W 2007 roku na potrzeby miesięcznika „Koniniana” napisałem poniższy tekst. Dziś, tj. w październikowy wieczór 2024 roku podczas zabawy z wnukami widząc Ich kwaśne miny powodowane nie w pełni zrealizowanymi wakacyjnymi wojażami podpowiedziałem, iż każde marzenia mogą się spełnić. Za przykład podałem mego przyjaciela Czesława Borkowskiego. Od czasów gdy zgubił smoczek otaczał siebie i nas zasłyszanymi morskimi przygodami. Gdy my zaczytywaliśmy się w „Płomyczku” i „Płomyku”, Świecie Młodych on prenumerował miesięcznik „Morze”. W każde wakacje „ciągnął” nas do portów Ustki, Kołobrzegu, czy Gdyni. Wówczas mógł godzinami wpatrywać się na dokujące, wpływające, czy wypływające statki lub okręty. Gdy wielu z nas „chowało” się przed poborem do wojska, a On zgłosił się ochotniczo na trzy lata do Marynarki Wojennej. Pływał na „ORP Wicher”, co w późniejszym czasie dało mu bonus do podjęcia pracy na statkach. Opłynął na nich cały świat. Po ukazaniu się artykułu napisał: Włodku, spotkałem się z „MS Koninem” na morzu!!! Pamiętasz nasze wpatrzone oczy w księgarnianą wystawę z pamiątkami przywiezionymi na „MS Konin”? choćby nie masz pojęcia, jaka to satysfakcja tysiące mil od kraju zobaczyć „pływający Konin”!!!
….Każda forma promowania rodzinnego miasta jest godna pochwały. Widokówka z początku lat siedemdziesiątych przypomniała mi o „nadziejach” ówczesnych Koninian wiązanych z odwiedzeniem portów Gdyni czy Gdańska. Co tak intrygowało mieszczan mających w herbie konia przy nabrzeżach portowych?
Otóż na jednej z pochylni Stoczni Gdańskiej, w lutym 1968 roku położono stępkę pod drobnicowiec o nośności 9750 TDW, oznaczony symbolem 1968 / Gk B-442/1 (Gdańsk). Po miesiącach intensywnych prac, 29 czerwca 1968 roku odbyła się uroczystość wodowania.
Matką chrzestną, nadając mu imię „MS KONIN” została Wiceprzewodnicząca Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Koninie Zofia Zamojska. Statek o wymiarach konstrukcyjnych 154.6 metra długości, 20, 6 metra szerokości, zanurzeniu 7,9 metra wyposażono w silnik spalinowy o mocy 7066 kW umożliwiający mu poruszanie się z prędkością 15,4 węzła (28,5 kilometra na godzinę). Podniesienie bandery oznaczającej gotowość do rejsów po morzach i oceanach świata dokonano 30 stycznia 1969 roku w Gdyni. W latach 1968 – 1994 statek pływający pod banderą Polskich Linii Oceanicznych obsługiwał linie Środkowego Wschodu, obejmującego rejon Morza Czerwonego, Zatoki Perskiej oraz Morza Arabskiego. Porty docelowe to: Gdynia, Hamburg, Kopenhaga, Port Said, Akaba (Jordania), Dżidda (Arabia Saudyjska), Damman, Port Sudan, Kuwejt, Basra(Irak), Khorramshar (Iran), Bombaj, Karachi. Po likwidacji w 1986 roku linii Zatoki Perskiej MS Konin pływał na linii Indonezyjsko – Wietnamskiej, przewożąc oprócz drobnicy inwestycyjnej między innymi kawę i herbatę. W 1994 roku został sprzedany armatorowi Euroeast z Belgii. Na miejsce, tj. do portu w Gijon (Hiszpania) drobnicowiec dostarczono kupującemu 9 marca 1994 roku. Pocieszeniem dla nas jest fakt, iż eksploatowany przez Euroeast, obsługiwany przez polskie załogi, pływał pod niezmienioną nazwą do 1997 roku. W tymże roku został złomowany i od tego momentu po statku pozostało tylko wspomnienie.
Widokówka, zdjęcia, konfabulacja o tych wyimaginowanych – i tych rzeczywistych spotkaniach z „MS KONIN”, pamiątki z rejsów udostępnione Koninianom na wystawie ówczesnej księgarni przy ulicy 3- go Maja, zapiski w pamiętniku są tylko detalami mojej pamięci. Jestem wdzięczny, iż dzięki kronikarzowi Polskich Linii Oceanicznych Panu Krzysztofowi Adamczykowi mogłem dzieląc się z Czytelnikami, poznać pełną historię o statku, który już na zawsze pozostał zakotwiczony w naszej pamięci.
Tadeusz Kowalczykiewicz
Ps. Kompletując dane do artykułu moją uwagę zwróciła skrupulatność i pasja, z jaką Krzysztof Adamczyk udzielał informacji o MS KONIN. Dopiero z życiorysu Pana Krzysztofa wynikło, iż powyższe cechy jako potomek znakomitego rodu wyssał wraz z mlekiem matki. Bowiem przed wielu laty to jego antenaci Żychlińscy kładli kamienie węgielne pod zbór we wsi Żychlin opierającej się o południowo -wschodnie granice Konina. Wiele lat później gorący patriotyzm dziadka Krzysztofa Adamczyka – Eugeniusza Żychlińskiego, legionisty, majora Armii Krajowej uhonorowali radni Częstochowy nazywając w 2000 roku jego imieniem jedną z ulic miasta.