Moja pasierbica zaprosiła mnie do restauracji – Byłem w szoku, gdy przyszło do płacenia rachunku

twojacena.pl 15 godzin temu

Od dawna nie miałem wieści od mojej pasierbicy, Jagody. Wydawało się, iż minęła wieczność, więc gdy zaprosiła mnie na obiad, pomyślałem, iż może nadszedł czas, by naprawić nasze relacje. Ale nic nie przygotowało mnie na to, co mnie czekało w tej restauracji.

Nazywam się Witold Kwiatkowski, mam pięćdziesiąt lat i przez lata nauczyłem się godzić z wieloma rzeczami. Moje życie jest spokojne, może choćby zbyt spokojne. Pracuję w niewielkim biurze, mieszkam w skromnym domu i większość wieczorów spędzam z książką lub oglądając wiadomości.

Nic szczególnie ekscytującego, ale mi to odpowiadało. Jedyną rzeczą, której nigdy nie potrafiłem ogarnąć, była moja relacja z pasierbicą, Jagodą.

Minął rok, może więcej, od czasu, gdy ostatnio się odezwała. Nigdy nie byliśmy sobie bliscy, choćby gdy poślubiłem jej matkę, Bronisławę, gdy Jagoda była jeszcze nastolatką.

Zawsze trzymała się z daleka, a z czasem i ja przestałem się starać. Dlatego zdziwiłem się, gdy nagle zadzwoniła z niezwykle radosnym głosem.

Cześć, Witold powiedziała niemal zbyt entuzjastycznie. Co powiesz na wspólną kolację? Jest nowa restauracja, którą chcę wypróbować.

Z początku nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Jagoda nie odzywała się do mnie od wieków. Czy to jej sposób na pogodzenie się? Na zbudowanie między nami więzi? jeżeli tak, byłem gotowy. Od lat na to czekałem. Chciałem poczuć, iż w jakiś sposób jesteśmy rodziną.

Jasne odparłem, licząc na nowy początek. Powiedz tylko gdzie i kiedy.

Restauracja była elegancka, o wiele bardziej niż te, do których przywykłem. Ciemne drewniane stoły, przytłumione światło i kelnerzy w nieskazitelnie białych koszulach. Gdy wszedłem, Jagoda już tam była i wydawała się inna. Uśmiechnęła się, ale ten uśmiech nie sięgał jej oczu.

Cześć, Witold! Jesteś! przywitała mnie z dziwną energią, jakby za bardzo starała się wydawać rozluźniona. Usiadłem naprzeciwko niej, próbując zrozumieć tę atmosferę.

No to jak tam u ciebie? zapytałem, mając nadzieję na szczerą rozmowę.

Dobrze, dobrze odpowiedziała szybko, przeglądając menu. A u ciebie? Wszystko w porządku? Jej ton był grzeczny, ale zdystansowany.

Stara rutyna odparłem, ale nie wydawała się słuchać. Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, skinęła na kelnera.

Weźmiemy homara powiedziała, rzucając mi szybki uśmiech i może też stek. Co ty na to?

Mrugnąłem, zaskoczony. Nie zdążyłem choćby spojrzeć na menu, a ona już zamawiała najdroższe dania. Wzruszyłem ramionami, starając się nie myśleć o tym za dużo. No dobrze, jeżeli chcesz.

Ale sytuacja wydawała mi się dziwna. Była nerwowa, wierciła się na krześle, co chwilę sprawdzała telefon i ledwie odpowiadała na moje pytania.

Podczas kolacji próbowałem nawiązać do głębszych, szczerszych tematów. Minęło sporo czasu, odkąd ostatnio rozmawialiśmy, prawda? Brakowało mi tych pogawędek.

Tak mruknęła, nie podnosząc wzroku z talerza. Byłam zajęta.

Tak zajęta, iż zniknęłaś na rok? zapytałem z lekkim śmiechem, choć w moim głosie wyczuwała się nuta smutku.

Rzuciła mi krótkie spojrzenie, po czym wróciła do jedzenia. No wiesz praca, życie

Jej wzrok wciąż błądził po sali, jakby na kogoś czekała. Próbowałem kontynuować rozmowę, pytałem o pracę, przyjaciół, o jej życie, ale odpowiedzi były krótkie i pozbawione entuzjazmu.

Im dłużej trwał posiłek, tym bardziej czułem się jak intruz w sytuacji, która nie do końca mnie dotyczyła.

W końcu przyniesiono rachunek. Automatycznie po niego sięgnąłem, wyciągając kartę, by zapłacić, jak to zwykle bywało. Ale gdy miałem ją podać kelnerowi, Jagoda pochyliła się ku niemu i coś mu szepnęła, czego nie dosłyszałem.

Zanim zdołałem zapytać, rzuciła mi szybki uśmiech i wstała. Zaraz wracam powiedziała. Muszę tylko do toalety.

Patrzyłem, jak odchodzi, z dziwnym uczuciem w żołądku. Coś było nie tak. Kelner podał mi rachunek, a moje serce na chwilę zamarło na widok kwoty. Była znacznie wyższa, niż się spodziewałem.

Spojrzałem w stronę toalet, czekając, aż wróci ale nie wracała.

Mijały minuty. Kelner patrzył na mnie pytająco. Westchnąłem i podałem mu kartę, połykając gorycz. Co się, u diabła, właśnie stało? Czyżby zostawiła mnie tu samego z rachunkiem?

Zapłaciłem, czując pustkę. Gdy szedłem już ku wyjściu, ogarnęła mnie mieszanka frustracji i smutku. Wszystko, czego chciałem, to szansa, byśmy się zbliżyli, by wreszcie szczerze porozmawiać. A zamiast tego poczułem się jak narzędzie do opłacenia kolacji.

Ale zanim dotarłem do drzwi, usłyszałem za sobą szelest.

Obróciłem się powoli, niepewny, czego się spodziewać. Żołądek mi się ścisnął, ale gdy zobaczyłem Jagodę stojącą tam z szerokim uśmiechem, zaparło mi dech.

W rękach trzymała ogromny tort, uśmiechając się jak dziecko, któremu udał się świetny żart. W drugiej dłoni miała kolorowe balony, unoszące się nad jej głową. Mrugnąłem, próbując zrozumieć, co się dzieje.

Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, podeszła bliżej i oznajmiła: Zostaniesz dziadkiem!

Przez chwilę stałem jak wryty, niezdolny pojąć jej słów. Dziadkiem? powtórzyłem, jakbym przegapił część historii.

Głos mi lekko zadrżał. To była ostatnia rzecz, której się spodziewałem.

Jagoda wybuchnęła śmiechem, a jej oczy błyszczały tą samą nerwową energią, którą widziałem podczas kolacji. Ale teraz wszystko miało sens. Tak! Chciałam ci zrobić niespodziankę powiedziała, podchodząc z tortem. Był biały, z niebiesko-różowym lukrem i napisem: Gratulacje, dziadku!

Znowu mrugnąłem, próbując to ogarnąć. Czekaj to wszystko zaplanowałaś?

Skinęła głową, balony kołysały się nad nią. Tak! Umówiłam się z kelnerem. Chciałam, żeby

Idź do oryginalnego materiału