Mój syn zniszczył swoją rodzinę, ale cieszę się, iż była synowa się uwolniła.

newsempire24.com 4 dni temu

Halina siedziała na werandzie swojego domu w Poznaniu, zaciskając dłonie na kubku z wystygłą herbatą. Jej serce rozdzierało się na dwoje: jedna część płakała za synem, Krzysztofem, który własnymi rękami zniszczył wszystko, co miał, druga zaś cicho radowała się za Martę, swoją byłą synową, która w końcu odzyskała wolność. Halina wiedziała, iż jej uczucia – tę mieszankę miłości i wstydu, litości i ulgi – sąsiedzi plotkujący o rozwodzie nigdy nie zrozumieją. Ale nie potrafiła inaczej, patrząc na ruiny zostawione przez syna i na światło, które znów zapłonęło w oczach Marty.

Krzysztof był jej jedynym dzieckiem, dumą życia. Wychowała go sama, po tym jak mąż odszedł, zostawiając ją z niemowlęciem na rękach. Halina wkładała w syna całą duszę: szyła mu koszule, nocami sprawdzała lekcje, oszczędzała na sobie, by miał nowe buty. Marzyła, iż wyrośnie na mądrego, prawego człowieka. Przed długi czas tak się wydawało. Krzysztof ożenił się z Martą – dobrą, pracowitą dziewczyną, która patrzyła na niego z uwielbieniem. Urodziła się im córka, Zosia, i Halina sądziła, iż jej syn w końcu odnalazł szczęście. Ale się myliła.

Krzysztof się zmienił. A może pokazał, kim naprawdę był. Zaczynał znikać na całe noce, wracał z zapachem obcych perfum. Marta, z czerwonymi od łez oczami, milczała, próbując ratować rodzinę dla Zosi. Halina widziała, jak synowa gasła, ale nie interweniowała – bała się, iż syn się obrazi. On zaś, zamiast docenić żonę, która dźwigała dom, dziecko i jego samego, szukał przygód poza związkiem. Halina próbowała z nim rozmawiać, ale Krzysztof tylko machnął ręką: „Mamo, nie wtrącaj się, wiem, co robię”. Milczała, ale każda jego odpowiedź bolała jak nóż wbity w serce.

Upadek zaczął się niewinnie, ale skończył katastrofą. Krzysztof związał się z koleżanką z pracy, choćby się z tym nie kryjąc. Marta dowiedziała się, ale zamiast awantury cicho spakowała walizki. Wzięła rozwód, zabrała Zosię i wyjechała do rodziców. Halina pamiętała dzień, gdy syn wrócił do pustego mieszkania. Był zagubiony, ale nie żałował. „Sama jest winna, nie potrafiła mnie docenić” – rzucił, a Halina po raz pierwszy spojrzała na niego jak na obcego. Jej chłopiec, jej duma, stał się człowiekiem, który zniszczył rodzinę przez własną głupotę i egoizm.

Sąsiedzi plotkowali, obwiniając Martę: „Rzuciła męża, zabrała dziecko, egoistka!” Halina milczała, choć w środku kipiała. Wiedziała prawdę. Widziała, jak Marta nocami tuliła Zosię, jak harowała na dwóch etatach, gdy Krzysztof „wypoczywał” z kumplami. Wiedziała, jak synowa walczyła o małżeństwo, zanim on podeptał jej godność. Teraz, gdy Marta odeszła, Halina nie miała do niej pretensji. Przeciwnie – podziwiała jej siłę. Odejść od człowieka, którego się kocha, by ocalić siebie – to czyn, którego jej syn nigdy nie zrozumie.

Minął rok. Krzysztof żył sam, narzekając na samotność, ale nie robiąc nic, by się zmienić. Obwiniał wszystkich – Martę, los, choćby matkę, która „go nie wsparła”. Halina patrzyła na niego i widziała nie mężczyznę, ale rozpieszczonego chłopca, którego może sama zepsuła ślepą miłością. Serce bolało ją za niego, ale nie potrafiła już usprawiedliwiać jego czynów. Wspominała, jak krzyczał na Martę, jak ignorował Zosię, i rozumiała – sam wybrał tę drogę.

Tymczasem Marta rozkwitła. Znalazła nową pracę, zapisała się na kurs fotografii, o którym zawsze marzyła. Zosia, jej miniatura, częściej się śmiała niż płakała. Halina spotkała je raz w parku – Marta huśtała córkę, a ta śmiała się wniebogłosy. Wtedy Halina poczuła dziwną ulgę. Jej synowa, którą tak kochała, była wolna. ZbAle i tak każdego wieczoru, gdy gasiła światło, powtarzała w myślach: “Kocham cię, synu, ale musiałam wybrać prawdę”.

Idź do oryginalnego materiału