Moja teściowa poprosiła mnie, abym odeszła z przyjęcia urodzinowego, które sama zorganizowałam w moim domu.
Gdy Barbara, moja teściowa, wyznała, iż marzy o świętowaniu swoich sześćdziesiątych urodzin w eleganckiej scenerii, nie wahałam się ani chwili mój dom wydał się idealny. Dla mnie to nie był tylko gest gościnności chciałam zrobić dla niej coś naprawdę wyjątkowego.
Jestem architektką wnętrz, a mój dom odzwierciedla mój gust: delikatne, złociste światła, wyrafinowane linie, przytulność stworzona przez kwiatowe dekoracje i naturalne materiały. Każdy, kto przekracza próg, zatrzymuje się na chwilę, by przyjrzeć się detalom. Barbara nie była wyjątkiem.
Marzyła o niezapomnianym wieczorze. Postanowiłam zrobić wszystko, by ta uroczystość była piękna i wyjątkowa.
Zaplanowałam każdy szczegół: łuki z frezji i złocieni, przytłumione światła podkreślające ciepłe odcienie wnętrza, starannie nakryte stoły z talerzami w złotych obramowaniach, manualnie pisane kartki z miejscami dla gości, serwetki przewiązane gałązkami rozmarynu. Wybrałam muzykę, która płynnie przechodziła od lekkich jazzowych motywów do dyskotekowych hitów, o których Barbara mówiła, iż je uwielbia. choćby koktajle nosiły jej imię.
Zaprojektowałam zaproszenia: kremowy, fakturalny papier, zapieczętowany różowym woskiem, z eleganckim pismem i drobnymi kwiatowymi wzorami. Zamówiłam tort ze złotymi dekoracjami i jej imieniem, przygotowałam fotobudkę z kwiatami i świecami.
Wiedziałam, iż to duże przedsięwzięcie, ale czułam, iż zasługuje na taką uroczystość. Barbara sama wychowała mojego męża, Wojtka, ciężko pracując, by dać mu wszystko, czego potrzebował. Niestety, Wojtek nie mógł być obecny był w podróży służbowej, a ja chciałam, by ten wieczór był dla niej wyjątkowy mimo wszystko.
Gdy wybiła pół do szóstej, wszystko było gotowe: jedzenie grzało się w piekarniku, napoje czekały w dzbanach, a dom wypełniał zapach cytrusów i świeżych kwiatów. I wtedy przyszła Barbara: w granatowej satynowej sukni, z perłowym naszyjnikiem i dużymi okularami przeciwsłonecznymi, których nie zdjęła choćby w środku. Przeszła przez salon, uważnie przyglądając się wszystkiemu, po czym powiedziała spokojnie:
Bardzo ładnie. Dziękuję, iż wszystko przygotowałaś.
A potem dodała coś, czego zupełnie się nie spodziewałam:
Myślę, iż dziś wieczorem powinnaś odpocząć. To będzie kameralne, rodzinne spotkanie.
Byłam zaskoczona, ale nie chciałam psuć atmosfery przed przybyciem gości, więc po prostu odpowiedziałam, iż rozumiem. Spakowałam torbę i poszłam do mojej przyjaciółki, Asi, która natychmiast zaproponowała, byśmy spędziły wieczór w spa. Piłyśmy herbatę i koktajle, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się, gdy opowiadałam jej o całym dniu.
Później dowiedziałam się, iż w domu wszystko potoczyło się inaczej, niż zaplanowałam: skomplikowana technika okazała się zbyt trudna, jedzenie się opóźniło, a niektórzy goście wyszli wcześniej. Przyjęcie wyglądało zupełnie inaczej, niż zamierzałam.
Następnego dnia porozmawiałam z mężem. Wytłumaczyłam mu, iż rozumiem, jak trudno czasem przewidzieć wszystko, i iż w przyszłości lepiej będzie ustalić wcześniej szczegóły i podział obowiązków. Tak narodziła się nasza nowa zasada: jeżeli przyjęcie jest u nas, planujemy je wspólnie, ustalając, kto za co odpowiada, by wszystkim było wygodnie.
Od tamtej pory udało nam się uniknąć nieporozumień. Barbara zawsze była mile widzianą goś