Luty to taki miłosny czas... Z jednej strony Walentynki, z drugiej zmęczeni zimą, jeszcze mocniej doceniamy bliskość drugiej osoby. Dobrze jest się przytulić w zimowe popołudnie do ukochanego. Luty to też czas zmiany statusu dla wielu par - zazdroszczę tym, którzy wciąż te cudowne emocje wynikające z zaręczyn mają jeszcze przed sobą. Na szczęście chwilę później przypominam sobie, iż jestem szczęśliwą żoną z ponad dziesięcioletnim stażem i dzień w którym powiedziałam to pierwsze "TAK" wspominam doskonale.
A było to w lutym... Prawie 11 lat temu - dokładnie 27.02.2011 roku. Znałam mojego wtedy jeszcze chłopaka (jak to uroczo brzmi!) zaledwie niespełna cztery miesiące. Pewnego mroźnego dnia dostałam propozycję spontanicznego wyjazdu na... Dominikanę! Rzeczywiście trafiła nam się fajna okazja z której żal było nie skorzystać. W "tamtych czasach" nie podróżowałam zbyt często (odwiedziłam zaledwie kilka państw w Europie) i nigdy wcześniej nie leciałam samolotem! Zapowiadała się więc niesamowita przygoda i w gąszczu emocji choćby przez myśl mi nie przeszło, iż mogłoby ich być jeszcze więcej! Bo która kobieta myśli o zaręczynach po trzech miesiącach związku?
Ja nie myślałam, ale jak się okazało mój Kuba już tak:)) Podekscytowani i szczęśliwi polecieliśmy na Dominikanę - to była nasza pierwsza wspólna podróż, a żadne z nas nie było wtedy jeszcze nigdy w tak odległym i egzotycznym miejscu. Przez pierwsze kilka dni po prostu cudownie się bawiliśmy i przez cały czas nic nie zapowiadało, iż czeka mnie jeszcze jakaś niespodzianka. W niedzielę postanowiliśmy popłynąć na zorganizowaną wycieczkę na Wyspę Saona, która jest absolutnym "must see" na Dominikanie. Wyspa nazywana jest czasem bezludną, ale jej mała część jest zamieszkana przez niewielką ilość ludzi w klimatycznej wiosce. Polska przewodniczka, my i jeszcze kilku Polaków, a także sporo ekipa Francuzów (ta Francja jest mi pisana od dawna!).
Woda wokół wyspy ma absolutnie zachwycający kolor, piasek, słońce, piękne palmy - wszystko to sprawia, iż euforia od razu wypełniła mnie od stóp do głów. Kiedy Kuba zaproponował, żebyśmy się przeszli brzegiem oceanu, z przyjemnością się zgodziłam. przez cały czas niczego nie podejrzewałam, mimo, iż mój mąż tego dnia włożył białą letnią koszulę, która też była przemyślanym elementem:))
Kiedy zobaczyłam Kubę klęczącego na piasku i usłyszałam "Czy zostaniesz moją żoną", nie wzięłam tego na poważnie. Pomyślałam, iż to taki spontaniczny gest - słońce, plaża, miły klimat i dużo dobrych emocji. Kiedy po chwili zobaczyłam w dłoni Kuby pudełko - czerwone serce z pierścionkiem Apart, zrozumiałam, iż żarty się skończyły:))
Przez kilka minut przekonywałam mojego chłopaka, iż on bardzo krótko mnie zna, iż on nie wie co robi:)) Ale Kuba konsekwentnie pytał, a w jego oczach widziałam ogromną miłość <3 Nagle odważyłam się na to ważne "TAK"!!!
I tak na moim palcu zagościł istotny pierścionek, symbol podjęcia najważniejszej życiowej decyzji, która zmieniła moje życie!
Ten rodzaj pierścionka przez cały czas możecie podejrzeć w Apart - wybrałam dla Was dwa podobne modele w różnych cenach. Pamiętajcie, iż ceny pierścionków zależą od wielkości diamentu a także od gramatury złota. Miłość nie ma ceny, a pierścionek jest tylko symbolem, ale miło, jeżeli nasz mężczyzna trafi w nasz gust, a pierścionek stanie się pięknym dopełnieniem naszych stylizacji.
Dałyście się zaskoczyć jak ja, czy podpowiadałyście swoim mężczyznom o jakim pierścionku marzycie?
Jutro pokażę Wam moje ulubione pierścionki Apart i opowiem Wam o naszych drugich zaręczynach:)
*wpis zrealizowany przy współpracy z marką Apart