– Mówimy sobie „ty” – szepnął cicho Jakub tuż przy uchu. Kinga poczuła na skroni jego oddech. Przeszedł ją dreszcz…
– Lidko, zobacz, czy ktoś jeszcze jest na korytarzu? Chciałabym dziś wyjść wcześniej. Mama ma urodziny – powiedziała Kinga.
– Już sprawdzam, Kingo Janowo – młoda, sympatyczna pielęgniarka wstała od biurka, otworzyła drzwi gabinetu i wyjrzała na korytarz. – Nikogo nie ma, Kingo Janowo. Wszyscy pacjenci z dzisiejszej listy już przyjęci, sprawdziłam – uśmiechnęła się Lidka.
– Dobrze. jeżeli ktoś przyjdzie, zapisz na jutro albo niech idą do sąsiedniego gabinetu, do Ewy Piotrówny.
– Idź, ja tu posiedzę, wszystko załatwię, nie martw się – uspokoiła Lidka. – Kierowniczka przychodni jest na służbowej, gdyby coś, ja cię zasłonię.
– Dzięki. Co bym bez ciebie zrobiła? – Kinga wzięła torbę, rzuciła okiem na biurko, czy nie zapomniała telefonu, i podeszła do drzwi. – Do jutra, Lidko.
– Do widzenia, Kingo Janowo. Oj, pospiesz się, jak się ściemniło, lada chwila zacznie lać.
– Naprawdę? A ja muszę jeszcze wstąpić po kwiaty. No to lecę – powiedziała Kinga, już wychodząc na korytarz.
Szybko przebrała się, płaszcz zakładała już na schodach.
– Kingo Janowo, już pani wychodzi? – na dole, przy rejestracji, zatrzymała ją starsza kobieta.
– Dzień dobry. Może pani poczekać do jutra? Spieszę się – poprawiając kołnierz płaszcza, odparła Kinga, kierując się ku wyjściu.
– Kingo Janowo, tylko pani słucha naszej Zosieńki. Wpadłaby pani, pogadała z nią, uspokoiła. Ciągle płacze – mówiła kobieta szybko, nie odstępując Kingi.
– Jutro mam dyżur wieczorny, rano pójdę na wizyty domowe i wpadnę do pani. A teraz muszę biec, przepraszam. – Kinga wyszła z budynku przychodni, zeszła ze schodów i spojrzała w niebo.
Ogromna czarna chmura nasuwała się na miasto. Zdawało się, iż za chwilę otrze się swoim brzuchem o dachy, pęknie i zaleje ulice potokiem wody.
Gdy Kinga podchodziła do kiosku z kwiatami, pierwsze ciężkie krople spadły na jej ramiona. Ledwie zdążyła schronić się pod daszkiem, gdy deszcz zaczął lać ze zdwojoną siłą.
– Niech się pani nie martwi, dobrze zapakuję bukiet – powiedziała sprzedawczyni.
Podczas gdy kobieta owijała w grubą folię ulubione gerbery mamy Kingi, ta z niepokojem patrzyła, jak spod przystanku odjeżdżają jeden za drugim autobusy. W końcu otrzymała bukiet, zapłaciła i pobiegła na przystanek, osłaniając głowę kwiatami.
Deszcz rozpętał się na dobre. Na przystanku została już tylko Kinga. Dobrze, iż choć daszek był. Zapomniała parasola i do przystanku dotarła już porządnie przemoczona.
Autobusu wciąż nie było. Trzeba było przeczekać w przychodni, pogadać z babcią Zosi – teraz dopiero Kinga żałowała swojej pośpiechy. Przytuliła się, marznąc, i odsunęła głębiej pod zadaszenie. Obok przejeżdżały samochody, rozbryzgując błoto po kałużach.
„Gdzie on utknął? Jakże niefortunnie ten deszcz” – myślała Kinga, wpatrując się w stronę, z której miał nadjechać autobus. Nagle przy chodniku zatrzymał się czarny jeep. Kinga z zazdrością pomyślała, iż fajnie byłoby mieć taki. „Dobrze mieć samochód, nie trzeba czekać na autobus…”
Szyba od strony pasażera opadła i Kinga ujrzała mężczyznę. Nie od razu zrozumiała, iż zwraca się do niej.
– Wsiadaj. Tam wypadek, autobusy stoją.
Gdy Kinga się wahała, mężczyzna otworzył przednie drzwi. Kinga wsiadła na fotel pasażera. W środku było ciepło i sucho. choćby hałasu deszczu prawie nie słychaćło.
– Dokąd jedziesz? – zapytał mężczyzna, patrząc na Kingę.
Mniej więcej w jej wieku, przystojny, w garniturze. Kinga się zawstydziła. „A ja wyglądam jak przemoczony ptak”.
– Na Tańską – odpowiedziała.
– W porządku, jadę w tę samą stronę.
Od mężczyzny biła tak pewność siebie i męska charyzma, iż Kinga z niepokojem na niego spojrzała. Nie wyglądał na maniaka, elegancki, mądre oczy. „Tacy grają w serialach uwodzicieli” – pomyślała. Samochód ruszył płynnie, niemal niezauważalnie nabierając prędkości. W środku przyjemnie pachniało skórą i jego drogimi perfumami. Coś ciągle pikało.
– Zapi” – Przepraszam, iż nie odezwalam się wcześniej – powiedział Jakub, patrząc na nią ciepło – ale teraz, iż cię znalazłem, nie zamierzam już więcej tracić czasu.”