Mój syn był moim najlepszym przyjacielem i wsparciem przez całe życie, ale po jego ślubie staliśmy się obcymi sobie ludźmi.

polregion.pl 3 dni temu

Synowi przez całe życie był moim przyjacielem i opoką, ale po ślubie staliśmy się sobie obcy.

Mój jedyny syn, Bartosz, zawsze był złotym chłopcem uprzejmy, dobry, gotowy nieść pomoc. Takim wyrósł i pozostawał, aż do dnia, gdy poślubił Julię. Wcześniej byliśmy nierozłączni: spotykaliśmy się często, godzinami rozmawiając o błahostkach i sprawach ważnych, dzieląc się radościami i smutkami, wspierając nawzajem. Oczywiście, zachowywałam rozsądne granice nie wtrącałam się w jego życie więcej, niż było trzeba.
Wszystko się zawaliło, gdy pojawiła się ona.

Na ślub Julia i Bartosz otrzymali od jej rodziców odnowione kawalerki w samym centrum Warszawy. To stało się ich własnością, ich przytulnym gniazdkiem. Nigdy mnie tam nie zaprosili, ale syn pokazywał zdjęcia na telefonie: jasne ściany, nowe meble, przytulny klimat. Po śmierci męża nie miałam grosza przy duszy, więc postanowiłam przekazać młodym niemal całą swoją biżuterię złote łańcuszki, pierścionki, kolczyki zbierane przez lata. Powiedziałam Julii: jeżeli wolicie je przetopić, nie widzę problemu. Chciałam im pomóc, wesprzeć na starcie.

Ale Julia Od razu pokazała, kim jest. Kobieta z charakterem cięta jak brzytwa. Zauważyłam, jak przeglądała koperty weselne wypchane złotówkami, jak wypytywała, ile w której było. Z jednej strony, taki spryt mógłby uczynić z niej dobrą żonę, z drugiej trzymałam się na baczności. Dziś wiele kobiet traktuje mężczyzn jak sakiewki, wydają ich pieniądze jak swoje, by potem wziąć rozwód, zabrać połowę i szukać kolejnej zdobyczy. Nie życzę tego Bartoszowi, ale niepokój toczy mnie od środka.

Pół roku po ślubie Julia ogłosiła, iż nie chce teraz dzieci. Nie w tej chwili, mówiła. W tej kawalerce to niemożliwe. Rozkładała ręce: Co możemy zrobić? Nie chcę brać kredytu, a nie wiadomo, kiedy nas będzie stać na większe mieszkanie. Bartosz jeszcze nie jest wielkim szefem. Rozważała głośno, ale słyszałam w jej głosie wyrachowanie. A ja mieszkam w niedokończonym domu, który zaczynał budować mój nieżyjący mąż. Ściany są dziurawe, zimą przenika mróz emerytury nie starcza na ogrzewanie. Wtedy Julia rzuciła: Sprzedaj dom, kup sobie kawalerkę, a nam daj resztę na nowe mieszkanie. Wtedy pomyślimy o dzieciach.

Rozumiecie, o co chodzi? Chce, bym ja, stara i słaba, wcisnęła się do klitki, podczas gdy oni wezmą wszystko, co najlepsze. A potem, kto wie, może jeszcze zabiorą i to, by wysłać mnie do domu spokojnej starości. Na początku choćby myślałam, żeby się zgodzić gdyby choć raz w miesiącu pomagali finansowo. Ale teraz? Nigdy w życiu! Z kimś takim jak Julia trzeba mieć oczy otwarte spodziewać się można wszystkiego.

Po tej rozmowie Bartosz odwiedził mnie kilka razy. Delikatnie napomknął, iż ich pomysł nie jest taki zły: Po co ci ten duży dom? W mieszkaniu byłoby łatwiej, taniej. Pozostałam nieugięta: Miasto się rozrasta, za pięć-dziesięć lat dom będzie więcej wart. Ta działka już nie jest na przedmieściach sprzedaż teraz to głupota. Pewnego dnia zaproponowałam zamianę: niech wprowadzą się do mnie, a ja do ich kawalerki. W końcu to to samo, prawda? Julia odmówiła. Nie podobało się jej, iż dom wymaga remontu, inwestycji, podczas gdy ja żyłabym wygodnie w ich gotowym mieszkaniu. Ona chce wygody, choćby jeżeli moje rozwiązanie byłoby lepsze. Taka już jest i nic z tym nie zrobisz.

Potem ciężko zachorowałam. Leżałam w łóżku, bez sił, by choćby zagotować wodę. Dzwoniłam do Bartosza, błagałam, żeby przyjechał, przyniósł zakupy, leki. Wiedziałam, iż młodzi mają mało czasu, ale sama nie miałam już sił. Dawniej nie wyobrażałam sobie, iż mógłby mnie zostawić samą. A teraz? Przyszedł dopiero następnego dnia. Zostawił mi jakieś proszki na gorączkę, otwarte opakowanie aspiryny (pewnie przeterminowanej), wzruszył ramionami i wyszedł. Na szczęście przyjaciółka przyniosła zupę i adekwatne lekarstwa. A gdyby jej nie było? Co by się ze mną stało?

Bartosz był moim światłem, moją podporą. Ufałam mu ślepo był więcej niż synem, był przyjacielem, częścią mnie. ale ślub wszystko wymazał. Staliśmy się obcy, a ja jestem bezsilna. To moje jedyne dziecko, moja miłość, duma, a teraz widzę jego serce już nie jest ze mną. Wybrał ją. Julia stanęła między nami jak mur, a ja zostałam po drugiej stronie samotna, porzucona, niepotrzebna. Rozum podpowiada: więź jest zerwana. Czas, by wybrał matkę czy żonę. Wybór jest jasny jak słońce. Ale serce wciąż łudzi się, iż przypomni sobie, kim dla niego byłam, iż wróci. Choć z każdym dniem ta nadzieja topnieje jak śnieg w obcym słońcu.

Idź do oryginalnego materiału