Mój syn był moim przyjacielem i oparciem przez całe życie, ale po jego ślubie staliśmy się obcymi sobie ludźmi.

newsempire24.com 5 godzin temu

Mój syn był moim przyjacielem i oparciem przez całe życie, ale po ślubie staliśmy się sobie obcy.

Zawsze mogłam na niego liczyć. Damian, mój jedyny syn, to był złoty chłopak uprzejmy, pomocny, serdeczny. Takim wyrósł, takim pozostał jako dorosły mężczyzna. Dopóki nie ożenił się z Kingą, byliśmy nierozłączni spotykaliśmy się często, godzinami gadaliśmy o wszystkim i o niczym, dzieliliśmy euforii i smutki. Oczywiście, nie wtrącałam się za bardzo znałam granice. Ale wszystko się zawaliło, gdy pojawiła się ona Kinga.

Na ślub dostali od rodziców Kingi kawalerkę w samym centrum Krakowa, świeżo wyremontowaną. Stała się ich własnością, ich gniazdkiem. Nigdy mnie tam nie zaprosili, ale Damian pokazywał zdjęcia jasne ściany, nowe meble, przytulny klimat. Po śmierci męża został mi tylko grosz przy duszy, więc postanowiłam przekazać młodym prawie całą swoją biżuterię złote łańcuszki, pierścionki, kolczyki zbierane latami. Powiedziałam Kingi: jeżeli wolicie przetopić, nie mam nic przeciwko. Chciałam im pomóc na starcie.

Ale Kinga Odsłoniła prawdziwą twarz od razu. Twarda jak kamień. Zauważyłam, jak przeliczała koperty z weselnymi gotówkami ta chciwość mnie zaniepokoiła. Z jednej strony, taka żona mogła dbać o domowy budżet, z drugiej lepiej mieć się na baczności. Dzisiejsze kobiety często traktują mężów jak bankomaty, wydają ich pieniądze, a potem biorą rozwód i szukają następnego. Nie życzę Damianowi takiego losu, ale niepokój gryzie mnie od środka.

Pół roku po ślubie Kinga oznajmiła, iż nie chce dzieci. Nie teraz mówiła w tej kawalerce to niemożliwe. Wzruszała ramionami: Co poradzisz? Nie wezmę kredytu, a nie wiadomo, kiedy będziemy stać na większe mieszkanie. Damian jeszcze nie jest szefem. Udawała, iż rozważa, ale słyszałam wyrachowanie w jej głosie. A ja mieszkam w niedokończonym domu po mężu dziury w ścianach, zimą mróz przechodzi przez szpary. Emerytury nie starcza na ogrzewanie. Wtedy Kinga rzuciła: Sprzedaj ten dom, kup sobie kawalerkę, a resztę daj nam na nowe mieszkanie. Wtedy pomyślimy o dziecku.

Rozumiecie? Chce, żebym, stara i schorowana, wtłoczyła się w klitkę, podczas gdy oni zabiorą całą resztę. A potem? Pewnie wyrzucą mnie do domu starców. Na początku myślałam, żeby się zgodzić jeżeli tylko pomogą mi choć trochę. Ale teraz? Nigdy! Z taką jak Kinga trzeba mieć oczy dookoła głowy możesz spodziewać się najgorszego.

Potem Damian kilka razy do mnie zajrzał. Delikatnie sugerował, iż to w sumie niegłupi pomysł: Po co ci ten duży dom? W mieszkaniu byłoby taniej. Stałam twardo: Kraków się rozrasta, za kilka lat ten teraz będzie w cenie. To głupota sprzedawać teraz. Kiedyś zaproponowałam zamianę: oni wprowadzą się do mnie, a ja do ich kawalerki. W końcu to tylko metry, prawda? Kinga odmówiła. Nie podobało jej się, iż dom wymaga remontu, a ja miałabym wygodę w ich mieszkaniu. Ona chce tylko wygody, choćby jeżeli moja propozycja była lepsza. Taka już jest i nic z tym nie zrobisz.

Potem ciężko zachorowałam. Leżałam w łóżku, bez sił gorączka, kaszel, głowa pękała. Zadzwoniłam do Damiana, błagałam, żeby przyjechał, przyniósł leki, jedzenie. Wiedziałam, iż młodzi mają mało czasu, ale sama nie miałam choćby siły zagotować wody. Kiedyś pewnie by przybiegł bez słowa. A teraz? Przyszedł dopiero następnego dnia. Zostawił jakieś proszki Gripex, aspirynę bez opakowania, pewnie przeterminowaną, wzruszył ramionami i poszedł. Na szczęście znajoma przywiozła mi zupę, leki, wszystko, co trzeba. A gdyby jej nie było? Co by ze mną było?

Mój syn był moim światłem, moją podporą. Ufałam mu bezgranicznie był więcej niż synem, był przyjacielem, częścią mnie. Ale ślub wszystko zmienił. Staliśmy się obcy, a ja nie mam już siły walczyć. To moje jedyne dziecko, moja miłość, duma, a teraz widzę jego serce już nie jest przy mnie. Wybrał ją. Kinga stanęła między nami jak mur, a ja zostałam po drugiej stronie samotna, porzucona, niepotrzebna. Rozum mówi: koniec. Czas, by wybrał matkę czy żonę. A wybór jest jasny jak słońce. Ale serce wciąż myśli, iż może przypomni sobie, czym dla niego byłam. Choć z każdym dniem ta nadzieja topnieje jak śnieg w marcowym słońcu.

Więc czego się nauczyłem? Że choćby najsilniejsze więzi mogą się rozpaść, gdy między ludzi wejdzie ktoś trzeci. I czasem nie zostaje nic, prócz pustki po tym, co kiedyś było.

Idź do oryginalnego materiału