Dwa lata temu córka poprosiła Helenę, aby zamieniły mieszkanie — to samo, które należy do nich obu — tak, by mogła kupić sobie własne, mniejsze lokum.
Pani Helena stanowczo odmówiła.
Córka wzięła więc kredyt. Spłaca go do dziś — z ogromnym trudem. Pracuje na dwóch etatach, do późnej nocy siedzi nad papierami, bo każdy grosz się liczy. A zdrowie od zawsze ma delikatne: problemy ze wzrokiem, w szkole była zwolniona z WF-u. Teraz jej organizm też ledwo nadąża, ale musi pracować, bo nie ma wyjścia.
Nie ma męża, nie ma dzieci — i trudno powiedzieć, czy kiedykolwiek będzie miała, skoro całe życie kręci się wokół pracy. Ma już ponad trzydzieści lat.
I szczerze? Sama nie wiem, kogo mi bardziej żal — matki czy córki.
Helena boi się zostać sama na starość i trzyma się mieszkania jak ostatniej gwarancji bezpieczeństwa. Córka czuje się porzucona i zmuszona radzić sobie sama.
Ale jedno wiem na pewno: ja wobec własnego dziecka tak bym nie postąpiła.
A Ty? Kogo jest Ci bardziej szkoda — matki czy córki?








