Mój syn był moim przyjacielem i opoką przez całe życie, ale po jego ślubie staliśmy się sobie obcy.
Zawsze był złotym chłopcem uprzejmy, pomocny, o dobrym sercu. Takim wyrósł i takim pozostał, aż do dnia, gdy poznał Małgorzatę. Wcześniej byliśmy nierozłączni spotykaliśmy się często, gadaliśmy godzinami o wszystkim i o niczym, wspieraliśmy się nawzajem. Oczywiście, wiedziałam swoje miejsce nie wtrącałam się za bardzo. Ale wszystko runęło, gdy w jego życiu pojawiła się ona.
Na ślub dostali od rodziców Małgorzaty małe, ale świeżo wyremontowane mieszkanko w samym centrum Warszawy. Nigdy mnie tam nie zaprosili, ale pokazywał mi zdjęcia jasne ściany, nowe meble, przytulnie. Po śmierci męża ledwo wiązałam koniec z końcem, a jednak oddałam im prawie całą swoją biżuterię złote łańcuszki, pierścionki, kolczyki zbierane latami. Powiedziałam Małgosi: jeżeli wolicie przetopić, nie mam nic przeciwko. Chciałam jakoś pomóc na starcie.
Ale ona Od razu pokazała, jaka jest. Twarda jak stal. Widziałam, jak przeliczała pieniądze z kopert weselnych ta chciwość w jej oczach mnie zaniepokoiła. Z jednej strony, taka zaradna żona to skarb, ale z drugiej Trzeba mieć się na baczności. Dzisiejsze kobiety często traktują męża jak bankomat wydają jego pieniądze, a potem biorą połowę i szukają następnego. Nie życzę tego mojemu Wojtkowi, ale strach mnie zżera od środka.
Pół roku po ślubie Małgosia oznajmiła, iż nie chce dzieci. Nie teraz mówiła w tej kawalerce to niemożliwe. Rozkładała ręce: Co poradzimy? Nie wezmę kredytu, a Wojtek nie pozostało dyrektorem. Udawała, iż rozważa, ale słyszałam w jej głosie wyrachowanie. A ja mieszkam w niedokończonym domu po mężu ściany bez tynku, zimą mróz przechodzi przez szpary. Emerytury ledwo starcza na ogrzewanie. Wtedy ona rzuciła: Sprzedaj dom, kup sobie studio, a resztę dajcie nam na nowe mieszkanie. Wtedy pomyślimy o dzieciach.
Rozumiesz? Chce, żebym stara i schorowana cisnęła się w klitce, a oni wzięli sobie najlepsze. A potem? Może jeszcze wsadzą mnie do domu starców i przejmą resztę. Na początku myślałam choćby się zgodzić gdyby tylko pomagali mi finansowo. Ale teraz? Nigdy w życiu! Z taką jak Małgosia trzeba trzymać rękę na pulsie można spodziewać się po niej najgorszego.
Potem Wojtek kilka razu do mnie wpadał. Delikatnie sugerował, iż ich pomysł nie jest taki zły: Po co ci ten duży dom, mamo? W mieszkaniu byłoby taniej. Stałam twardo: Warszawa się rozrasta, za kilka lat ta działka będzie warte fortuny. Głupio teraz sprzedawać. Kiedyś zaproponowałam wymianę oni niech się wprowadzą do mnie, a ja do ich kawalerki. W końcu to to samo, prawda? Małgosia odmówiła. Nie podobało jej się, iż dom wymaga remontu, a ja miałabym wygodnie w ich nowym mieszkaniu. Dla niej liczy się tylko wygoda, choćby gdy moja propozycja była lepsza. Taka już jest i nic z tym nie zrobisz.
Potem ciężko zachorowałam. Leżałam w łóżku z gorączką, kaszlem, nie mogłam choćby wody zagotować. Zadzwoniłam do Wojtka, błagałam, żeby przyszedł, przyniósł leki, coś do jedzenia. Dawniej rzuciłby wszystko, by mi pomóc. A teraz? Przyszedł dopiero następnego dnia. Zostawił mi jakieś proszki Gripex, otwarte opakowanie przeterminowanej aspiryny, wzruszył ramionami i poszedł. Na szczęście przyjaciółka mnie uratowała przyniosła zupę, leki, wszystko. A gdyby jej nie było? Co by się ze mną stało?
Mój syn był moim światłem przez całe życie. Ufałam mu bezgranicznie był kimś więcej niż dzieckiem, był przyjacielem, częścią mnie. Ale małżeństwo wszystko zmieniło. Staliśmy się obcy, a ja jestem bezsilna. To moje jedyne dziecko, moja miłość, moja duma a teraz widzę, iż jego serce już nie jest ze mną. Wybrał ją. Małgosia stanęła między nami jak mur, a ja zostałam po drugiej stronie samotna, porzucona, niepotrzebna. Rozum podpowiada: więź się urwała. Czas, by wybrał matkę czy żonę. A jego wybór jest jasny jak słońce. Ale serce wciąż ma nadzieję, iż przypomni sobie, kim dla niego byłam iż wróci. Choć z każdym dniem ta nadzieja topnieje jak śnieg w marcowym słońcu.