Mój syn obiecał mi dom na wsi jako prezent, ale gdy tam przyjechaliśmy, ziemia zaczęła się pode mną zapadać.

twojacena.pl 1 dzień temu

Mój syn obiecał mi domek na wsi ale gdy tam dotarliśmy, poczułem, jakby ziemia uciekała mi spod nóg.

Nazywam się Stanisław i mam 78 lat.

Nigdy nie myślałem, iż będę musiał szukać rady u obcych, a jednak jestem w tej sytuacji. Potrzebuję waszej pomocy.

Większość dorosłego życia spędziłem jako samotny ojciec. Moja żona, Jadwiga, odeszła, gdy nasz syn Marek (dziś 35-letni) miał zaledwie dziesięć lat.

To był trudny okres dla nas obojga, ale jakoś sobie poradziliśmy. Od tamtej pory byliśmy tylko my dwaj przeciwko światu. Starałem się być dla niego i ojcem, i matką, pracując ciężko, by dać mu szansę na lepsze życie.

Marek wyrósł na dobrego człowieka. Miał oczywiście swoje bunty, ale generalnie był uczciwy, pracowity i rozsądny. Dobrze radził sobie w szkole, dostał stypendium na studia, a po nich znalazł solidną pracę w bankowości.

Zawsze byłem z niego dumny i patrzyłem, jak staje się człowiekiem sukcesu. Pozostaliśmy blisko choćby po jego wyprowadzce regularnie rozmawialiśmy przez telefon i spotykaliśmy się na obiad przynajmniej raz w tygodniu.

Tato zaczął, nie patrząc mi w oczy. Przepraszam. Mówiłem, iż to domek, ale tu będzie ci lepiej. Tutaj się tobą zaopiekują.

Zaopiekują? Nie potrzebuję opieki! Jestem w pełni samodzielny! Dlaczego mnie okłamałeś?

Tato, proszę W końcu na mnie spojrzał, a w jego oczach widziałem błaganie. Ostatnio wiele rzeczy zapominasz. Martwię się, iż mieszkasz sam. To miejsce ma wszystko, czego potrzebujesz, i zawsze ktoś będzie w pobliżu.

Zapominam? Każdemu się coś zdarza! krzyknąłem, po policzkach płynęły mi łzy gniewu.

To nieprawda, Marku. Zabierz mnie natychmiast do domu.

Marek pokręcił głową, a potem wyznał rzecz, która złamała mi serce:

Nie mogę, tato. Dom już go sprzedałem.

Poczułem, jakbym stracił grunt pod nogami.

Wiedziałem, iż zgodziłem się na sprzedaż, ale myślałem, iż mam jeszcze czas. Chciałem poznać nowych właścicieli, wybrać odpowiednią rodzinę, powiedzieć im, jak dbać o stary dąb w ogrodzie.

Wszystko zmieniło się pewnego wtorkowego wieczoru, gdy Marek przyszedł do mnie wyraźnie podniecony.

Tato! zawołał. Kupiłem ci domek na wsi!

Domek? Marek, o czym mówisz?

To idealne miejsce! Spokój, cisza dokładnie to, czego potrzebujesz. Pokochasz je!

Byłem zaskoczony. Przeprowadzka gdzieś daleko? To wydawało się zbyt nagłe.

Marek, nie musiałeś tego robić. Dobrze mi tu jest.

Ale on nalegał:

Nie, tato, zasługujesz na odpoczynek. Ten dom jest za duży dla ciebie samego. Czas na zmiany. Zaufaj mi, będzie wspaniale.

Byłem sceptyczny. Ten dom był naszym rodzinnym gniazdem od ponad 30 lat. Tu Marek dorastał, tu Jadwiga i ja budowaliśmy wspólne życie. Ale syn wydawał się tak pewny swojej decyzji, iż w końcu mu uwierzyłem.

Zawsze ufałem mu bezgranicznie.

Więc mimo wątpliwości zgodziłem się na sprzedaż i przeprowadzkę. Spakowałem rzeczy, a Marek zajął się szczegółami. Tłumaczył, iż wszystko jest pod kontrolą. Był tak troskliwy, iż przestałem się martwić.

W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Marek opowiadał o zaletach nowego miejsca, ale im dalej jechaliśmy, tym bardziej czułem niepokój.

Okolica stawała się coraz bardziej pusta. Nie było tu wzgórz ani pięknych krajobrazów, tylko opuszczone pola i zaniedbane gospodarstwa.

Domy, które kiedyś podziwiałem, gdy Jadwiga jeszcze żyła, były przytulne, otoczone naturą. To miejsce było zupełnie inne.

Marek zapytałem czy na pewno jedziemy dobrze? To nie wygląda jak wieś, którą mi obiecywałeś.

Zapewnił mnie, iż tak, ale unikał mojego wzroku.

Po godzinie skręciliśmy w długą, krętą drogę. Na jej końcu stał ponury budynek, a na tablicy widniał napis: Bursztynowy Zachód.

To nie był domek. To był dom spokojnej starości.

Opuściła mi szczęka. Odwróciłem się do Marka, walcząc z rosnącą wściekłością.

Co to jest?! Co się dzieje?!

Jak mógł sprzedać mój dom bez mojej zgody? Domagałem się wyjaśnień, ale Marek tylko powiedział, iż miał pełne uprawnienia i robi to dla mojego dobra.

Zamarłem. Godziny zlewały się w jedną mgłę. Zostałem wprowadzony do małego pokoju z wąskim łóżkiem i oknem na parking. Ściany były w nudnym beżowym kolorze, a powietrze pachniało środkiem dezynfekującym i stęchlizną.

Mój dawny dom wciąż pachniał piernikami, które Jadwiga piekła przed świętami. Teraz jednak moim nowym domem była ta smutna, sterylna przestrzeń.

I nic nie mogłem na to poradzić.

Przez kolejne dni żyłem w gniewie i niedowierzaniu. Czy naprawdę byłem aż tak zapominalski? Czy zrobiłem coś, co zraniło Marka? A może on naprawdę wierzył, iż to dla mnie lepsze? Zacząłem wątpić w siebie może rzeczywiście traciłem pamięć?

Personel w Bursztynowym Zachodzie był miły, zapraszał mnie na zajęcia, ale czułem się jak intruz.

Pewnego dnia, gdy udawałem, iż czytam gazetę, usłyszałem rozmowę dwóch pielęgniarek:

Biedny pan Nowak mówiła jedna. Słyszałaś o jego synu?

Nie, co się stało?

Podobno miał ogromne długi. Sprzedał dom ojca, żeby je spłacić.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.

Długi? To był prawdziwy powód? Marek mnie oszukał, by ratować siebie?

Byłem złamany. Ten chłopiec, którego wychowałem, którego kochałem bardziej niż życie, zdradził mnie dla własnej korzyści. Przypomniałem sobie wszystkie poświęcenia, wszystkie noce, gdy pracowałem na podwójne zmiany, by dać mu lepszą przyszłość.

Na szczęście los zesłał mi pomoc starego przyjaciela, Jerzego, prawnika. Odwiedził Bursztynowy Zachód, by zobaczyć swoją siostrę, i był wstrząśnięty, widząc mnie tam. Gdy opowiedziałem mu całą historię, obiecał pomóc odzyskać dom i wyjaśnić, co naprawdę się stało.

Czy można wybaczyć taką zdradę? Jak odbudować zaufanie?

Lekcja jest prosta: czasem ci, którym

Idź do oryginalnego materiału