Moje rodzinne życie się zawaliło

newsempire24.com 5 dni temu

Moje życie rodzinne legło w gruzach

Mam 60 lat, a mój mąż ma 66. niedługo się rozwiedziemy. Po 35 latach małżeństwa, które uważałam za trwałe, mój świat wywrócił się do góry nogami. Ja, Halina, i mój mąż, Wojciech, wydawaliśmy się mieć harmonię w naszym życiu w małym miasteczku na Podlasiu. Ale wszystko zmieniło się w jednej chwili, i teraz stoję na progu samotności, ze złamanym sercem i poczuciem zdrady.

Spędziliśmy z Wojtkiem razem ponad trzy dekady. Wszystko zaczęło się w sylwestrowy wieczór. Jak zwykle, dzieci wyjechały świętować ze znajomymi, zostawiając nam swojego kota. Wojtek, tłumacząc się nudą i długimi świątecznymi dniami, postanowił pojechać do sąsiedniego miasta, aby odwiedzić groby rodziców i wstąpić do siostry. Nie protestowałam – takie wyjazdy były dla niego rutyną. Wyjechał, a ja zostałam w domu, nie podejrzewając, iż to początek końca.

Po tygodniu wrócił, ale coś się w nim zmieniło. Jego spojrzenie było obojętne, a rozmowy – chłodne. Po kolejnym tygodniu zaskoczył mnie wiadomością: chce rozwodu. „Nie mogę już tak żyć – powiedział. – Jest kobieta, która może mnie uratować”. Oszłomowana, odparłam, iż to jego prawo, ale w środku wszystko we mnie się zawaliło. Później poznałam prawdę: kobieta, z którą spotykał się 40 lat temu, odnalazła go w internecie. Zaczęli pisać. Mieszkała w tym samym mieście, do którego jeździł, a jego „wizyta u siostry” okazała się pretekstem, by się z nią zobaczyć.

Spędził u niej trzy dni. Jak twierdził, od razu znaleźli wspólny język. Ona – wdowa, pewna siebie, z trzypokojowym mieszkaniem, domem letniskowym i kilkoma samochodami. Wojtek opowiadał, iż żalił się jej na swoje życie: iż czuje się niepotrzebny, iż zdrowie mu szwankuje. Ona, nazywając się uzdrowicielką, obiecała go „uleczyć”. Co więcej, twierdziła, iż zajmuje się medycyną naturalną, potrafi leczyć raka we wczesnym stadium i ma dar medium. Jej obietnice brzmiały jak bajka: jeżeli Wojtek się rozwiedzie i ożeni z nią, podaruje mu dom letniskowy i samochód, a także zajmie się jego zdrowiem. Tak zaczął się ten koszmar.

Wojtek zażądał, abym natychmiast poszła do urzędu stanu cywilnego i zgodziła się na rozwód. Odmówiłam, mówiąc, iż nie zamierzam tańczyć, jak on zagra. Wtedy sam złożył pozew do sądu. O rozprawie dowiedziałam się przypadkiem, gdy postanowiłam sprawdzić, co się dzieje. W sądzie pokazano mi jego wniosek, i byłam zszokowana: napisał, iż od 15 lat nie sypiamy w jednym łóżku, a od 6 lat w ogóle nie żyjemy razem. To była bezczelna kłamstwo! Kategorycznie nie zgodziłam się z jego zarzutami, i teraz czekam na rozprawę, czując, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

Jego zachowanie stało się nie do zniesienia. Patrzy na mnie z pogardą, jakbym była obca. Ale jak nazwać tę 65-letnią „uzdrowicielkę”, która zniszczyła naszą rodzinę? Co ona zrobiła z moim mężem? Wojtek opowiedział jej, iż codziennie wypija 100 gramów wódki, mimo iż ma tylko jedną nerkę. Ona zaś odparła, iż to „nie szkodzi”. Obłęd! Gdy błagałam go, aby się opamiętał, oświadczył, iż żyjemy jak sąsiedzi, a nasze małżeństwo od dawna nie istnieje.

Tak skończyło się moje życie rodzinne. W wieku 60 lat zostać samej – to niewyobrażalnie ciężkie. Przez 35 lat przywykłam do Wojtka, do jego nawyków, do naszego wspólnego życia. A on, jak się okazuje, nigdy nie docenił tego, co mieliśmy. Teraz stoję przed niepewnością, z bólem w sercu i pytaniem: jak żyć dalej, gdy wszystko, co było dla mnie ważne, obróciło się w ruinę?

Idź do oryginalnego materiału