Miałem już ponad trzydzieści lat, gdy los rzucił mnie w ramiona kobiety tak ekscentrycznej, iż wydawała się postacią wyjętą z mrocznego, absurdalnego dramatu. Nazywała się Halina Kowalska, i na pierwszy rzut oka można przypisać co najmniej siedemdziesiąt pięć lat. Ale to, co uderzyło mnie jak grom z jasnego nieba, to nie jej wiek, ale wygląd: kolczyk przebijający brew, krótka, zmierzwiona fryzura rodem z buntowniczego nastolatka i spódnica tak skandalicznie krótka, iż przekraczała wszelkie granice przyzwoitości. Szczerze mówiąc, widok był odrażający: jej nogi, poorane głębokimi zmarszczkami, i obwisła, wysuszona skóra, wystawiona na pokaz bez cienia wstydu, budziły we mnie falę obrzydzenia. Zamiast wyglądać młodziej, zdawała się jeszcze bardziej podkreślać swoje lata, jakby tragiczna figura w groteskowej maskaradzie czasu. Mimo to zawsze uważałem, iż wygląd to indywidualna sprawa każdego człowieka, więc przełknąłem odrazę i milczałem.
Halina Kowalska była teściową mojej żony, Kasi, która miała wtedy zaledwie 25 lat. Mieszkaliśmy w zapomnianej przez Boga mieścinie zwanej Wierzbowa Dolina. Kasia urodziła nasze pierwsze dziecko jeszcze w ostatnim roku studiów, nie mając żadnego doświadczenia zawodowego. Tu Halina, trzeba jej oddać sprawiedliwość, wkroczyła niczym dziwna wybawicielka – wykorzystała swoje koneksje, by załatwić Kasi porządną pracę. Sama piastowała stanowisko kierownicze w lokalnej firmie, utrzymywała bliskie kontakty z szefostwem, i dzięki jej wpływom – oraz moim nieustannym błaganiom – Kasi udało się złapać szansę. Bez jej pomocy w tym zapyziałym zakątku, zwłaszcza po urlopie macierzyńskim z dyplomem humanistycznym w ręku, bylibyśmy skazani na beznadzieję.
„To upokarzające,” lamentowała Kasia przed swoimi przyjaciółkami, jej głos drżał z zażenowania, „moja teściowa ośmiesza mnie przed wszystkimi. Niedługo przejdzie na emeryturę, a ubiera się jak nastolatka!”
„Czy ona nie widzi, jak żałośnie wygląda?” piekliłem się, patrząc na Kasię z niedowierzaniem. „Z takimi nogami, w tym wieku, farbuje włosy na jaskrawy błękit! Powiedz jej coś, może w końcu się opamięta!”
Kasia często wspominała swoją matkę, moją drugą teściową, Zofię Nowak. Zofia mieszkała w pobliskiej wiosce, nosiła proste, lniane sukienki i nie ukrywała siwiejących włosów. Była cichą, skromną kobietą – takich ludzi rzadko się spotyka.
„Nie potrzebuję wiele,” zwykła mawiać Zofia z łagodnym uśmiechem. „Dzieci dorosły, wnuki już biegają. Byle wszystko było czyste i porządne, a wy, młodzi, żyjcie dobrze – ja sobie poradzę.”
Ale Halina Kowalska najwyraźniej grała w zupełnie innym rytmie, hałaśliwym i egoistycznym. Wychowała mnie, swojego syna, zostawiła mi mieszkanie po śmierci swoich rodziców, a Zofia pomogła je urządzić. Potem, uznała, iż jej obowiązki się skończyły, i ogłosiła, iż od dzisiaj będzie żyć dla siebie. Narzekała na straconą młodość: brak pieniędzy, chorzy rodzice, ja jako małe, wymagające dziecko – wszystko jej umknęło, a teraz chciała to odzyskać. To doprowadzało mnie do białej gorączki, a Kasię raniło do łez.
„Niedługo pewnie przyjdzie do pracy w szortach,” jęczałem, niemal płacząc, wylewając złość na Kasię. „Nie mają tam żadnych zasad ubioru, więc po co się hamować? Jest babcią, do diabła! A недавно rzuciła kolejną bombę: nakupiła ciuchów przez internet i wybiera się na wakacje nad Bałtyk!”
Afera z ciuchami to była tragedia wprost z kiepskiej farsy. Zajrzeliśmy do Haliny z Kasią i naszym synem akurat, gdy otwierała paczkę i przymierzała nowe zdobycze. Prześwitujące bluzki, obcisłe spodnie – to tak krępujące, iż chciałem zapadnię się pod ziemię.
„To czyste szaleństwo!” ryknąłem, wpatrując się w Halinę Kowalską. „Naprawdę zamierzasz to nosić na zewnątrz?”
„A co w tym złego?” odparła lodowato, przeszywając mnie wzrokiem. „Podoba mi się. Jadę nad Bałtyk, tam jest gorąco. Chcę się czuć swobodnie.”
„Mamo, jesteś niesamowita, prawdziwa piękność!” poparła ją Kasia, promieniejąc uśmiechem, nie zauważając, jak gotuje się we mnie furia.
„To oburzające!” wrzasnąłem, gdy wróciliśmy do domu. „Moja teściowa Zofia Nowak nigdy by nie założyła czegoś tak absurdalnego. Halina Kowalska powinna w końcu zmądrzeć. I jeszcze wydaje pieniądze na siebie, zamiast nam pomóc! My z dzieckiem nie możemy choćby marzyć o morzu, a ona jedzie sama! Po co jej to w tym wieku?”
Matka Kasi, Zofia, próbowała ugasić mój gniew:
„Synku, ludzie są różni. Halina nie jest taka jak ja. To jej życie – jak się ubiera, dokąd jeździ. I szczerze mówiąc, ma w sobie coś żywego, odważnego. Prawie jej zazdroszczę tej śmiałości.”
„Zwariowałaś, mamo?” wybuchnąłem, mój głos drżał z oburzenia. „Ona mieszka sama w wielkim, trzypokojowym domu, a my z Kasią i dzieckiem gnieździmy się w ciasnej, dwupokojowej norze! Ona śmiga nad Bałtyk, a my gnijemy w Wierzbowej Dolinie, uwięzieni bez wyjścia. Nie widzi, iż jej czas minął? Prawie nie zajmuje się wnukiem, a my z Kasią czasem chcielibyśmy choć raz wyjść we dwoje. Nie możemy ciągle uciekać do ciebie na wieś. Za kilka lat chcę mieć córkę. Jak mamy powiększyć przestrzeń, skoro ona myśli tylko o sobie? Czy będę musiał sam walczyć z dwójką dzieci, podczas gdy ona wyleguje się na plaży?”
Wtedy Zofia Nowak zdała sobie sprawę, iż być może coś przeoczyła, wychowując Kasię, a ja najwyraźniej wyrosłem na niezłego egoistę.
„Kasia ma rację,” dorzuciła jej kuzynka, podlewając oliwy do ognia, gdy Zofia opowiedziała o naszych zmartwieniach. „Młodzi chcą wszystkiego, a my, starzy, powinniśmy się tylko cieszyć i im przyklaskiwać.”
„O czym ty w ogóle mówisz?” warknęła Zofia, tracąc cierpliwość. „Halina jest o sześć lat młodsza ode mnie – ma dopiero 50 lat! To już starość? Spójrz na aktorki w Los Angeles – w tym wieku biorą śluby! Gdybym miała jej odwagę, ale brak mi tej iskry.”
Granice starości się przesuwają – wiek emerytalny niedawno podniesiono. Halina Kowalska ma 50 lat. I oto pytanie, które rozdziera mi duszę: to „już” czy „jeszcze”? Czy z dzisiejszą medycyną i salonami piękności ma prawo wyglądać młodo i żyć dla siebie? Czy może w wieku 50 lat powinna wszystko rzucić i oddać się dzieciom i wnukom? Szczerze, nie znam odpowiedzi, ale jej zachowanie wciąż rozpala we mnie płomień wściekłości. Może i ma prawo gonić za swoim szczęściem, ale dlaczego czuję, iż to my płacimy za to cenę? Dlaczego jej jaskrawe, samolubne życie spycha nas w cień, pozostawiając zapomnianych i nieważnych? A może to ja wymagam za dużo, ślepy na fakt, iż ona to nie tylko teściowa, ale kobieta z własnymi marzeniami? Jednak gdy widzę, jak się męczymy, a ona trwoni pieniądze na zbytki i eskapady, moje serce pęka pod ciężarem żalu i palącego poczucia porzucenia.