Moja przyjaciółka nigdy nie przelewa mi swojej części, kiedy płacę za nas obie

przytulnosc.pl 2 dni temu

Znamy się od czasów studiów i przez te lata bardzo się zbliżyłyśmy. Wiele osób mówi, iż jesteśmy do siebie podobne, ale w jednej kwestii jesteśmy kompletnie różne — według mnie ona jest po prostu skąpa.

Za każdym razem, gdy idziemy razem do kina albo do kawiarni, rachunek płacę ja. To wygodniejsze niż dzielenie się na miejscu, a przecież standardem jest, iż jedna osoba płaci, a druga później przelewa swoją część. I choć cicho przyjęłam na siebie tę rolę, bo wiedziałam, iż zarabia trochę mniej, to jednak liczyłam, iż będzie się rozliczać.

Nie mówię o dużej różnicy w dochodach – żadna z nas nie żyje w luksusie. Obie jesteśmy samotnymi matkami, nie mamy sponsorów ani dodatkowych źródeł pieniędzy.

Mimo to moja przyjaciółka udaje, iż nie słyszy aluzji. Nigdy nie potrafiłam jej powiedzieć tego wprost, ale zdarzało się, iż sugerowałam: „Ja zapłacę teraz, a ty potem mi oddasz”.

Z czasem coraz bardziej mnie to frustrowało. Gdy byłyśmy studentkami, nasze wyjścia nie kosztowały wiele – najwyżej lody albo kawa. Ale teraz chodzimy do restauracji, ceny rosną, a ja nie rozumiem, dlaczego mam płacić za dwie osoby.

Pewnego dnia spotkałyśmy się u niej w domu. Zamówiłyśmy sporo jedzenia, napojów, planowałyśmy wieczór filmowy. Gdy przyszedł dostawca, zapłaciłam i zostawiłam rachunek na widoku – specjalnie. Oczywiście, ona „nie zauważyła”.

Liczyłam, iż może później spojrzy i przeleje. Przecież nie chciałam wyjść na materialistkę, która ciągle mówi o kasie. Kiedy skończyłyśmy oglądać film, zaczęłam zmywać, ona zebrała śmieci. Wzięła paragon… i wyrzuciła do kosza. choćby nie spojrzała!

Wtedy się zagotowałam.

– Natalia, wyrzuciłaś właśnie wspólny rachunek. Nie chcesz mi oddać połowy? Ile jeszcze razy mam wszystko pokrywać? Ja nie jestem twoim sponsorem! – wybuchłam.

– Nastka, ale po co ta agresja? Mogłaś powiedzieć normalnie. Myślałam, iż skoro nic nie mówisz, to znaczy, iż cię stać – odpowiedziała zupełnie spokojnie.

No jasne. Przecież ona dobrze wiedziała, ile zarabiam. A jeżeli nie była pewna – mogła zapytać, ile ma oddać.

Obiecała, iż to się więcej nie powtórzy. Pomyślałam: no wreszcie. choćby inne koleżanki powiedziały mi, iż to po części moja wina – trzeba było powiedzieć wprost, nie owijać w bawełnę.

Kiedy więc następnym razem wyszłyśmy razem na lunch i przyszło do płacenia, usłyszałam:

– Nastka, jutro ci przeleję, dobra? Jak tylko wpłynie zaliczka na konto.

Zgodziłam się bez problemu. Ale ani nazajutrz, ani później nic nie dostałam. Przypomniałam jej – odpisała, iż pamięta i przeleje wieczorem. Oczywiście nic nie przelała.

I teraz zastanawiam się poważnie – czy warto dalej się z nią przyjaźnić? To już nie zapominalstwo, tylko zwykłe cwaniactwo. Udawała wcześniej i dalej udaje.

Myślę, iż ta znajomość dobiega końca – powoli, ale nieuchronnie.

Idź do oryginalnego materiału