Moja przyjaciółka Kasia, a przy okazji także chrzestna mojego synka, wreszcie rzuciła swojego męża Dariusza i aż promienieje z radości. A ja cieszę się razem z nią, bo ten Dariusz to była prawdziwa „perła” — ani grosza do domu nie przynosił, tylko wymądrzał się i latał za każdą spódnicą. I proszę sobie wyobrazić, kilka dni temu dzwoni do mnie Kasia, szczęśliwa jak nigdy, i chwali się, iż jedzie w Bieszczady z nowym sympatiem, Bartkiem. Mało się nie zakrztusiłam herbatą! No proszę, jak gwałtownie życie potrafi się poukładać. Ale szczerze? Cieszę się jak oszalała — po tym, przez co przeszła, zasłużyła na odrobinę szczęścia.
Kasia z Darkiem byli razem prawie dziesięć lat, a przez cały ten czas patrzyłam na nią i myślałam: „Kochana, kiedy w końcu pokażesz mu drzwi?”. On był z tych facetów, którzy uważają, iż ich obecność w domu to już wystarczający wkład. Praca? Nie, dziękuję. Za to wieczorami rozsiadał się na kanapie jak władca i domagał się obiadu, przy okazji krytykując, co Kasia ugotowała. A do tego te jego „przygody”! Nieraz znalazła w jego telefonie podejrzane wiadomości, a raz choćby ślad szminki na koszuli. Oczywiście, wszystko negował i zwalał winę na nią: „To przez ciebie, ty mnie do tego doprowadziłaś!”. Sto razy mówiłam: „Zostaw go, jesteś młoda, ładna, znajdziesz sobie porządnego faceta”. Ale ona znosiła — czy to z miłości, czy ze strachu przed samotnością.
Aż trzy miesiące temu Kasia wreszcie pękła. Opowiadała mi później, jak znalazła u Darkia rozmowę z jakąś laską i do tego odkryła, iż przepuścił ich wspólne oszczędności na swoje „wyskoki”. To była ostatnia kropla. Spakowała jego rzeczy, wyrzuciła za drzwi i powiedziała: „To koniec, Darku, szukaj sobie następnej frajeryny”. Jak tylko się dowiedziałam, o mało nie zaczęłam klaskać. Dariusz oczywiście próbował wrócić — to z kwiatami, to z obietnicami, iż się zmieni. Ale Kasia była nieugięta. „Dość — powiedziała mi. — Nie chcę już żyć z kimś, kto mnie nie szanuje”.
I proszę, ledwo się obejrzałam, a tu Kasia już dzwoni i z wypiekami na twarzy opowiada o Bartku. Poznali się, uwaga, w kawiarni. Kasia wpadła po pracy na kawę, a on siedział przy sąsiednim stoliku i czytał książkę. Mówi, iż od razu jej się spodobał — elegancki, zadbany, z dobrym poczuciem humoru. Rozmowa się kleiła, wymienili numery, a po dwóch tygodniach Bartek zaproponował wyjazd w Bieszczady — wynająć domek, jeździć na nartach, spacerować po lesie. „Wyobrażasz sobie — mówi Kasia — on sam wszystko ogarnął, choćby samochód wynajął! A Dariusz tylko by jęczał, iż to za drogo”.
Słuchałam jej i nie wierzyłam własnym uszom. Ta sama Kasia, która jeszcze niedawno płakała u mnie w kuchni, teraz śmieje się, planuje i opowiada, jak Bartek uczy ją gotować włoskie spaghetti. „Wiesz, on nie jest taki jak tamten — mówi. — On mnie słucha, naprawdę chce wiedzieć, co myślę”. I wtedy zrozumiałam — to nie jest tylko wakacyjny romans. Kasia naprawdę się zakochała, a Bartek wygląda na faceta, który potrafi ją uszczęśliwić.
Oczywiście, nie obyło się bez plotek. Nasze wspólne znajome już komentują: „No patrzcie, Kasia tak gwałtownie się pocieszyła, nie minęło choćby pół roku!”. A ja im na to: „I dobrze! Życie jest tylko jedno, po co ma się męczyć przez takiego Darka?”. Niektóre uważają, iż za gwałtownie rzuca się w nowy związek, ale ja widzę, jak ona się zmieniła. Wcześniej chodziła zgaszona, a teraz śmieje się, żartuje, choćby włosy przefarbowała na intensywny kasztan. Mówi: „Chcę być piękna dla siebie i dla Bartka”.
Jak opowiadała mi o Bieszczadach, nie wytrzymałam i zapytałam: „Kasia, a Ty w ogóle wiesz, kim jest ten Bartek? Znasz go dobrze?”. Roześmiała się: „Wystarczająco, żeby jechać z nim w góry! Jest programistą, pracuje w jakiejś fajnej firmie, a do tego ma kota, którego uwielbia. Normalny facet, nie to co Dariusz”. Oczywiście, trochę się martwię — nigdy nic nie wiadomo. Ale Kasia jest pewna: „Jak co, to już wiem, jak się pakować i żegnać. Nikt mnie więcej nie potraktuje jak śmiecia”.
Jej historia dała mi do myślenia. Ile kobiet tkwi w takich związkach, bo boi się zmian? A Kasia wzięła i przewróciła swoje życie do góry nogami. choćby trochę jej zazdroszczę tej odwagi. Nie tylko zostawiła męża, ale zaczęła wszystko od nowa — i wygląda na to, iż ten nowy rozdział będzie kolorowy. Bieszczady, Bartek, nowe plany… Już nie mogę się doczekać, aż wróci i opowie, jak chodzili po górach i popijali grzańca przy kominku.
Wczoraj dostałam od Kasi zdjęcie — stoi w kolorowej czapce, z rumieńcami na twarzy, a za nią ośnieżone szczyty. Obok uśmiecha się przystojniak, najwyraźniej Bartek. Podpis: „Dopiero zaczynamy żyć!”. I wiecie co? Wierzę, iż tym razem będzie dobrze. Zasłużyła na ten dobry zwrot. A Dariusz? Niech się dalej wymądrza przed lustrem. Kasia jest już na zupełnie innej planecie — i wygląda na to, iż tam jej znacznie lepiej.