się Kasia jego własnym tonem. — Te, które mi pomogłeś donieść?
— Oj, daruj to sobie! — próbował żartować. — Co, obraziłaś się?
— Nie — odpowiedziała spokojnie. — Wyciągnęłam wnioski.
Wojtek zaniepokoił się. Oczekiwał krzyku, awantury, łez, a tu taka lodowata cisza, iż sam poczuł niepokój.
— I jakież to wnioski?
— Nie mam męża — odparła i dodała z westchnieniem: — Myślałam, iż za mąż wychodzę… a wyszło na to, iż za idiotę wyszłam.
— Za kogo?! — Wojtek udał głęboko dotkniętego.
— Co tu niezrozumiałego? — spojrzała mu prosto w oczy. — Chcę, żeby mój mąż był mężczyzną. Tobie, widzę, też się marzy, żeby twoja żona była… mężczyzną. — Zastanowiła się chwilę. — To może znajdź sobie męża.
Twarz Wojtka poczerwieniała z wściekłości, zacisnął pięści. Kasia tego nie widziała — weszła już do sypialni, by pakować
Szarpnęła drzwi, gdy tylko Szymon znalazł się na klatce schodowej, i zatrzasnęła je z głuchym łoskotem, krople deszczu ściekające po szybie były jedynym świadkiem jej drżącego oddechu i pożegnania niegodnego.

Idź do oryginalnego materiału