5000 kilometrów motocyklem po Norwegii, spełnione marzenie. Tak wyglądała ostatnia podróż motocyklowa naszego przyjaciela, redaktora Rafała Betnarskiego.
Od Piotra Jędrzejaka, redaktora naczelnego:Naciskam "opublikuj" przy tym artykule z ogromnym smutkiem. To dlatego, iż autorem nie jestem ja, ale Raff... Niestety Rafał nie żyje - odszedł dzień wcześniej.
Po tegorocznej Operacji Lato, w drugiej połowie sierpnia, Rafciu wziął urlop i zrobił to, co lubił robić najbardziej, czyli wyjechał w podróż na motocyklu. Zrealizował swoje marzenie i objeździł Norwegię. Kilka dni po powrocie Rafał zmarł - w swoim domu, spokojnie, z powodów zdrowotnych niezwiązanych z motocyklami.
Rafciu nie zdążył dokładnie opowiedzieć nam (ani Wam) o swoich norweskich przygodach. Zdążył za to na swojego facebooka wrzucić poniższe przemyślenia po podróży, wraz ze zdjęciami. Jest to jego ostatni tekst o jego największym zamiłowaniu, jakim było podróżowanie motocyklem.
Nie wyobrażam sobie, aby ten tekst mógł nie ukazać się na portalu, który wspólnie prowadziliśmy przez kilka lat. Rafciu, mój wspaniały przyjacielu, cieszę się, iż spełniłeś marzenie! Będę tęsknił i oddaję Ci głos ten ostatni raz:
15 lat. Tyle dojrzewało moje marzenie o doświadczeniu norweskiej rzeczywistości. Długo? Owszem, tym bardziej iż jestem zwolennikiem tezy, iż marzenia mają swój termin przydatności, nie ma zatem większego sensu odkładanie ich na później. Tym razem było inaczej – gdybym zdecydował się pojechać do Norwegii 15 lat temu, nie byłbym w stanie zachwycić się tą częścią świata jak należy. Nie potrafiłbym docenić tego subtelnego muśnięcia cywilizacyjnym pledem niezwykłego cudu natury. Nie umiałbym również jak należy zmierzyć się z kojącą kulturą norweskich kierowców. Nie byłbym w stanie wreszcie zabiezpieczyć sobie finansów na tyle, by bez większych stresów podróżować po tym kraju nie martwiąc się o jedzenie, czy miejsce do spania.
Każdemu z Was, kto ma gdzieś na swojej liście marzeń Norwegię, powiem jednak: jedź, nie czekaj, nie ma sensu. Ani nie jest tam tak drogo, jak nam się wydaje (ceny niemal wszystkiego są podobne do polskich), ani wcale tak daleko. Daleko wydaje się z domu, z zacisza wygodnej kanapy, czy miękkiego łóżka. Kiedy już człowiek rusza w drogę, zaczyna doświadczać cudu podróży, a tenże prowadzi go prosto w objęcia czegoś wielkiego, co na zawsze już zaznaczy trwały ślad w pamięci.
Norwegia to miejsce dla ludzi odpowiedzialnych – wydaje się, iż znaków drogowych prawie tam nie ma, podobnie jak barier ochronnych na górskich drogach. Linia ciągła to rzadkość, podobnie jak ktoś, kto łamie przepisy. Normą za to jest ograniczenie do 80 km/h także na wściekłych serpentynach. Konia z rzędem temu, kto potrafił będzie jechać tam z taką prędkością. Mimo chłodu, uderzają prawdziwie latynoski rytm górskich dróg i widoki, które dosłownie co rusz rzucają się do oczu z pazurami.
Mój wyjazd nie byłby tak wspaniały bez wsparcia nieocenionych Piotrka i Oli z Nie Tylko Nordkapp – motocyklem po Norwegii – których usługi szczerze polecam, rzadko spotyka sie tak pozytywnych ludzi! Dziękuję też Oxford Products Ltd za genialne torby Atlas, które kupiłem za własne pieniądze (no sarcasm here). Dziękuję także Chigee Polska za AIO-5 Lite, doskonały sprzęt do nawigacji. No i mój wierny druh – KTM 1090 Adventure, który bez zająknięcia ogarnął te 5000 km też zasługuje na pochwałę. Czuwaj i do zobaczenia w trasie!























Tekst i zdjęcia skopiowane z ostatniego posta Rafała na Facebooku.