Drogi Dzienniku,
Dziś po raz ostatni poczułem, iż moja cierpliwość dobiegła końca. Muszę spisać to, co w sercu noszę od kilku lat historię, w której zdrada i gniew zamknęły drzwi naszego domu na zawsze przed córką mojej żony.
Kiedy poznałem Anię, przywiozła ze sobą ruiny poprzedniego małżeństwa i szesnastoletnią córkę Łucję. Ich rozwód miał miejsce dziewięć lat temu. Nasza miłość zapłonęła niczym błyskawica: krótkie, intensywne poznanie, po którym wskoczyliśmy w małżeństwo po uszy. W pierwszym roku wspólnego życia nie przyszło mi do głowy, by zaprzyjaźnić się z Łucją. Dlaczego miałbym wtrącać nos w życie nieznanej nastolatki, która od pierwszego spotkania patrzyła na mnie, jak na intruza, gotowego przejąć jej królestwo?
Nieprzyjazność Łucji była widoczna od samego początku. Jej dziadkowie i ojciec włożyli mnóstwo wysiłku, by zaszczepić w niej żal. Przekonywali ją, iż nowa rodzina jej matki oznacza koniec jej uprzywilejowanego świata jej jedyną władzę nad miłością i bezpieczeństwem miały zniknąć. Nie były wcale daleko od prawdy. Po ślubie zmusiłem Anię do szczerzej rozmowy; byłem wściekły prawie wydała całą pensję na niepohamowane potrzeby Łucji. Ania ma dobrze płatną pracę, sumiennie płaci alimenty, ale ponad to rozrzucała Łucję drogimi laptopami i markowymi kurtkami, które pochłaniały nasz miesięczny budżet, wynoszący niecałe dwa tysiące złotych. Nasza mała rodzina, mieszkająca w skromnym domu pod Wrocławiem, pozostawała z nikłym resztkiem środków.
Po burzliwych kłótniach, które wstrząsały ścianami, doszliśmy do niepewnego kompromisu wydatki Łucji ograniczono do niezbędnego utrzymania, prezentów na święta i od czasu do czasu krótkiej wycieczki. Myślałem, iż wreszcie cisza zapanuje.
Wszystko się zmieniło, gdy przyszedł na świat nasz syn, mały Kacper. W sercu zrodziło się pragnienie, by dzieci dorastały jako bracia, zjednoczeni euforią i zaufaniem. Jednak wiedziałem, iż to jedynie złudzenie. Siedemnaście lat różnicy i Łucja od pierwszego spojrzenia nienawidziła Kacpra. Dla niej był on cios w twarz, dowodem, iż opieka matki nie jest już wyłączna. Próbowałem namówić Anię do rozsądku, ale była pochłonięta wizją harmonijnej rodziny. Przysięgła, iż oboje dzieci muszą być dla niej równie ważne i kochane. Ustąpiłem. Gdy Kacper miał trzynaście miesięcy, Łucja zaczęła odwiedzać nasz przytulny dom pod Krakowem pod pretekstem zabawy z młodszym bratem.
Od tego momentu musiałem się z nią mierzyć. Nie mogłem jej po prostu zignorować! Pomiędzy nami nie pojawił się żaden blask ciepła. Łucja, podsycana przez truciznę wypowiedzianą przez ojca i dziadków, podchodziła do mnie z lodowatą obojętnością, jakby próbowała roztopić lód własnym oddechem. Każde spojrzenie, które mi rzucała, było zarzutem, jakby odebrała mi matkę i życie.
Zaczęły się podstępne drapanie. Przypadkowo wylała na mnie płyn do golenia, które rozbiło się w szklankach i wypełniło łazienkę cuchnącym zapachem. Zapomniała i wsypała garść pieprzu do mojego gulaszu, zamieniając go w palącą, nie do przełknięcia zupę. Raz przetarła brudne dłonie po moim ulubionym skórzanym płaszczu w korytarzu, uśmiechając się pod nosem. Gdy zwróciłem się do Ani, odrzuciła to słowami: To tylko drobnostki, Marku, nie rób z tego dramatu.
Kulminacja nadeszła tego lata. Ania zabrała Łucję na tydzień do nas, gdy jej ojciec opalał się w Bawarii. Mieszkaliśmy w naszym wakacyjnym domku pod Nową HUTĄ, a Kacper nagle stał się niespokojny, płakał przy każdej drobnej sprawie. Myślałem, iż to upał lub wyrzucony ząb, aż odkryłem przerażającą prawdę.
Pewnego wieczoru zakradłem się do pokoju Kacpra i zamarłem z przerażenia. Łucja stała przy łóżku i ukradkiem przyciskała go do delikatnych nóżek. Chłopiec jęczał, a ona uśmiechała się triumfalnym, złowrogim uśmiechem, udając, iż nic się nie stało. Przypomniałem sobie niebieskawe siniaki, które wcześniej zbagatelizowałem, tłumacząc je jego żywiołowymi zabawami. Teraz wszystko się ułożyło to ona, jej pełne nienawiści dłonie, zostawiły ślad na moim synu.
Wściekłość wzbierała we mnie niczym pożar, którego nie da się ugasić. Łucja ma już prawie osiemnaście lat nie jest już niewinnym dzieckiem, które nie rozumie konsekwencji. Wybuchnąłem, a mój głos rozbrzmiał jak grzmot, potrząsając domem. Zamiast skruchy otrzymałem od niej jedynie okrutny wykrzykiwany gniew, życzenia śmierci dla nas wszystkich i przekazanie, iż jej matka i pieniądze mają być jej jedyną własnością. Nie wiem, czy udało mi się powstrzymać się od podania jej policzka, ale trzymałem Kacpra w ramionach, kołysząc go, gdy jego łzy przemoczyły moje koszule.
Ania nie była wtedy w domu była na zakupach. Gdy wróciła, opisałem jej każdy okrutny szczegół. Jak się spodziewałam, Łucja odwróciła scenę, krzycząc, iż jest niewinna. Ania uwierzyła jej i obróciła się przeciwko mnie, oskarżając mnie o przesadę i utratę rozumu przez gniew. Nie odpowiedziałem. Zaoferowałem ultimatum: to był ostatni raz, kiedy Łucja może odwiedzić nasz dom. Wziąłem Kacpra, spakowałem torbę i pojechałem kilka dni do przyjaciela w Łodzi, by ochłodzić płomienie w sobie, zanim mnie pochłoną.
Kiedy wróciłem, spotkała mnie rozczarowana Ania. Twierdziła, iż jestem niesprawiedliwy, a Łucja płakała gorzko, zapewniając o swojej niewinności. Milczałem. Nie miałem siły bronić się ani grać w dramaty. Moje postanowienie jest już jak skała: Łucja nie może już wchodzić do naszego domu. jeżeli Ania widzi to inaczej, niech wybiera córkę czy naszą rodzinę. Bezpieczeństwo i spokój Kacpra są dla mnie świętym przyrzeczeniem.
Nie poddam się. Ania musi zdecydować, co jest dla niej ważniejsze: płaczące oczy Łucji czy życie, które zbudowaliśmy z Kacprem. Mam dość tego koszmaru. Dom powinien być schronieniem, nie polem bitwy przesiąkniętym żalem i podstępem. jeżeli trzeba, pójdę na rozwód bez wahania. Mój syn nie będzie cierpiał pod naporem obcych nienawiści. Nigdy więcej. Łucja została wykluczona z naszego życia, a drzwi zamknąłem na zawsze stalową determinacją.
Z wyczerpanym sercem,
Marek.














