Przez dłuższy czas myślałam, iż mam szczęście z synową… Ale po ślubie stała się kimś innym.
Kiedy mój syn Marek przyprowadził Kasię — od razu pomyślałam, iż ma szczęście. Dziewczyna z wyglądu prosta, schludna i gospodarna. W ich mieszkaniu zawsze było czysto, wszystko na swoim miejscu, gotowała smacznie, zawsze uprzejma, uśmiechnięta, serdeczna. Nigdy nie usłyszałam od niej ostrego słowa. Często się widywaliśmy — raz oni przyjeżdżali do mnie do domku na wsi, innym razem ja wpadałam do nich na herbatę. Nigdy nie czułam się niepotrzebna, wręcz przeciwnie — Kasia zawsze starała się pomóc, dogodzić. Cieszyłam się — i za syna, i za siebie. Myślałam, iż w końcu będzie miał prawdziwą rodzinę.
Spotykali się zaledwie pół roku, kiedy Marek oświadczył się Kasi. Kasia oczywiście się zgodziła, ale od razu powiedziała, iż marzy o pięknym weselu — z białą suknią, limuzyną i fotografem. Wtedy nie mieli pieniędzy, więc postanowili oszczędzać przez pół roku. Nie wtrącałam się w te sprawy — sama nie miałam dodatkowych pieniędzy, a nieproszone rady to zły pomysł. Młodzi sami powinni decydować, jak chcą żyć. Najważniejsze, iż się kochają.
Wesele odbyło się, jak sobie wymarzyli. Podarowałam im pieniądze, nie chciałam kupować niepotrzebnych rzeczy — niech sami zdecydują, co im bardziej potrzebne. Przy stole byli głównie przyjaciele młodej pary, moja przyjaciółka — chrzestna Marka — nie mogła przyjechać. Posiedziałam chwilę i wyszłam — nie chciałam przeszkadzać młodym w zabawie. Umówiliśmy się, iż następnego dnia wszyscy razem spotkamy się u mnie na wsi.
Następnego dnia przygotowałyśmy z chrzestną sałatki, grill. Młodzi przyjechali. Spojrzałam — Kasia była pochmurna, małomówna, cały dzień siedziała z telefonem, choćby na mnie nie spojrzała. Marek chociaż trochę pomagał, a ona — nie ruszyła palcem. Zrzuciłam to na zmęczenie — w końcu ślub, emocje.
Ale potem to zachowanie zaczęło się powtarzać. Spotkania były rzadkie, zawsze z mojej inicjatywy. Nie wtrącałam się — rozumiałam, iż to młoda rodzina, niech się przyzwyczają do siebie, urządzą. Ale chciałam przynajmniej raz w miesiącu zobaczyć syna.
Na urodziny kupiłam Markowi prezent, zadzwoniłam — chciałam wpaść chociaż na pięć minut, by go wręczyć. Odpowiedział, iż nie obchodzą, bo nie mają pieniędzy. No cóż, rozumiem. Ale po pół godzinie zadzwoniła Kasia zimnym głosem, mówiąc: „Chcemy pobyć we dwoje, nie obraź się”. Myślałam, iż może szykują jakąś niespodziankę, romantyczny wieczór. Ale później dowiedziałam się, iż mieli gości. Byli tylko znajomi. Ja nie zostałam zaproszona. Nikt mi nic nie powiedział. Po prostu… zignorowali.
Poczułam się obca. Niepotrzebna. Zapomniana.
Minęło trochę czasu, znów chciałam wpaść — byłam po drodze. Zadzwoniłam — Kasia powiedziała, iż nie ma ich w domu. A później Marek sam niechcący zdradził, iż cały dzień byli w domu. Nie zaczęłam tego drążyć. Pomyślałam, iż może Kasia ma trudny okres, może coś przeżywa. Albo po prostu „nagrała się w synową” i wróci do normalnych relacji. Starałam się nie nastawiać syna przeciw niej. Nie chciałam być tą teściową, o której układają kawały.
Ale kroplą, która przelała czarę, było ostatnie spotkanie. Spotkałam Kasię w sklepie — dosłownie twarzą w twarz. Jako wychowany człowiek, przywitałam się. A ona… udała, iż mnie nie zauważyła. Przeszła obok, jakbym była powietrzem. Stałam jak wryta. Czy jestem dla niej aż tak obca, iż nie zasługuję choćby na zwykłe „dzień dobry”?
Nie dzwoniłam do Marka. Nie skarżyłam się. Chociaż tak bardzo chciałam zadzwonić do Kasi i zapytać — w czym moja wina? Dlaczego się odwróciłaś? Czym ci przeszkodziłam? Ale milczałam. Ponieważ miałam jeszcze cień nadziei, iż to wszystko nie jest na zawsze. Może ona czeka dziecka, i po prostu hormony dają się jej we znaki. Albo, jak mówią, „majdan się jej przestawił”. A może… może po prostu taka jest. I całą „życzliwość” przed ślubem udawała, aby się spodobać. A teraz zdjęła maskę.
Nie wiem, czy powinnam porozmawiać z nią bezpośrednio. Może faktycznie czas wszystko rozwiąże. Ale wciąż czuję się niepotrzebna. A to przerażające. Zwłaszcza gdy nie jesteś wrogiem, obcym człowiekiem, tylko matką tego mężczyzny, którego ona nazywa mężem.
Powiedzcie, jak myślicie — czy teściowa powinna mówić otwarcie, kiedy czuje taki ból? Czy lepiej cierpliwie czekać, aż synowa sama wszystko zrozumie? Dlaczego Kasia tak się zmieniła po ślubie? Gdzie jest ta dziewczyna, której kiedyś szczerze się cieszyłam?