„Moje dzieci nie pozwalają mi wyjść za mąż…” Historia o trudach bycia kobietą między przeszłością a przyszłością

polregion.pl 12 godzin temu

Mam na imię Weronika i mam 44 lata. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie, iż znajdę się w takiej emocjonalnej pułapce. Całe życie spędziłam z jednym mężczyzną, moim mężem, ojcem moich dzieci, moim towarzyszem, moją podporą. Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat. A rok temu nagle odszedł. Serce. Zostawił w domu pustkę, a w mojej duszy — ogromną, lodowatą dziurę.

Mamy dwoje dzieci. Syn jest na trzecim roku studiów, już dorosły, mądry, rozsądny. Córka właśnie w tym roku skończyła liceum i dostała się na uniwersytet, taka młoda, wrażliwa. Jestem z nich dumna, to cały mój świat. Ale… oni nie widzą we mnie kobiety. Tylko matkę. Tylko wdowę.

Dwa miesiące temu pojawił się w moim życiu Marek. Poznaliśmy się przypadkiem, na wystawie, na którą poszłam tylko po to, żeby nie zwariować z samotności. Okazał się dobrym, wrażliwym, prawdziwym mężczyzną. Nie naciskał, nie wymagał, po prostu był obok. Zaczęliśmy się spotykać, najpierw na spacery, potem kolacje, rozmowy do późna. W jego oczach znów poczułam się kobietą. Żywą. Potrzebną. Kochaną.

I niedawno zrobił mi propozycję. Prostą, szczerą: „Weronika, bądź moją żoną. Zacznijmy wszystko od nowa. Razem”. Rozpłakałam się. Nie ze smutku, ale ze strachu. Wiedziałam, iż moje dzieci tego nie zaakceptują.

Długo zbierałam się na odwagę, ale w końcu im powiedziałam. Usiedliśmy przy stole, jak kiedyś, gdy mówiłam im, iż będą miały rodzeństwo, jak uczyłam ich wiązać buty, jak odprowadzałam do pierwszej klasy. Tylko iż teraz było inaczej.

— Poznałam kogoś… — powiedziałam cicho. — Nazywa się Marek. Jesteśmy razem. Oświadczył mi się.

To, co się stało potem, nie było krzykiem, tylko huraganem. Gniew, żal, szok.

— To już zapomniałaś o tacie?! — prawie krzyknęła córka, a w jej oczach stały łzy.

— Chcesz wpuścić do naszego domu jakiegoś obcego faceta?! — rzucił syn. — Zdradziłaś ojca!

Patrzyli na mnie jak na obcą. Próbowałam tłumaczyć: nie zapomniałam. Pamiętam każdy jego zmarszczek, głos, śmiech, zapach po goleniu. Ale odszedł, moje dzieci. I nie mogę go wskrzesić, choćbym bardzo chciała. Ja żyję. Oddycham. I chcę być z kimś, kto znów sprawia, iż moje serce bije mocniej.

Ale mnie nie usłyszeli.

Teraz jestem w zawieszeniu. Nie wiem, co zrobić. jeżeli wyjdę za Marka — stracę dzieci. Przestaną ze mną rozmawiać, odejdą. jeżeli odmówię Markowi — zostanę sama. Bo dzieci nie są na zawsze. Dziś są ze mną, a jutro każde będzie miało swoją rodzinę, swoje życie. A ja? Będę tylko „mamą, która siedzi sama w mieszkaniu”.

Powiedziałam Markowi: „Daj mi czas. Może zrozumieją. Z czasem”. Pokiwał głową. Przytulił mnie. Powiedział, iż poczeka. Tyle iż nie wiem, jak długo starczy mu cierpliwości. I ma do tego prawo. On nie ma moich wspomnień, mojego bólu, moich dzieci. Po prostu chce być obok. I to nie jest zbrodnia.

Boli mnie, iż moje dzieci nie widzą we mnie żywego człowieka. Żyłam uczciwie. Byłam wierną żoną, oddaną matką. Nie porzuciłam, nie zdradziłam, nie zniszczyłam. Dlaczego teraz, gdy chcę po prostu być szczęśliwa, muszę się za to tłumaczyć?

Nie obwiniam dzieci. Rozumiem: boją się. Boją się, iż Marek wymaże ojca z pamięci. Że zapomnę przeszłość. Ale tak nie będzie. On zawsze będzie z nami. Na zdjęciach, w opowieściach, w pamięci. Ale ja jestem tutaj. Ja żyję.

Czasem wieczorami siadam przy oknie, patrzę na miasto, gdzie za każdym oknem jest inna historia. Ktoś się zakochuje. Ktoś bierze ślub. Ktoś rodzi dzieci. A ktoś po prostu… żyje. I wiem — ja też chcę żyć. Nie wegetować. Nie istnieć. Żyć.

Nie wiem, jaką decyzję w końcu podejmę. Ale wiem jedno: nie jestem przestępcą. Jestem kobietą. I mam prawo do szczęścia.

Idź do oryginalnego materiału