Moja przyjaciółka Jagoda, która jest także moją chrzestną, w końcu zostawiła swojego męża Waldemara i aż promienieje z radości. Ten Waldemar to był dopiero prezent: ani grosza nie zarabiał, tylko całe dni spędzał na narzekaniu i uganianiu się za każdą spódnicą. A teraz, dwa dni temu, dzwoni do mnie Jagoda, cała rozpromieniona, i chwali się, iż jedzie w Bieszczady z nowym sympatią, Bartoszem. Omal nie zakrztusiłam się herbatą, gdy to usłyszałam. Niesamowite, jak gwałtownie poukładała sobie życie! Ale szczerze mówiąc, cieszę się dla niej ogromnie — po wszystkim, co przeszła, zasłużyła na to szczęście.
Jagoda z Waldemarem byli razem prawie dziesięć lat, a ja przez cały ten czas patrzyłam na nią i myślałam: „Jagódka, kiedy wreszcie wywalisz go na zbity łeb?” To był jeden z tych mężczyzn, którzy uważają, iż ich obecność w domu to już wielki wkład. Praca? Nie, nie słyszał. Za to wieczorami rozsiadał się na divanie jak król, domagając się obiadu i krytykując, co Jagoda ugotowała. A te jego „przygody” na boku! Jagoda nie raz złapała go na podejrzanych sms-ach czy śladach szminki na kołnierzu. On oczywiście wszystkiemu zaprzeczał, zwalając winę na nią: „To ty mnie do tego doprowadziłaś!” Mówiłam jej setki razy: „Rzuć go, jesteś młoda, piękna, znajdziesz sobie porządnego faceta.” Ale ona wciąż znosiła, czy to z miłości, czy ze strachu przed samotnością.
Aż trzy miesiące temu Jagoda w końcu powiedziała dość. Opowiadała mi potem, jak znalazła u Waldemara rozmowę z jakąś laską i odkryła, iż wydał ich wspólne oszczędności na swoje „wybryki”. To była ostatnia kropla. Spakowała jego rzeczy, wyrzuciła za drzwi i powiedziała: „Koniec, Waldziu, szukaj sobie nowej frajery.” Gdy się o tym dowiedziałam, mało nie zaczęłam klaskać. Waldemar oczywiście próbował wrócić — raz z kwiatami, raz z obietnicami, iż się „zmieni.” Ale Jagoda była nieugięta. „Dość — powiedziała mi. — Nie chcę już żyć z kimś, kto mnie nie szanuje.”
I zanim się obejrzałam, już dzwoni do mnie, rozemocjonowana, opowiadając o Bartoszu. Poznali się, uwaga, w kafejce. Jagoda wpadła na kawę po pracy, a on siedział przy sąsiednim stoliku, czytając książkę. Mówi, iż od razu jej się spodobał: elegancki, zadbany, z poczuciem humoru. Rozmawiali, przeszli na „ty”, wymienili numery. A po kilku tygodniach Bartosz zaproponował wyjazd w Bieszczady — wynająć chatkę w górach, poszaleć na nartach, pobłądzić po lesie. „Wyobraź sobie — mówi Jagoda — on sam wszystko zorganizował, choćby auto wynajął! A Waldemar tylko by jęczał, iż to drogie.”
Słuchałam i nie mogłam uwierzyć. Jagoda, która jeszcze niedawno płakała u mnie w kuchni, teraz śmieje się, snuje plany i opowiada, jak Bartosz uczy ją gotować włoskie makarony. „On nie jest taki, jak inni — mówi. — Słucha mnie, naprawdę chce wiedzieć, co myślę.” I wtedy zrozumiałam: to nie jest tylko wakacyjny romans. Jagoda naprawdę się zakochała, a Bartosz zdaje się być tym, który potrafi dać jej szczęście.
Oczywiście nie obyło się bez plotek. Wspólne znajome już szeptają: „Jagoda się tak gwałtownie pocieszyła, choćby pół roku nie minęło!” A ja im odpowiadam: „I bardzo dobrze! Życie jest jedno, po co ma się męczyć przez takiego Waldemara?” Niektórzy uważają, iż za gwałtownie rzuca się w nowy związek. Ale widzę, jak ożyła. Dawniej chodziła z gasnącymi oczami, a teraz się śmieje, żartuje, choćby włosy przefarbowała na intensywny kasztan. Mówi: „Chcę być piękna dla siebie i dla Bartosza.”
Gdy opowiadała o Bieszczadach, nie wytrzymałam i spytałam: „Jagódka, a skąd w ogóle wziął się ten Bartosz? Znasz go dobrze?” Roześmiała się: „Wystarczająco, żeby jechać z nim w góry! Pracuje jako programista w jakiejś firmie, a jeszcze ma kota, którego uwielbia. Normalny facet, nie jak Waldemar.” Oczywiście wciąż się martwię — co, jeżeli okaże się nie taki, jak myśli? Ale Jagoda jest pewna: „Gdyby coś, już wiem, jak pakować walizki i żegnać się. Nikt mnie więcej nie zrani.”
Jej historia dała mi do myślenia. Ile kobiet tkwi przy takich Waldemarach, bojąc się zmian? A Jagoda wzięła i odwróciła swoje życie do góry nogami. choćby trochę jej zazdroszczę tej odwagi. Nie tylko zostawiła męża, ale zaczęła wszystko od nowa — i zdaje się, iż ta nowa strona będzie pełna kolorów. Bieszczady, Bartosz, nowe plany… Już czekam, aż wróci i opowie, jak wędrowali po górach i pili grzańca przy kominku.
Wczoraj dostałam od niej zdjęcie: stoi w jaskrawym pomponie, z rumianymi policzkami, na tle ośnieżonych szczytów, a obok przystojniak, pewnie to Bartosz. Podpis: „Dopiero zaczynam żyć!” I wiecie co? Wierzę, iż będzie dobrze. Zasłużyła na ten zwrot w swoim życiu. A Waldemar? Niech dalej się przechadza przed lustrem. Jagoda jest już na innej orbicie, i wyraźnie jej tam lepiej.