Mój rok 2020!

melodylaniella.pl 3 lat temu

Aloha chłopcy i dziewczęta!

Ahhhh co to był za rok.... chciałabym, aby to podsumowanie i te słowa odnosiły się do samych przyjemnych i niezapomnianych wydarzeń. Niestety rok 2020 owszem będzie niezapomniany, ale z zupełnie innych przyczyn niż zamierzałam. Podsumowanie tego roku nie będzie podobne do pozostałych. Porównam co prawda moje wyniki czytelnicze czy filmowe z rokiem 2019 - jednocześnie jednak opowiem Wam, jak wyglądało moje ostatnie 12 miesięcy, co się udało, a co kompletnie z moich planów nie wypaliło. Jednocześnie jednak, choć bardzo bym chciała, postaram się nie narzekać, wszak 2020 już za mną i nie ma co go rozpamiętywać, lepiej skupić się na plusach i dalej przekuwać je w sukcesy — już w nowym 2021 roku!


2020 przywitałam na imprezie-parapetówce wśród znajomych. Sam styczeń upłynął nam na ogarnianiu mieszkania po remoncie. Wszak przeprowadziliśmy się do wykończonego mieszkania bez drzwi wewnątrz, z jednym regałem, telewizorem, kuchnią, wanną, wc i kanapą. Od początku roku śmigaliśmy więc na trasie IKEA-DOM i powoli, małymi krokami ogarniali swoje gniazdko — od rzeczy pierwszej potrzeby, aż po typowe dodatki. Luty przywitał mnie przeziębieniem, ale za to, jakim... tak gigantycznego tygodniowego bólu głowy i zatok nie miałam chyba nigdy! Bartek też miał gorączkę i dziwne objawy, a ja skończyłam na chyba 3 tygodniowym L4. Męczyłam się niesamowicie, ale na szczęście minęło. Po ogarnięciu się zrobiliśmy więc jedną z pierwszych (i kto by pomyślał, iż na długo ostatnią!) z sesji plenerowych na Dworcu Łódź Fabryczna. Byliśmy też pierwszy raz na Stand Up'ie Abelarda Gizy, którego uwielbiam. Wszystko było takie normalne, aż w marcu przyszedł lockdown...


Nie umiem powiedzieć, z jakimi uczuciami wiązało się moje iście na Home Office i zamknięcie na kilka miesięcy w domu... Z jednej strony czułam podeksyctowanie — no bo wiecie, dla mnie domatorki to mega sprawa, brak dojazdów do pracy to jak nagroda, ale zarazem w głowie było takie — halo! To nie nagroda! Nie wiadomo jak to się rozniesie, co to przyniesie. Strach o bliskich i ogólna niewiedza — to chyba było najgorsze, bo samo siedzenie w domu muszę przyznać, że... lubię do tej pory (chociaż nie powiem, żeby nie brakowało mi wyjść z domu!). Oczywiście, jak w większości polskich gospodarstw i u nas był zapas papieru toaletowego oraz drożdży, a wyjścia na zakupy zminimalizowane do minimum. To, iż zostaliśmy zamknięci na tak długo, sprawiło mi jednak sporo kłopotów i byłam mega wściekła, iż nie mogę jechać do rodziców, oni nie mogą odwiedzić nas, iż nie mogę iść na sesję plenerową, iż wszystko jest zamknięte, jedyne party na urodziny, jakie mogłam mieć to Mario Party i w końcu, że... Wielkanoc spędziłam z daleka od domu. Boże! To były najdziwniejsze święta, zupełnie nie takie, jakie znam. Tak samo dobijało mnie noszenie maseczek — szczególnie z wiosną, gdy błękitne niebo i kwitnące kwiaty, aż krzyczały, żeby spędzić wśród nich miło czas... A gdzie tam! Tymczasem razem z B musieliśmy się wspiąć na wyżyny kreatywności w robieniu zdjęć na w domu. I z perspektywy czasu muszę przyznać, że... całkiem nieźle nam to wyszło! Ogromnym minusem sytuacji pandemicznego zamknięcia był też u nas... brak samochodu! Także z późną wiosną nabyliśmy Hondzię.


I tak... po pół roku nieobecności wróciłam do rodzinnego domu. Poczułam wtedy zalety wsi — żadnych maseczek, zieleń, ciepełko, koty, pyszne jedzenie. Bardzo nie chciałam wracać do miasta. Z latem przyszły jednak też smutne konsekwencje pandemii, czyli... odwołanie naszego ślubu i wesela. Coś, co tak długo planowałam i sobie wymarzyłam, zostało mi odebrane na pstryknięcie palcami. Oczywiście, po części była to nasza decyzja, bo wesela były możliwe do organizacji, ale mając w rodzinie sporo osób starszych i przewlekle chorych nie chciałam narażać ich na niebezpieczeństwo. Tym samym temat wesela został zawieszony i w sumie... taki jest do dziś.


Zamiast wesela był więc bardziej wakacyjny luz, przez cały czas bez szalonych spotkań i wyjazdów, ale na większej swobodzie. Robiliśmy zdjęcia (np. pierwszy raz zaatakowaliśmy pole słoneczników) - nie umiem jednak zliczyć sesji, bo niektóre kadry to po prostu pojedyncze strzały. Mieliśmy też więcej wolnego niż zwykle — co raz wykorzystywaliśmy, a innym razem zupełnie nie. Będąc w temacie zdjęć, muszę jednak wspomnieć, iż wzięliśmy udział w sesji zdjęciowej jako para, którą zrobiła nam Bluehappyfoto. Zaczęliśmy się też spotykać... Zrobiliśmy małą domówkę z grillem na balkonie, organizowaliśmy widzenia na planszówkach, na część czasu wróciłam do pracy biurowej i nawet... pojechaliśmy nad morze. Po powrocie czekał zaś na mnie awans. Jakoś wczesną jesienią byliśmy też na jedynym w 2020 roku koncercie Artura Rojka. To był najdziwniejszy koncert, na jakim kiedykolwiek przyszło mi być. Serio. Uwielbiam muzykę Rojka, ale klimat... to nie było niestety to samo! We wrześniu pojechaliśmy też na prawdziwe pole dyniowe, o czym marzyłam od zawsze i jesienią oficjalnie zakończyliśmy remont — mając wreszcie od stolarza wszystkie szafy, niemal 100% przywiezionych rzeczy od moich rodziców i praktycznie ogarnięte wszystko, co było zaplanowane! Bawiłam się więc w dekorowanie balkonu kwiatami, w jesienny wystrój salonu, aż nadszedł listopad, a zaraz po nim grudzień i co a tym idzie dekoracje świąteczne, szykowanie prezentów, ogarnianie świątecznego feedu na insta. Były też nowości, które zamieram wprowadzić jako tradycję świąteczną: piernik staropolski, kokosowa nalewka i tony ciasteczek. Pierwszy raz zrobiliśmy też z Bartkiem pierogi i paszteciki, a ja ukisiłam prawdziwy zakwas z buraków na barszcz! Te święta były inne, ale na pewno były pyszne! W grudniu na moim Insta pojawiło się też zdjęcie nr 2000! I tak dobrnęliśmy do końca roku. Zdrowi. Cali. Kochani. Mam nadzieję, iż 2021 rok będzie nam przychylniejszy.


Ahhh no i nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o mniej chlubnych wydarzeniach tego roku, czyli wyborach Prezydenckich, żenadzie związanej z aktywnością foliarzy i antyszczepionkowców. Głupota ludzka przeszła granice, których przejść nie powinna. Protesty, idiotyczne zachowanie rządu, sytuacje, które nie powinny mieć miejsca. Szczerze? Najchętniej spakowałabym się i wyprowadziła z tego cyrku.


A teraz trochę ogólnych podsumowań, czyli, moje dokonania 2020 roku:

Przeczytałam 25 książek — to o ok. 5 więcej niż w 2019! 47 tysięcy razy odwiedziliście natomiast mojego bloga, czyli cykaliście to, co ja napisałam dla Was! Oczywiście były kolejne kampanie, współprace, o tym wszystkim informuję Was jednak na bieżąco, więc pozwolę sobie nie zawierać znów tych informacji w tym wpisie. Powiem tylko jedno — staram się być coraz lepsza! Przeszłam GTA V! - także w gejmingu również pojawił się progres. Wysłuchałam 5 450 utworów według samego Last fm / Spotify — to 2 razy więcej niż w 2019 roku. przez cały czas trwa moja miłość do Panic At The Disco, po latach powrócili do grania (choć nie wiem, czy można to tak nazwać) moi ulubieńcy, czyli... My Chemical Romance! KOCHAM! Obejrzane seriale — ok. 45 tytułów — najlepsze: Współczesna Rodzina, Dom z Papieru (długo się opierałam, ale uległam) i... Porady Różowej Brygady! Obejrzane filmy - 120, 7 w kinach — o 30 mniej filmów niż w 2019, znacznie mniej jednak zobaczonych w kinie (wiadomo dlaczego!) Ostatni raz byłam bowiemw kinie w lutym na... Doktorze Dolittle!

Jaki więc był ten rok? Inny niż wszystkie — spędzony na kanapie, zatracający utracone kilogramy, pyszny, smutny, wesoły, wnerwiający i dający dużo powodów do wdzięczności. Był 2020. Po prostu.



Idź do oryginalnego materiału