„Możesz mnie nie zabrać… A jeżeli weźmiemy Marinę?” — chłopiec znalazł sposób na zdobycie rodziny

twojacena.pl 6 dni temu

Dom Kultury w małej mieścinie na Podlasiu był stary, ale przytulny. Dzieci tłoczyły się na sali, wpatrzone w scenę. Tam, pod światłem wysłużonych reflektorów, ponownie występował Krzysztof Nowak — starszy pan, iluzjonista znany w całej okolicy. Jego kapelusz — sfatygowany, ale wciąż pełen niespodzianek — zdążył już przejść do lokalnych legend.

Nie był zwykłym cyrkowcem. Krzysztof miał serce dziecka, a jego sztuczki nie były tylko trikami, ale iskrą nadziei. Tego dnia finałowy numer: miał wyczarować z kapelusza żywą kurę imieniem Henia. Sala wstrzymała oddech.

— Uwaga! — zawołał z przesadnym dramatyzmem i wyciągnął z kapelusza rozczochrane stworzenie.

Śmiech i okrzyki zachwytu wypełniły pomieszczenie jak wiater przed burzą. ale gdy Krzysztof już miał się pożegnać, dostrzegł jeden wzrok. Tylko jeden — poważny, niemal bolesny. Należący do chłopca około siedmiu lat, który siedział w ostatnim rzędzie, nieodrywając oczu od kury.

— Cześć, mój mały. Jesteś sam? — zapytał iluzjonista, podchodząc.

— To prawdziwa kura? — szepnął chłopiec z niedowierzaniem.

— Oczywiście! Możesz ją pogłaskać. To Henia.

Chłopiec wyciągnął rękę, dotknął piór. Oczy mu błyszczały, usta drżały.

— A nie boi się w kapeluszu?

— Henia się niczego nie boi. Jest dzielna. Tak jak ty.

— Piotrek! — rozległ się czyjś głos.

Podbiegła do nich kobieta o zmęczonej twarzy.

— Znów się oddalasz? — westchnęła i zwróciła się do Krzysztofa: — Wybaczcie. To nasz chłopczyk… trochę inny.

— Pani jest matką? — zapytał Krzysztof.

— Wychowawczynią. Z domu dziecka. Rodziców nie ma…

Gdy Piotrek odszedł ze spuszczoną głową, iluzjonista poczuł, jakby ktoś ścisnął mu serce w garści. Nie mógł o tym chłopcu zapomnieć.

— Proszę podać adres waszego domu dziecka.

Kobieta zdziwiła się, ale wymieniła ulicę.

Krzysztof nie spał całą noc. Wspominał, jak przed laty, po rozwodzie, stracił kontakt z własnym synem. Teraz, patrząc w oczy tego dziecka, czuł — los daje mu drugą szansę.

Rankiem pojawił się z torebką słodyczy. Piotrek siedział w kącie, z dala od innych. Zobaczył Krzysztofa i rozświetlił się. A gdy dostrzegł Henię — podskoczył z radości.

Tak zaczęła się ich przyjaźń. Najpierw wizyty, potem wycieczki do zoo, książki, bajki. Piotrek przywiązał się do niego całym sercem. I Krzysztof też.

Pewnego dnia postanowił działać. Zapytał Katarzynę, tę samą wychowawczynię:

— Chciałbym adoptować Piotrka.

— Samemu mężczyźnie nie pozwolą — odparła cicho. — Takie prawo.

Iluzjonista opuścił głowę. Nie wiedział, iż Katarzyna od dawna go obserwuje. Że za każdym razem, gdy przychodzi, jej serce bije niespokojnie. Ona też pokochała tego dziwnego, ale niezwykle dobrego człowieka.

A tydzień później Piotrek, trzymając się kurzej łapki Heni, szepnął:

— Możemy mieszkać razem?

Krzysztof zastygł. Jak wytłumaczyć przepisy, ograniczenia?

Ale chłopiec dodał, patrząc mu prosto w oczy:

— Może pani Kasia pójdzie z nami? Jest dobra. Będzie twoją żoną, a moją mamą. Wtedy będziemy rodziną.

Krzysztof spojrzał w stronę okna. Tam stała Katarzyna. I zrozumiał — chłopiec miał rację.

Podbiegł do niej, serce waliło mu jak młot. Nie musiał mówić. Ona już wiedziała.

Piotrek przytulił się do nich obojga.

I w tej chwili, wśród starych ścian, w zapachu farby i proszku do prania, w zwykłym domu dziecka — narodziła się rodzina.

Taka, jak z bajki.

Idź do oryginalnego materiału