Mój syn był moim przyjacielem i oparciem przez całe życie, ale po jego ślubie staliśmy się obcymi sobie ludźmi.

polregion.pl 4 dni temu

Mój syn był moim przyjacielem i opoką przez całe życie, ale po ślubie staliśmy się obcymi ludźmi.

Zawsze był złotym chłopcem grzeczny, pomocny, kochający. Takim wyrósł, takim pozostał jako dorosły mężczyzna. Dopóki się nie ożenił, byliśmy nierozłączni: spotykaliśmy się często, godzinami rozmawialiśmy o błahostkach i sprawach ważnych, dzieliliśmy smutki i radości. Wszystko się zmieniło, gdy w jego życiu pojawiła się ona Kornelia.

Na wesele Kornelia i Wojciech otrzymali od rodziców jednoizbowe mieszkanie w centrum Krakowa, świeżo wyremontowane. Stało się ich królestwem, przytulnym gniazdkiem. Nigdy mnie tam nie zaprosili, ale Wojtuś pokazywał zdjęcia jasne ściany, nowe meble, ciepłą atmosferę. Po śmierci męża nie miałam oszczędności, więc oddałam młodym niemal całą swoją biżuterię złote łańcuszki, pierścionki, kolczyki zbierane latami. Powiedziałam Kornelii: jeżeli wolicie przetopić, nie mam nic przeciwko. Chciałam ich wesprzeć na starcie.

Lecz Kornelia Od razu pokazała pazury. Twarda jak stal. Zauważyłam, jak przeliczała koperty z weselnymi pieniędzmi jej chciwe spojrzenia niepokoiły mnie. Z jednej strony taka zaradność mogła być dla Wojtka dobrodziejstwem, z drugiej trzeba było mieć się na baczności. Dziś kobiety często traktują mężów jak bankomaty, wydają ich pieniądze, by potem wziąć rozwód i szukać nowej ofiary. Nie życzę mu takiego losu, ale niepokój toczy mnie od środka.

Pół roku po ślubie Kornelia oznajmiła, iż nie chce dzieci. Nie teraz mówiła w tej klitce to niemożliwe. Rozkładała ręce: Co poradzę? Nie wezmę kredytu, a kiedy będziemy mieć na większe mieszkanie? Wojtek nie pozostało prezesem. Udawała, iż rozważa, ale słyszałam w jej głosie zimną kalkulację. A ja mieszkam w niedokończonym domu, który zaczynał budować mój mąż. Ściany mają dziury, zimą mróz przechodzi przez okna emerytury nie starcza na ogrzewanie. Wtedy Kornelia rzuciła: Sprzedaj ten dom, kup sobie kawalerkę, a resztę daj nam na nowe mieszkanie. Wtedy pomyślimy o dziecku.

Rozumiecie? Chce, bym, stara i schorowana, zamknęła się w pudełku, podczas gdy oni zabiorą wszystko, co najlepsze. A potem? Może i tę kawalerkę mi odbiorą, pakując mnie do domu starców. Pomyślałam nawet, by się zgodzić gdyby tylko pomagali mi choć trochę. Ale teraz? Nigdy! Z kimś takim jak Kornelia trzeba trzymać rękę na pulsie można spodziewać się każdego podstępu.

Po tej rozmowie Wojtek przychodził kilka razy. Delikatnie namawiał: Po co ci ten dom? W mieszkaniu byłoby taniej. Nie ugięłam się: Za kilka lat działka zyska na wartości. Głupio byłoby teraz sprzedać. Pewnego dnia zaproponowałam: zamieńmy się. Niech oni zamieszkają tu, a ja w ich kawalerce. Przecież to to samo, prawda? Kornelia odmówI tak zostałam sama w tym niedokończonym domu, patrząc przez zamarznięte okno, jak moje życie powoli zamienia się w lodowaty wiatr, który już choćby nie wyje, tylko cicho umiera.

Idź do oryginalnego materiału