Moja babcia wyrzuciła mnie z domu, gdy dowiedziała się o mojej ciąży. Po kilku latach się rozchorowała i żąda ode mnie alimentów na pokrycie kosztów leczenia.

twojacena.pl 3 dni temu

Kiedy zaszłam w ciążę, matka wyrzuciła mnie z domu. Wtedy zdecydowałam się zostawić córkę w sierocińcu. Nie wiedziałam, jaką niespodziankę szykuje dla mnie życie…

Po śmierci ojca razem z mamą zamieszkałyśmy w domu babci.

Wszystko dobrze się układało. Do momentu, gdy nie poznałam mojego chłopaka. Na początku naszej znajomości z Mariuszem byłam przepełniona szczęściem. Zakochana po uszy nie zauważałam jak podłą i bezlitosną osobą jest ten człowiek.

Moja mama i babcia były bardzo przeciwne temu związkowi, nie akceptowały mojego partnera od samego początku, jakby przeczuwały co się wydarzy..

Ja wierzyłam, iż Mariusz będzie miłością mojego życia. Sprzeciwiłam się babi i mamie i podjęłam decyzję o zamieszkaniu z Mariuszem. Wtedy moja rodzina przestała się ze mną kontaktować.

Po prostu mnie odrzucili. Matka nie pozwoliła mi choćby wejść do swojego mieszkania, a mój ojciec, który zawsze był przy mnie i był jedyną osobą w mojej rodzinie gotową do pomocy, zmarł sześć lat temu.

Mariusz zniknął bez śladu zaraz po tym jak urodziłam Julkę… zostałam sama i postanowiłam poprosić o pomoc babcię i mamę.

Byłam pewna, iż znajdzie się kawałek podłogi dla mnie dziecka w ich domu. Niestety bardzo się myliłam.

– Nie wyrzucaj nas! Nie mam dokąd pójść z dzieckiem, błagałam babcię.

– Nigdy Ci nie wybaczę! Nie chciałaś słuchać swojej matki i mnie, kiedy Ci mówiłyśmy, żebyś nie spotykała się z tym chłopakiem! Sama jesteś winna swoich kłopotów! Nie interesujesz mnie ani Ty, ani Twoja córka! Wynoś się stąd! – krzyknęła moja babcia.

Płakałam, idąc ulicą. Moje dziecko miało wtedy zaledwie dwa miesiące. Byłam do szaleństwa zakochana w mojej maleńkiej córeczce, ale nie miałam pojęcia co zrobić, dokąd się udać.

Był już listopad, a ja kompletnie załamana, stałam na ulicy w strugach deszczu. Dziecko zaczęło marznąć w wózku. Nie miałam pojęcia gdzie pójść.

Zdruzgotana zaczęłam szukać najbliższego sierocińca. Nie chciałam porzucić córki, ale w tym czasie nie widziałam żadnego, innego wyjścia. Zdesperowana zdecydowałam się tam pojechać.

Weszłam do poczekalni.

Zalana łzami oczekiwałam na rozmowę z Dyrektorką ośrodka opiekuńczego – Panią Haliną.

Po około pięciu minutach podeszła do mnie kobieta i wezwała mnie do swojego biura.

– Czy możesz mi powiedzieć, co się dzieje, co Ci się przytrafiło?

Zaczęłam płakać jeszcze mocniej, nie mogłam wydusić z siebie słowa.

– Musisz mnie poinformować o tym, co się stało, tylko wtedy będę mogła Ci pomóc. Proszę, powiedz mi, co się stało!

– Nie mam gdzie podziać się z dzieckiem – wyszeptałam.

– Moi bliscy: babcia i matka nas opuściły! Nie pozwoliły nam choćby przekroczyć progu swojego mieszkania.

Płakałam jeszcze mocniej.

– Nie wiem, co zrobię bez dziecka! Bardzo ją kocham! Nie chcę jej porzucać, ale nie mam innego wyjścia!

– Powiedz mi, proszę, jak masz na imię? – zapytała Dyrektorka

– Anna…

– Wszystko w porządku, Aniu – powiedziała ciepłym głosem

– Zrobię co w mojej mocy, żeby Ci pomóc.

Po chwili namysłu dodała:

– Mieszkam z moją mamą, która jest w stanie krytycznym i bardzo potrzebuje opieki.

Widziałam łzy w oczach Pani Haliny.

– Mam dla Ciebie propozycję. Możesz zamieszkać z dzieckiem w moim domu. W zamian będziesz zajmowała się moją matką. Zgadzasz się na to?

– Zgadzam się! Oczywiście! Bardzo, bardzo dziękuję!

Opiekowałam się matką Pani Haliny przez trzy lata, niestety Pani Waleria, umęczona wieloletnią chorobą zmarła.

Pani Dyrektor zaproponowała mi wtedy pracę w sierocińcu. Uwielbiałam tą pracę, kocham dzieci.

Znalazłam małe mieszkanko, w którym zamieszkałam z Julią. Udało mi się zapisać córkę do przedszkola. Czułam, iż moje życie wkroczyło na dobrą ścieżkę.

Niedługo po przeprowadzce poznałam męża. Paweł nie był bogaty, ale opiekował się mną i dobrze traktował moją córkę. Czułam się przy nim bezpieczna.

Wkrótce on i ja pobraliśmy się. Całą trójką zamieszkaliśmy w mieszkaniu męża. Czuję się szczęśliwa, spokojna i bezpieczna.

Do dziś nie wiem co stało by się z Julką i ze mną, gdyby nie dobre serce Pani Dyrektor…

​Kilka dni temu zadzwoniła do mnie mama, iż babcia jest ciężko chora. Potrzebuje opieki i pieniędzy na lekarstwa.

Obie oczekują ode mnie wsparcia. Mama choćby zagroziła, iż jeżeli nie dołożę się do wydatków, to skieruje sprawę o alimenty do sądu.

Nie jestem zamożną osobą. Razem z mężem nie zarabiamy zbyt wiele.

Bardzo się martwię o babcię, ale wspomnienie dnia, w którym zostawiła mnie bezdomną na ulicy z maleńkim dzieckiem, gasi we mnie zapał do poświęcenia.

Czuję się podle, bo wiem, iż powinnam, ale teraz mam swoją rodzinę i to ona jest na pierwszym miejscu w moim życiu.

Idź do oryginalnego materiału