Murale i graffiti w Cork - bunt, kolory i historie na murach Rebel City

okiemobiektywu.pl 7 godzin temu
Cork od zawsze miał swoją duszę. W poprzednim wpisie pisałem o mieście buntowników, które nie raz i nie dwa stawiało się władzy i podążało własną drogą. Ale wystarczy wyjść na spacer po jego ulicach, żeby zrozumieć, iż ten duch nie należy wyłącznie do historii – on wciąż żyje i przemawia do nas z murów, skrzynek, fasad i zaułków. Cork mówi obrazami, a jego językiem jest sztuka uliczna.

Nie jest to sztuka anonimowa, jaką kojarzymy z graffiti lat 80., gdy spray był narzędziem protestu, a noc – sprzymierzeńcem artystów. Tutaj murale są częścią miejskiego krajobrazu, projektem społecznym i artystycznym, świadomym sposobem na ożywienie miasta. Festiwal Ardú Street Art Project od 2020 roku sprowadza do Cork twórców z całego świata, a oddolne inicjatywy, jak Mad About Cork, zmieniają choćby szare skrzynki elektryczne w małe obrazy. Ale są też i dzieła powstałe spontanicznie, w duchu rebelii, które przypominają, iż Cork pozostaje wierne swojej naturze – miasta, które nie boi się mówić wprost.

Spacerując po Cork, trafiam na całą mozaikę historii, emocji i symboli.

Pamięć zaklęta w murach

Na starej ceglanej fasadzie wyłaniają się wyblakłe litery – „PRIZE MEDAL PORTER”. To tzw. ghost sign, dawna reklama browaru, której farba już dawno straciła intensywność, ale sama obecność jest świadectwem epoki. Dla mnie to pierwsze graffiti Cork – nieplanowane, ale żyjące mimo upływu dekad. Te znaki przemawiają ciszej niż kolorowe murale, ale równie wyraźnie przypominają o przeszłości miasta zbudowanego na handlu i pracy.

Podobnie działają zamknięte witryny sklepów – jak zielony front Benedictus Book Shop. To miejsce, które niegdyś tętniło życiem, dziś pozostaje zamrożone w czasie. Obok nowoczesnych murali i politycznych haseł jest jak przypomnienie, iż miasto to nie tylko twórcza teraźniejszość, ale też warstwy wspomnień, które się nakładają.

Globalne Cork – od Islandii po Japonię

Na jednej ze skrzynek elektrycznych pojawia się napis „Velkomin í Cork” – witaj w Cork po islandzku. Prosty rysunek przedstawia wikingowski drakkar i flagę Islandii. To ukłon w stronę dawnych powiązań miasta z północą Europy, ale też gest otwartości wobec współczesnych mieszkańców i turystów.


Zupełnie inny klimat ma mural przedstawiający postać gejszy – subtelna, monochromatyczna, pełna delikatności. To sztuka, która przenosi nas w zupełnie inny świat, a jednocześnie uświadamia, iż Cork jest miejscem, gdzie mieszają się kultury i inspiracje z całego globu.

I wreszcie ogromny portret rudowłosej kobiety, wpatrzonej w przechodnia spod księżycowego nieba. Intensywne kolory włosów i tła sprawiają, iż trudno oderwać wzrok – jakby sam Cork chciał powiedzieć: „spójrz na mnie, posłuchaj mojej opowieści”.

Murale buntu i tożsamości

Cork to rebel city i murale przypominają o tym bez ogródek. Czerwony napis „End Dublin Rule in Cork” jest krzykiem sprzeciwu wobec dominacji stolicy i manifestem lokalnej dumy. Obok inny obraz, w podobnej estetyce, przedstawia wieżę Shandon jakby wyjętą z plakatu propagandowego – z chińskimi napisami i intensywnym czerwonym tłem. To połączenie lokalnego symbolu z językiem globalnych ideologii działa jak zwierciadło – odbija buntowniczą duszę Cork, która potrafi ironicznie mówić o własnej niezależności.

Nie sposób pominąć też ogromnego muralu przedstawiającego postać w żółtym płaszczu, autorstwa Conora Harringtona – jednego z najbardziej znanych artystów street artu, który pochodzi właśnie z Cork. Jego prace balansują na granicy klasycznego malarstwa i nowoczesnego graffiti, a monumentalny obraz w centrum miasta jest jednym z najważniejszych punktów szlaku Ardú.

Opowieści lokalne

Są murale, które wyglądają jak kartki pocztowe z życia miasta. Jeden z nich ukazuje hurling, żołnierza, port, katedrę i R&H Hall – wszystko, co definiuje Cork. Inny, zatytułowany „The Ferryman”, przedstawia przewoźnika na rzece – prostą scenę z życia nad Lee, ubraną w pastelowe kolory.

Warto też zatrzymać się przy muralu z wielkim kartonem na głowie postaci w pasiaku. To surrealistyczny obraz z domieszką humoru, pokazujący, iż sztuka uliczna w Cork nie zawsze jest patetyczna – czasem bawi, czasem pyta, czasem po prostu zmusza do uśmiechu.

Podobnie jak urocze witryny sklepowe, które stają się częścią miejskiego pejzażu. Wystawa z pluszowymi zwierzętami i Pinokiem wygląda jak scena z bajki – kontrast wobec poważnych murali, ale równie istotny element miejskiej narracji.

Od symboli do nowoczesności

Na murach Cork znajdziemy też drobne, ale wymowne detale: zielona skrzynka pocztowa z napisem „POST”, herb miasta z dwiema basztami i statkiem czy malutki krasnal w witrynie, dzierżący butelkę Guinnessa. Wszystko to składa się na mozaikę, w której sacrum i profanum, sztuka i codzienność, historia i współczesność istnieją obok siebie.

Do tego dochodzą miejsca-symbole, jak dawny pub Reidy’s Vault Bar, z szyldem „Wine & Spirit Store” i zegarem nad wejściem, czy alternatywne centrum kulturalne Kino, którego czarne ściany stały się tłem dla barwnych graffiti. choćby tablica na Angel Lane, zdobiona motywami rzemieślniczymi, wygląda jak dzieło sztuki ulicznej.


Są też murale interaktywne, jak ten z kodem QR ukrytym w koniczynie i napisem „Scan me, I’m Irish!”. To dowód, iż sztuka uliczna w Cork idzie z duchem czasu i potrafi wciągać przechodnia do zabawy.

Miasto, które żyje sztuką

Cork nie jest galerią pod gołym niebem w klasycznym sensie. To raczej żywy organizm, w którym murale, graffiti, ghost signs i instalacje współistnieją, tworząc opowieść o mieście. To opowieść buntowniczą, ale też kolorową i gościnną.

Spacerując wzdłuż rzeki Lee czy przez zaułki w centrum, można poczuć, iż sztuka w Cork nie jest dodatkiem – jest częścią codzienności. To właśnie ona sprawia, iż Rebel City pozostaje wierne swojej duszy: kreatywnej, otwartej i odważnej.

Jeśli wybierzecie się do Cork, polecam zabrać ze sobą aparat i zrobić własną mapę murali. Oficjalna trasa Ardú Street Art Trail to świetny początek, ale największą frajdą jest odkrywanie tych niespodziewanych obrazów, które czekają w najmniej oczywistych zakątkach.

Bo Cork to miasto, które – tak jak jego mieszkańcy – nigdy nie przestaje mówić. A mówi najpiękniej właśnie wtedy, gdy patrzymy na jego ściany.

Idź do oryginalnego materiału