Dzisiaj w moim dzienniku zapiszę coś, co zmieniło wszystko.
„Lekarzu, niech pan powie wprost!” – głos Kingi drżał, a palce wpiły się w blat tak mocno, iż kostki zrobiły się białe. „Nie mogę już dłużej czekać!”
Mężczyzna za biurkiem powoli podniósł głowę. Światło lampy odbiło się w jego okularach, zasłaniając wyraz oczu. Odłożył długopis i głęboko westchnął.
„Czternaście tygodni ciąży” – powiedział spokojnie, jakby informował o pogodzie.
Kinga zastygła. Wydawało się, iż powietrze uciekło z jej płuc. Usta poruszyły się, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
„Jak…” – w końcu wyszeptała, czując, jak ściska ją w gardle. „To niemożliwe…”
„Możliwe” – lekarz zasłonił kartę dłonią, patrząc na nią uważnie. „Naprawdę się pani nie domyślała?”
Kinga Nowak, smukła kobieta o krótkiej kasztanowej fryzurze i zmęczonych, ale wciąż błyszczących zielonych oczach, nigdy nie sądziła, iż stanie w gabinecie ginekologa w klinice „Zdrowie Plus”. Zawsze czuła głęboką niechęć do szpitali – ostry zapach środków dezynfekujących, zimny metal stetoskopu, białe fartuchy przypominały jej o macierzyństwie, które wydawało się nieosiągalne. Ale lekarz rodzinny z przychodni przy ulicy Jabłoniowej był stanowczy:
„Badania są konieczne, Kingo. W pani wieku nie można zaniedbywać zdrowia.”
I oto była tutaj, w dusznej sali z plakatami o zdrowiu kobiet, gdzie każdy szelest papieru brzmiał jak wyrok.
„Ale… jak?” – Kinga przycisnęła skronie, próbując zebrać myśli. „Przecież z mężem… my…”
Lekarz pochylił się do przodu, składając dłonie na stole.
„Tak też bywa. Gratuluję” – w jego głosie pojawił się cień uśmiechu.
Kinga zamknęła oczy. Przez głowę przemknęło: „Mam czterdzieści pięć lat. Jestem prawie babcią. A teraz…” Wypuściła powietrze, czując, jak łzy spływają po policzkach.
„Jaki wybór?!” – Kinga gwałtownie wstała, ściskając torebkę tak mocno, iż pasek wbił się w dłoń. Jej głos drżał, ale nie ze strachu – z gniewu. „Pan mi sugeruje, żebym… usunęła?”
Lekarz odsunął się na krześle, jakby przestraszony jej tonem.
„Muszę przedstawić wszystkie możliwości” – bąknął, gwałtownie przeglądając kartę. „Wskazania medyczne, ryzyko wieku…”
„Moje dziecko to nie 'wskazanie medyczne’!” – Kinga szarpnęła drzwiami szafy, gdzie wisiało jej palto. „I będę się konsultowała z innym lekarzem. Z takim, który nie widzi w tym… pomyłki.”
Jego brwi uniosły się, ale tylko podał jej wyniki badań.
„Jak pani woli. Ale proszę wziąć witaminy, dla…”
„Dziękuję” – wrzuciła papiery do torby, nie patrząc. „Wystarczy mi dwadzieścia pięć lat czekania zamiast panKiedy wyszła na ulicę, słońce wydawało się jaśniejsze niż kiedykolwiek, a w sercu czuła dziwną pewność, iż choć droga będzie trudna, jej dziecko – to największy dar, jaki mogła otrzymać.