Moja przyjaciółka, a zarazem matka chrzestna, wreszcie odeszła od męża, i jestem z tego powodu szczęśliwa.

newskey24.com 2 dni temu

Moja przyjaciółka Kinga, a przy okazji chrzestna mojego dziecka, w końcu zostawiła swojego męża Bogdana i nie mogę się nacieszyć jej decyzją. Ten Bogdan to był dopiero prezent – ani grosza nie zarabiał, całe dnie tylko się awanturował i laził za każdą spódnicą. A tu, kilka dni temu, dzwoni do mnie Kinga, cała promienna, i chwali się: jedzie w Tatry z nowym adoratorem, Sebastianem. Mało się nie zakrztusiłam herbatą, gdy to usłyszałam. No proszę, jak gwałtownie sobie życie ogarnęła! Ale, szczerze mówiąc, cieszę się dla niej jak szalona – zasłużyła na to szczęście po tym, przez co przeszła.

Kinga z Bogdanem przeżyli razem prawie dziesięć lat i przez cały ten czas patrzyłam na nią i myślałam: „Kinga, kiedy w końcu wyślesz go tam, gdzie pieprz rośnie?” Należał do tych facetów, którzy uważają, iż samo ich istnienie to już ogromny wkład w związek. Pracować? E, nie zna takiego słowa. Za to wieczorem rozkładał się na kanapie jak jakiś król i domagał się obiadu, przy okazji krytykując, co Kinga ugotowała. A do tego te jego „przygody” na boku! Kinga nie raz złapała go na podejrzanych SMS-ach, a czasem choćby z szminką na kołnierzu. On oczywiście wszystkiemu zaprzeczał i zwalał winę na nią: „To przez ciebie jestem taki!”. Mówiłam jej sto razy: „Rzuć go, jesteś młoda, ładna, znajdziesz sobie porządnego faceta”. Ale ona ciągle znosiła – czy to z miłości, czy ze strachu przed samotnością.

I wreszcie, trzy miesiące temu, Kinga pękła. Opowiadała mi później, jak znalazła u Bogdana rozmowę z jakąś laską, a przy okazji odkryła, iż przepuścił ich wspólne oszczędności na swoje „wyskoki”. To była ostatnia kropla. Spakowała jego rzeczy, wystawiła za drzwi i powiedziała: „Koniec, Bogdan, szukaj sobie nowej frajery”. Gdy się o tym dowiedziałam, mało nie zaczęłam klaskać. Bogdan oczywiście próbował wrócić – raz z kwiatami, raz z obietnicami, iż się zmieni. Ale Kinga była nieugięta. „Dość – powiedziała mi. – Nie chcę już żyć z kimś, kto mnie nie szanuje”.

I proszę, zanim się obejrzałam, już dzwoni i z wypiekami na twarzy opowiada o Sebastianie. Poznali się, wyobraźcie sobie, w kawiarni. Kinga wpadła na kawę po pracy, a on siedział przy stoliku obok i czytał książkę. Mówi, iż od razu jej się spodobał – elegancki, zadbany, z dobrym poczuciem humoru. Tak się zagadali, iż wymienili numery. A po dwóch tygodniach Sebastian zaproponował wyjazd w Tatry – wynająć domek, jeździć na nartach, spacerować po lesie. „Wyobraź sobie – mówi Kinga – on wszystko sam zorganizował, choćby samochód wynajął! A Bogdan tylko by jęczał, iż to drogie”.

Słuchałam jej i nie wierzyłam własnym uszom. Kinga, która jeszcze niedawno płakała u mnie w kuchni, teraz się śmieje, snuje plany i opowiada, jak Sebastian uczy ją robić włoskie makarony. „Wiesz – mówi – to nie jest taki sobie przelotny romans. On mnie naprawdę słucha, interesuje się tym, co myślę”. I wtedy zrozumiałam – to nie jest tylko wakacyjny flircik. Kinga naprawdę się zakochała, a Sebastian wygląda na kogoś, kto może dać jej szczęście.

Oczywiście, nie obyło się bez plotek. Nasze znajome już zawodzą: „Kinga, niby taka mądra, a tak gwałtownie się pocieszyła, nie minęło choćby pół roku!”. A ja im na to: „I bardzo dobrze! Życie jest jedno, po co ma się męczyć przez takiego Bogdana?”. Niektóre uważają, iż za gwałtownie rzuciła się w nowy związek. Ale ja widzę, jak odżyła. Wcześniej chodziła z gasnącymi oczami, a teraz się śmieje, żartuje, choćby włosy przefarbowała na intensywny kasztan. Mówi: „Chcę być ładna dla siebie i dla Sebastiana”.

Gdy opowiadała o wyjeździe, nie wytrzymałam i spytałam: „Kinga, a adekwatnie kim jest ten Sebastian? Znasz go dobrze?”. Roześmiała się: „Wystarczająco, żeby jechać z nim w góry! Jest programistą, pracuje w jakiejś dużej firmie, a do tego ma kota, którego uwielbia. Normalny facet, nie to co Bogdan”. Oczywiście, wciąż się trochę martwię – bo co, jeżeli on też okaże się niewart zaufania? Ale Kinga jest przekonana: „Jakby co, już wiem, jak pakować walizki i się żegnać. Nikt mnie więcej nie wykorzysta”.

Jej historia dała mi do myślenia. Ile kobiet tkwi przy takich Bogdanach, bojąc się zmian? A Kinga wzięła i odwróciła swoje życie do góry nogami. choćby trochę jej zazdroszczę tej odwagi. Nie tylko odeszła od męża, ale zaczęła wszystko od nowa – i wygląda na to, iż ta nowa strona będzie kolorowa. Tatry, Sebastian, nowe plany… Już nie mogę się doczekać, aż wróci i opowie, jak wędrowali po górach i pili grzane wino przy kominku.

Wczoraj Kinga wysłała mi zdA dziś rano dostałam kolejne zdjęcie – Kinga i Sebastian śmieją się, trzymając kubki z gorącą czerwoną herbatą, a w tle widać zachód słońca nad Giewontem.

Idź do oryginalnego materiału