Moja przyjaciółka i jednocześnie chrzestna matka w końcu odeszła od swojego męża, i jestem z tego powodu bardzo zadowolona.

polregion.pl 2 dni temu

Moja przyjaciółka Weronika, a przy okazji też chrzestna mojej córki, w końcu rzuciła swojego męża Jarosława i aż tryskam szczęściem dla niej. Ten Jarek to był dopiero prezent: ani grosza do domu nie przynosił, tylko wymądrzał się całe dnie i uganiał za spódniczkami. A tu nagle, dwa dni temu, dzwoni do mnie Weronka, cała promieniejąca, i chwali się: jedzie w Bieszczady z nowym facetem, Mirosławem. Mało się kawą nie zachłysnęłam, gdy to usłyszałam. No proszę, jak gwałtownie sobie życie ułożyła! Ale szczerze mówiąc, cieszę się dla niej jak szalona – po wszystkim, co przeszła, zasłużyła na to szczęście.

Weronika z Jarosławem byli razem prawie dziesięć lat i przez cały ten czas patrzyłam na nią i myślałam: „Weronka, kiedy wreszcie wywalisz go na zbity pysk?”. To był jeden z tych facetów, co uważają, iż ich obecność w domu to już wielki zaszczyt. Praca? Nie, dziękuję. Za to codziennie wieczorem rozsiadał się na kanapie jak jakiś król i wymuszał obiad, krytykując przy tym gotowanie Weroniki. A do tego te jego „wybryki”! Nieraz przyłapała go na dziwnych wiadomościach w telefonie, a raz choćby na śladach szminki na kołnierzu. Oczywiście wszystkiemu zaprzeczał, zwalając winę na nią: „To ty mnie do tego doprowadzasz!”. Sto razy jej mówiłam: „Rzuć go, jesteś młoda, ładna, znajdziesz sobie porządnego chłopa”. Ale ona ciągle wytrzymywała – czy to z miłości, czy ze strachu przed samotnością.

Aż trzy miesiące temu Weronka w końcu pękła. Opowiadała mi później, jak znalazła u Jarosława rozmowę z jakąś laską i dowiedziała się, iż przepuścił ich wspólne oszczędności na swoje „wybryki”. To była ostatnia kropla. Spakowała jego rzeczy, wyrzuciła za drzwi i powiedziała: „Koniec, Jarek, szukaj sobie nowej frajery”. Jak tylko się o tym dowiedziałam, mało nie zaczęłam klaskać. Jarosław oczywiście próbował wrócić – raz przychodził z kwiatami, raz dzwonił z obietnicami, iż „się zmieni”. Ale Weronika była nieugięta. „Dość” – powiedziała mi. „Nie chcę już żyć z kimś, kto mnie nie szanuje”.

I proszę, nie minęło wiele czasu, a już dzwoni do mnie, zachwycona, opowiadając o Mirosławie. Poznali się, wyobraź sobie, w kawiarni. Weronika wpadła napić się kawy po pracy, a on siedział przy sąsiednim stoliku i czytał książkę. Mówi, iż od razu jej się spodobał – elegancki, zadbany, z dobrym poczuciem humoru. Zaczęli rozmawiać, wymienili numery. A po dwóch tygodniach Mirosław zaproponował jej wyjazd w Bieszczady – wynająć domek w górach, poszaleć na nartach, pochodzić po lesie. „Wyobrażasz sobie” – mówi Weronka – „on sam wszystko zorganizował, choćby samochód wynajął! A Jarosław tylko by jęczał, iż to drogie”.

Słuchałam jej i nie mogłam uwierzyć. Weronika, która jeszcze niedawno płakała u mnie w kuchni, teraz śmieje się, snuje plany i opowiada, jak Mirosław uczy ją gotować włoskie spaghetti. „To nie jest taki sobie przelotny romans” – tłumaczy. „On mnie naprawdę słucha, interesuje się, co myślę”. I wtedy zrozumiałam: to nie jest tylko wakacyjny flirt. Weronika naprawdę się zakochała, i wygląda na to, iż Mirosław może dać jej to szczęście, na jakie zasługuje.

Oczywiście, nie obyło się bez plotek. Nasze wspólne znajome już szepczą: „Weronka tak gwałtownie się pocieszyła, pół roku nie minęło!”. A ja im na to: „I bardzo dobrze! Życie jest tylko jedno, po co ma się męczyć przez takiego jak Jarek?”. Niektóre uważają, iż za gwałtownie rzuciła się w nowy związek. Ale ja widzę, jak ona się zmieniła. Dawniej chodziła z przygaszonym wzrokiem, a teraz się śmieje, żartuje, choćby włosy przefarbowała na intensywny kasztan. Mówi: „Chcę być piękna dla siebie i dla Mirosława”.

Gdy opowiadała mi o Bieszczadach, nie wytrzymałam i spytałam: „Wera, a w ogóle kim jest ten Mirosław? Znasz go dobrze?”. Rozśmiała się: „Wystarczająco, żeby jechać z nim w góry! Jest informatykiem, pracuje w jakiejś fajnej firmie, a do tego ma kota, którego uwielbia. Normalny facet, nie taki jak Jarek”. No cóż, i tak się trochę martwię – bo kto wie, może i on okaże się nie taki, jak się wydaje. Ale Weronka jest pewna: „Jeśli coś pójdzie nie tak, już wiem, jak pakować walizki i się żegnać. Nikt więcej nie będzie mnie traktował jak śmiecia”.

Jej historia dała mi do myślenia. Ile kobiet męczy się z takimi Jarosławami, bojąc się zmiany? A Weronika wzięła i przewróciła swoje życie do góry nogami. choćby trochę jej zazdroszczę tej odwagi. Nie tylko zostawiła męża, ale zaczęła wszystko od nowa – i wygląda na to, iż ta nowa kartka będzie kolorowa. Bieszczady, Mirosław, nowe plany… Już nie mogę się doczekać, aż wróci i opowie, jak wędrowali po górach i pili grzańca przy kominku.

A wczoraj Weronika przesłała mi zdjęcie: stoi w jaskrawWeronika stoi w kolorowej czapce, z serdecznym uśmiechem na twarzy, a za nią rozciągają się ośnieżone szczyty Bieszczad.

Idź do oryginalnego materiału