Mostar poza sezonem, czyli spacerem po mieście symbolu

balkanyrudej.pl 1 rok temu
Bośnia i Hercegowina

Mostar wielokrotnie odwiedzaliśmy podczas naszych pobytów w Bośni i Hercegowinie. Ale zawsze wpadaliśmy tam na kilka godzin i jechaliśmy dalej. W lutym postanowiliśmy odrobinę zmienić ten stan rzeczy i zostać na noc, by w spokoju przespacerować się po jego najróżniejszych zakamarkach. Przekonajcie się, dlaczego warto odwiedzić Mostar poza sezonem i to choćby wtedy, gdy pogoda nie należy do idealnych.

Powrót do parku Fortica

Zanim skupiliśmy się na eksplorowaniu uliczek Mostaru, zajechaliśmy do dobrze znanego nam miejsca, które w ostatnich latach przeszło drobną metamorfozę. Chodzi oczywiście o Park Fortica. To właśnie tu powstał przeszklony taras widokowy, który pozwala spojrzeć na Mostar niemal jak z lotu ptaka. Vidikovac Fortica wyrasta z górskiego zbocza, tuż obok schroniska o tej samej nazwie. Doprowadziła nas tam kręta, asfaltowa szosa. Auto zaparkowaliśmy na dużym parkingu, nad którym dumnie powiewała bośniacka flaga. Oczywiście od razu popędziliśmy na taras. Cóż, ja wytrzymałam na nim jakieś 40 sekund i uciekłam z powodu błędnika wariującego w mojej głowie. Marek nie miał takich problemów. Po jakimś czasie nad punkt widokowy przyleciało ogromne stado ptaków, które rozpoczęło swój podniebny taniec, tuż nad naszymi głowami.

Kiedy Marek zabrał się za nagrania dronem, ja wyruszyłam na krótki spacer po okolicy. Udałam się w stronę ruin austro-węgierskiej fortecy, by zerknąć na panoramę rozciągającą się z drugiej strony wzgórza. Mimo dość szarej aury doskonale widać było zielonkawą toń Neretwy oraz imponujące sylwetki gór Prenj.

Późnopopołudniowy i wieczorny spacer po Mostarze

Po opuszczeniu Parku Fortica zjechaliśmy bezpośrednio do miasta. Nocleg znaleźliśmy stosunkowo blisko centrum. Zaletą pensjonatu był zamykany parking oraz relatywnie niska jak na zimę cena. Po dotarciu na miejsce gwałtownie wypakowaliśmy auto, chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy na spacer. Początkowo towarzyszył nam niezbyt intensywny deszcz, który po godzinie zniknął i pozwolił nam w pełni cieszyć się Mostarem.

Mosty

Oczywiście dla zdecydowanej większości turystów w Mostarze istnieje w sumie tylko jeden most. Kamienny, symboliczny, wpisany na listę UNESCO. Jednak pozostało kilka innych mostów, które są godne uwagi. Z naszego noclegu od razu wstąpiliśmy na Lučki most. Po co? Bo rozciąga się z niego ładny widok na mostarską starówkę oraz oczywiście na Stari Most.

Stamtąd ruszyliśmy w stronę placyku obok ujścia rzeczki Radoblji do Neretwy. To jeden z popularniejszych punktów, z których latem można podziwiać panów skaczących do chłodnej toni rzeki. W lutym mogliśmy co najwyżej poprzyglądać się stadu kaczek, które leniwie pływały blisko brzegu.

Po krótkiej fotosesji udaliśmy się ku trzeciemu w tej okolicy mostowi, czyli uroczej, malutkiej Krivej ćupriji. Zanim jednak do niej dotarliśmy, uznaliśmy, iż czas na obiad. Zdecydowaliśmy się na posiłek w Hindin Han i chyba pierwszy raz od paru lat żadne z nas się w Mostarze nie zatruło (a w poprzednich latach mieliśmy w tym mieście różne, żywieniowe niepowodzenia).

Wieczorna pusta starówka

Kiedy skończyliśmy posiłek, w mieście zdążył zagościć już zmierzch. Nie narzekaliśmy, bo wiele budynków w Mostarze jest całkiem ładnie oświetlonych. W takim wydaniu miasto prezentowało się naprawdę magicznie. Do tego mostarską starówkę przemierzaliśmy w samotności. Wyślizgany bruk odbijał tylko nasze sylwetki, a echo kroków niosło się między domami (no dobra, z tym echem to trochę przesadziliśmy, ale musieliśmy dodać trochę „dramatyzmu”). Prawda jest taka, iż o tej porze starówka świeciła pustkami, ale im bardziej się od niej oddalaliśmy, tym bardziej ożywione stawało się miasto. Mieszkańcy wolą spędzać swój czas gdzie indziej. Fakt faktem, poza sezonem wiele lokali na starówce po prostu się nie otwiera i w jej obrębie działa tylko kilka restauracji. Podobnie rzecz się ma ze sklepikami z pamiątkami. W ciągu dnia niektóre były czynne. Ale gdy tylko zrobiło się ciemno – wszystkie się zamknęły. Spacer zakończyliśmy w Craft Beer Garden imaimoze. Tam próbujemy lokalnych kraftów – np. piwo o posmaku marakui czy ogórka. Wybór jest całkiem niezły. Ceny może nie najniższe, ale do przeżycia. Zadowoleni z testów wróciliśmy na nocleg. Oczywiście zajrzeliśmy raz jeszcze na punkt widokowy poniżej Starego Mostu, by przed snem ponownie na niego zerknąć.

Mostar o poranku

Kolejnego dnia wstaliśmy dość wcześnie. Prognozy nie były zbyt optymistyczne i mówiły o sporych opadach deszczu już od godziny 12. Rano jednak w Mostarze powitało nas słońce, które dzielnie przebijało się przez chmury. To jeszcze mocniej zmotywowało nas do szybkiego wymarszu. W planach mieliśmy spacer przede wszystkim po nowszej części miasta. Ale, by tam dotrzeć, oczywiście musieliśmy przejść przez fragment starówki, która o poranku odrobinę bardziej tętniła życiem. Głównie za sprawą otwierających się sklepików z pamiątkami i nieco liczniej kręcących się tu ludzi.

Kościół św. Piotra i Pawła

Po drugiej stronie ruchliwego Bulvaru wznosi się jeden z bardziej wyróżniających się budynków Mostaru. Chodzi oczywiście o Kościół św. Piotra i Pawła. Co sprawia, iż naprawdę ciężko go nie zauważyć? Cóż, kościół posiada wysoką na 107 m dzwonnicę. A to czyni ją najwyższą, tego typu budowlą w całej Bośni i Hercegowinie. Chyba z każdej części Mostaru można ją dostrzec. Choć architektonicznie nie jest to jakaś wybitna konstrukcja. Ale rzuca się w oczy. I raczej taki był zamysł jej projektanta. O tej porze dnia kościół był zamknięty, a sporych rozmiarów parking przed świątynią świecił pustkami. Przy okazji mogliśmy się też poprzyglądać okolicznym muralom.

Wzdłuż Radoblji do Hrvatskiego Domu

Spod kościoła skierowaliśmy się ku płynącej za nim rzeki Radoblji. Postanowiliśmy iść wzdłuż niej w kierunku naszego głównego celu na ten dzień. Ale zanim do niego dotarliśmy, zajrzeliśmy w okolice Hrvatskiego Domu. Ten imponujący budynek, przed którym znajduje się sporych rozmiarów fontanna, pełni funkcję swoistego centrum kultury. Działa tu też kawiarnia. A na wiosnę, która o dziwo pojawiła się już w lutym, stały przed nim ukwiecone na różowo drzewa.

Partyzancki cmentarz

W poszukiwaniu kolejnych, jugosłowiańskich spomeników dotarliśmy również do zachodniej części Mostaru. To właśnie tu znajduje się partyzancki cmentarz (Partizansko groblje). Upamiętnia on 810 partyzantów należących do Armii Wyzwolenia Narodowego, którzy zginęli podczas II wojny światowej. Mostar był w tym czasie jedną z ważniejszych siedzib antyfaszystowskiego ruchu oporu. Dlatego to właśnie w nim postanowiono zbudować pomnik dla uczczenia tych, którzy oddali swoje życie podczas toczących się na tych ziemiach walk. Decyzja o budowie podjęta została w 1959 roku, a o zaprojektowanie go poproszono Bogdana Bogdanovića. Ten uznał, iż nie stworzy pomnika, a cały kompleks, który wzorował na grobowcach, jakie miał widzieć podczas swych podróży po Bliskim Wschodzie. Co z pewnością wyróżnia Partizansko goblje, to fakt, iż nie znajdziecie w jego obrębie żadnych nawiązań do wojny czy socjalizmu (a wtedy tego typu symbolika czy retoryka była bardzo popularna). Bogdanović miał stwierdzić, iż wolał zastosować zdobienia czy kształty nawiązujące do planet lub słońca, tak, by były one uniwersalne dla wszystkich.

Spacer po cmentarzu

Wejście na teren kompleksu znajduje się od strony ul. Kralja Petra Krešimira IV. Do głównej części pomnika wiedzie chodnik, wznoszący się ku górze. Do jego budowy wykorzystano kamienie pochodzące z Neretwy. Po wdrapaniu się wyżej oczom ukazuje się pięć tarasów, które wbudowane zostały we wzgórze. Wzdłuż nich oryginalnie wznosiło się 630 tablic o dość abstrakcyjnych kształtach. Niestety w tej chwili wiele z nich jest zniszczonych. 560 tablic było przeznaczonych dla partyzantów, których szczątki są fizycznie pochowane w tym miejscu, podczas gdy pozostałe 70 kamieni to symboliczne tablice dla partyzantów z Mostaru, których szczątków nigdy nie odnaleziono. Po dotarciu do najwyższego tarasu, w czym pomaga biegnący z tyłu korytarz przywodzący na myśl tunel, oczom ukazuje się wysoka ściana ozdobiona kolejnymi, dość futurystycznymi zdobieniami. Przed nią natomiast wznoszą się pozostałości fontanny. Z najwyższego tarasu rozciąga się ładna panorama miasta i Parku Fortica. Oboje byliśmy zachwyceni wielkością tego miejsca oraz tym, jak zostało ono wkomponowane w przestrzeń. Aż prosiłoby się, by je wyremontować i przywrócić dawną świetność.

Park Zrinjevac

Po spacerze po Partyzanckim Cmentarzu wróciliśmy do Hrvatskiego Domu. Z jego okolic zaczyna się malownicza aleja wysadzana platanami (ul. Nikole Šubića Zrinskog), która biegnie do Španjolski trgu i przecina Park Zrinjevac. Wzdłuż niej wznosi się kilka eleganckich willi. W szczególności jedna przykuła naszą uwagę. Była bowiem dość mocno zrujnowana. Ale na tyle malownicza, iż ciężko było przejść obok niej obojętnie. Natomiast nieopodal Španjolskiego trgu stoi imponujący gmach gimnazjum, który zaprojektowano w mauretańskim stylu.

Ruiny domu towarowego

Bliżej godziny 11, około której mieliśmy odebrać auto z parkingu przed pensjonatem, zaczęliśmy kierować się w stronę starego miasta. Ale zanim tam dotarliśmy postanowiliśmy zajrzeć do kolejnej, nie do końca oczywistej „atrakcji” Mostaru. Chodzi oczywiście o ruiny domu towarowego Razvitak, jakie wznoszą się przy ul. Maršala Tita. Prezentuje on naprawdę niesamowitą, modernistyczną architekturę. Surowy wygląd tej betonowej konstrukcji został przełamany przez płaskorzeźby nawiązujące do zdobień, jakie znaleziono na średniowiecznych stećkach (grobowcach). Niestety podczas wojny budynek ten został ostrzelany i poważnie uszkodzony. Wciąż stoi, ale jego stan nie jest najlepszy. Pojawiały się pomysły, by go zburzyć. Ale na razie nie podjęto w tym temacie żadnych kroków.

I znów stare miasto

Spod domu towarowego przemknęliśmy dość gwałtownie wzdłuż ul. Braće Fejića. Ja jeszcze złapałam kubek kawy na wynos i znów znaleźliśmy się na starym mieście. Około 11 panowała tam dużo bardziej ożywiona atmosfera niż wieczorem. choćby pojawiły się pojedyncze grupy zagranicznych turystów. Żegnamy się z uroczymi kamieniczkami, raz jeszcze spoglądamy na Stari Most. I dochodzimy do wniosku, iż w takim wydaniu Mostar naprawdę jest świetny. Taki niespieszny, niezatłoczony, nieupalny, mniej komercyjny. Oczywiście w trakcie tej wizyty nie zaglądaliśmy do muzeów czy zabytków, które po prostu mieliśmy „odhaczone” podczas wcześniejszych odwiedzin. Tym razem chcieliśmy skupić się na tych miejscach, które albo znaliśmy i lubiliśmy, albo dopiero chcieliśmy poznać. I to, co sobie założyliśmy, to nam się udało. No i co najważniejsze, pogoda była dla nas łaskawa i utrzymała się przez cały nasz pobyt.

Mostar praktycznie

  • W lutym nie ma żadnych problemów, by w Mostarze znaleźć nocleg. Ceny są bardzo przystępne i sporo niższe niż w Sarajewie. Polecamy znaleźć nocleg z parkingiem. Wtedy nie będziecie musieli dopłacać do postoju Waszego auta na prywatnym placu lub na ulicy, gdzie bliżej centrum są płatne strefy parkowania.
  • Poza sezonem nie działają wszystkie restauracje. Ale odwiedzona przez nas Hindin Han (ul. Jusovina) działała i nie byliśmy jedynymi klientami. Ruch był raczej spory.
  • Na Starym Mieście sklepy z pamiątkami otwierają się w ciągu dnia. Gdy zapada zmierzch jest tam cicho i pusto.
  • Polecamy wybrać się na spacer trasą z naszego poranka w Mostarze. Dotrzecie do nieco mniej oczywistych zakamarków miasta.
Idź do oryginalnego materiału