Może zabraknąć przed świętami. Puste półki to realny scenariusz. Kupujący rzucili się na ten produkt mimo wysokich cen

warszawawpigulce.pl 2 godzin temu

Między październikiem 2024 a marcem 2025 roku Polska straciła 6 milionów kur niosek, a codziennie z rynku znika ponad milion jaj. Grudniowe zakupy świąteczne mogą w tym roku okazać się problemem. Eksperci z branży drobiarskiej wprost ostrzegają – jaj może zwyczajnie zabraknąć jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz przekazała informacje, które rujnują plany świątecznych potraw milionów Polaków.

Zdjęcie poglądowe. Fot. Shutterstock

Grypa ptaków i rzekomy pomór dziesiątkują stada

Problem nie ustępuje, wręcz przeciwnie – rozwija się z tygodnia na tydzień. W całej Polsce, Główny Lekarz Weterynarii odnotował do listopada 107 ognisk wysoce zjadliwej grypy ptaków na polskich fermach. Żaden inny kraj w Unii Europejskiej nie zbliża się do tej liczby. Wirus nie wybiera – atakuje małe gospodarstwa i gigantyczne fermy komercyjne z taką samą bezwzględnością. Najbardziej przerażający był przypadek z powiatu średzkiego w Wielkopolsce, gdzie jedna ferma z 1,4 miliona kur niosek musiała trafić do całkowitej utylizacji po stwierdzeniu wirusa.

Do grypy ptaków dochodzi rzekomy pomór drobiu. Według małopolskiego wojewódzkiego lekarza weterynarii Lecha Pankiewicza w tym roku na terenie całego kraju wystąpiło już ponad 130 ognisk rzekomego pomoru drobiu. Tylko 30 listopada w miejscowości Brzozowa w gminie Gromnik w powiecie tarnowskim stwierdzone zostało kolejne ognisko rzekomego pomoru drobiu – to już ósme w tym regionie. W samej Małopolsce stwierdzono jedno ognisko w dużej hodowli komercyjnej oraz 15 w małych gospodarstwach przyzagrodowych.

Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz szacuje, iż w okresie jesienno-zimowym 2024 i 2025 w wyniku grypy ptaków hodowcy w Polsce stracili blisko 15 milionów towarowych kur niosek. Od czerwca 2025 roku rzekomy pomór drobiu doprowadził do dalszej redukcji pogłowia kur nieśnych o prawie 0,7 miliona sztuk. Tylko od stycznia do końca lutego 2025 straty wyniosły od 4 do 4,5 miliona kur niosek.

Producenci przestali kupować pisklęta

Problem nie ogranicza się tylko do wirusa. W 2024 roku polscy hodowcy zakupili 3,8 miliona mniej piskląt niż rok wcześniej. Spadek o 12 procent oznacza pustki w kurnikach właśnie teraz, gdy zapotrzebowanie na jaja osiąga szczyt. Młode kury, które normalnie zaczynałyby nieść jaja w grudniu, po prostu nie istnieją.

Odbudowa stad po stratach spowodowanych chorobami została dodatkowo zakłócona przez nowe ogniska wirusa rzekomego pomoru drobiu w województwie mazowieckim. Skutkowało to tworzeniem stref ograniczających wstawienia ptaków do produkcji. W maju i czerwcu producenci w największych zagłębiach drobiarskich rozpoczęli odbudowywanie stad, ale proces ten został przerwany przez kolejne zachorowania.

Grudzień to szczyt zapotrzebowania na jaja

Boże Narodzenie to absolutny szczyt zapotrzebowania na jaja w Polsce – większy choćby niż Wielkanoc. Grudniowe wypieki pochłaniają w przeciętnej polskiej rodzinie od trzech do czterech razy więcej jaj niż normalny miesiąc. Makowce, serniki, pierniki, babki, ciasta kruche – wszystko wymaga jaj, i to w dużych ilościach.

Katarzyna Gawrońska, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz podkreśla dramatyzm sytuacji. „Jaj po prostu nie ma. Nie daliśmy rady odbudować stad po chorobach zakaźnych, które je wcześniej zdziesiątkowały. Nie da się odtworzyć potencjału produkcyjnego w kilka tygodni. W rolnictwie zajmuje to długie miesiące, a teraz dodatkowo ten proces został przerwany przez nowe ogniska chorób drobiu” – wyjaśnia.

Konsumenci nie powinni również liczyć na import, bo cała Europa jest w podobnej sytuacji. Niemcy mają problemy z grypą ptaków, Francja mimo szczepień odnotowuje dziesiątki ognisk, Włochy zmniejszają produkcję. Dodatkowo Stany Zjednoczone, które straciły 48 milionów kur niosek przez ptasią grypę, zaczęły masowy import jaj z Europy. Hodowcy mogą dostać propozycję eksportu, co jeszcze bardziej ograniczy dostępność na krajowym rynku.

Ceny wystrzeliły o ponad połowę. Branża drobiarska nie ukrywa obaw

Dane ze Zintegrowanego Systemu Rolniczej Informacji Rynkowej pokazują dramatyczny wzrost cen. Według informacji z końca sierpnia jaja klatkowe w zakładach pakowania były droższe o 52 procent w stosunku do notowań sprzed roku. Cena stu jaj wynosiła 62,48 złotych, a rok wcześniej tylko 41,10 złotych. Jaja ściółkowe podrożały w ciągu roku o ponad 41 procent, z wolnego wybiegu o prawie 26 procent, a ekologiczne o 11 procent.

Analiza Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz wykazuje, iż ceny jaj w transakcjach między hodowcami a pakowniami wzrosły o 60 procent w stosunku do ubiegłego roku w przypadku jaj o rozmiarze M. Wzrost rok do roku to 50 procent w przypadku jaj o rozmiarze L. W listopadzie niektóre zakłady pakowania zgłaszają tygodniowe wzrosty cen o 5 do 6 procent.

Katarzyna Gawrońska przewiduje, iż ceny jaj przez cały czas będą rosły co najmniej do Świąt Bożego Narodzenia. „Tegoroczna sytuacja jest skomplikowana. Choroby drobiu z jednej strony zdziesiątkowały stada niosek, a z drugiej nie pozwoliły na szybkie zastępowanie likwidowanych stad nowymi. Niemniej obecny poziom cen jest bardzo wysoki, co będzie ograniczało dynamikę wzrostu. W efekcie ceny jaj pójdą w górę, ale w umiarkowanym zakresie” – zaznaczyła.

Polska teoretycznie produkuje 30 procent więcej jaj niż krajowe zapotrzebowanie. Nadwyżka produkcji ponad potrzeby wewnętrzne jest zdecydowanie większa niż unijna średnia i można ją oszacować na około 30 do 35 procent. To powoduje, iż bezpieczeństwo żywnościowe kraju nie jest zagrożone w sensie absolutnego braku produktu. Jednak ta nadwyżka topi się w oczach przez straty w stadach i możliwość eksportu do państw z jeszcze większymi problemami.

Dlatego eksperci wprost mówią – jeżeli planujesz świąteczne wypieki, kup jaja wcześniej i przechowuj je w lodówce. Za dwa tygodnie, tuż przed świętami, może ich po prostu nie być. Branża drobiarska nie ukrywa obaw przed grudniem. W połączeniu z ciągłymi ogniskami ptasiej grypy i rzekomego pomoru drobiu oraz brakiem młodych kur produkcja może nie sprostać świątecznemu szaleństwu.

Co to oznacza dla czytelnika?

Jeśli planujesz świąteczne wypieki wymagające dużej ilości jaj, kup je jak najszybciej. Świeże jaja mogą leżeć w lodówce choćby miesiąc w temperaturze poniżej 8 stopni bez utraty jakości. Nie trzymaj ich w drzwiczkach lodówki – tam temperatura waha się przy każdym otwarciu. Środkowa półka z tyłu to optymalne miejsce.

Przygotuj się na wyższe ceny. Makowiec wymagający 12 jaj, sernik kolejnych 6, babka drożdżowa minimum 4 – razem 22 jaja, co przy obecnych cenach oznacza ponad 30 złotych tylko na ten jeden składnik. Rok temu ten sam zakup kosztował około 15 złotych. Ceny przez cały czas rosną i prawdopodobnie osiągną szczyt tuż przed świętami.

Rozważ alternatywy dla tradycyjnych przepisów. Część ciast da się upiec z mniejszą ilością jaj lub z zamiennikami – banan, mąka lniana z wodą, gotowe preparaty z ekosklepów. Może w tym roku zamiast pięciu rodzajów ciast upiec dwa ulubione, ale w większej ilości.

Jeśli widzisz jaja w promocji, nie zwlekaj z zakupem. W tym roku promocje na jaja pojawiają się bardzo rzadko, bo producenci nie mają powodu do obniżania cen przy tak dużym popycie i ograniczonej podaży. Tradycyjne podejście do świątecznych zakupów – zostaw wszystko na ostatnią chwilę, przecież promocje będą – w tym roku się nie sprawdzi.

Najbliższe tygodnie to test dla polskich portfeli i planów świątecznych. Jaja – produkt tak podstawowy, iż nikt nie wyobrażał sobie ich braku. Teraz nagle okazuje się, iż normalność miała datę ważności, a grudzień może przynieść puste półki w sklepach.

Idź do oryginalnego materiału