Dziś znów myślałam o całej tej sytuacji z moją siostrą. Weronika obwinia mnie, iż jej mąż ją zostawił. Nie, nie odszedł ode mnie, ale twierdzi, iż gdybym tylko dała im spokój, wciąż byliby szczęśliwi. No tak, mogliby sobie żyć beztrosko w naszym wspólnym mieszkaniu w Poznaniu, podczas gdy ja wynajmowałabym kąt i płaciła obcym ludziom. Ale nie zamierzałam rezygnować z tego, co mi się prawnie należy.
Razem z siostrą odziedziczyłyśmy po rodzicach dwupokojowe mieszkanie. Mama i tata odeszli, gdy już byłyśmy dorosłe – ja miałam 20 lat, Weronika 18. Studiowałam w Warszawie i tam zostałam po studiach, podczas gdy Weronika mieszkała w rodzinnym domu w Poznaniu.
Siedem lat spędziłam w stolicy, ale zmęczył mnie ten wielkomiejski zgiełk, więc postanowiłam wrócić. Pracuję zdalnie, więc zmiana pracy mi nie groziła. Ale Weronika potrafiła mnie zaskoczyć. Nigdy nie byłyśmy szczególnie blisko, choćby po śmierci rodziców. Każda przeżywała żal po swojemu, rozmowy były rzadkie, powierzchowne. Ale wiadomość, iż Weronika wyszła za mąż, była dla mnie ciosem. Nie powiedziała mi ani słowa, nie zaprosiła na ślub. To bolało. To moja siostra, ale postanowiłam przemilczeć sprawę.
Mój powrót do Poznania i do naszego mieszkania wywołał burzę niezadowolenia u Weroniki i jej męża, Krzysztofa. Mieli nadzieję, iż zmienię zdanie, a choćby nie przygotowali dla mnie pokoju, choć uprzedziłam ich o przeprowadzce miesiąc wcześniej. Przyjechałam wieczorem, więc przestawianie mebli zostawiłam na rano.
Tak zaczęło się nasze życie we trójkę. Weronika i Krzysztof dawali jasno do zrozumienia, iż im przeszkadzam, ale mnie to nie obchodziło. To też moje mieszkanie. Starałam się być cicha – nie puszczałam muzyki, nie zapraszałam gości, prawie nie wychodziłam z pokoju. Ale mieszkanie z nimi okazało się nie do zniesienia.
Weronika nie przejmowała się sprzątaniem, a Krzysztof był jeszcze gorszy. Po nim łazienka wyglądała jak po powodzi: brudne ubrania na podłodze, plamy na ścianach, mokry ręcznik – czasem mój! – porzucony na koszu na pranie. Podjadał moje jedzenie. Mamy z siostrą różne podejście do zakupów: ona kupuje więcej, ale taniej, ja – mniej, ale lepszej jakości. Krzysztof potrafił wziąć mój jogurt i zjeść, a gdy protestowałam, pytał, czy naprawdę mi żal.
Kuchnia po gotowaniu Weroniki przypominała pobojowisko: kuchenka poplamiona, fartuch w jedzeniu, czasem choćby podłoga wymagała mycia. Brudne naczynia mogły stać całymi dniami, aż w końcu, zirytowana pustymi szafkami, sama je myłam. Chyba na to właśnie liczyli.
Szybko miałam dość tego koszmaru i zaproponowałam ustalenie harmonogramu sprzątania wspólnych przestrzeni. Ale Weronika tylko machnęła ręką:
„Jak ci przeszkadzają brudne naczynia, to sobie pozmywaj. I tak sprzątasz po sobie. Masz mnóstwo czasu, a my pracujemy.”
„Ja też pracuję, tylko z domu,” odpowiedziałam.
„No i co? I tak masz więcej wolnego.”
Zrozumiałam, iż dyskusja nie ma sensu. Więc zabrałam czyste naczynia do swojego pokoju, kupiłam małą lodówkę i zamontowałam zamek w drzwiach. Wychodziłam rzadko, żeby nie grzebali w moich rzeczach.
„Ojej, księżniczka, nie zapomnij podpisać talerzy, bo zostawisz je w kuchni!” – drwiła Weronika. – „Krzysiu, może i my zamontujemy zamek? Kto wie, kto się tu kręci.”
Kłótnie stały się codziennością. Wkurzało mnie, iż ani Weronika, ani Krzysztof nie chcą się dogadać. Wróciłam do własnego domu, a nie wparowałam do nich na siłę! Mam takie same prawa, a Krzysztof ma ich choćby mniej. Starałam się unikać awantur.
Po kolejnej sprzeczce o bałagan w łazience zaczęłam pakować rzeczy. Dwa dni później się wyprowadziłam.
„Z głowy się urwało, będziesz miała lżej,” rzuciła Weronika.
Nie wiedziała jeszcze, iż postanowiłam sprzedać swoją część mieszkania. Po dwóch tygodniach wysłałam jej oficjalne pismo z propozycją wykupu mojej połowy, ostrzegając, iż w przeciwnym razie znajdę innego kupca. Weronika zadzwoniła wściekła:
„Oszalałaś? Po co sprzedawać mieszkanie?”
„Bo ty i twój mąż nie dajecie mi żyć w moim własnym domu. Sprzedam swoją część, wezmę kredyt, a ty rób, co chcesz.”
„Sprzedać obcym?! To zrujnuje nam życie!” – krzyczała.
„Możemy sprzedać mieszkanie razem, dostaniemy więcej. Obie weźmiemy kredyty i kupimy coś swojego.”
Weronika powtarzała, iż nie stać ich na kredyt i czego ja się wtrącam. Miałam dość tłumaczenia, iż nie mogę z nimi mieszkać. Chciała zagarnąć całe mieszkanie, a ja mam się tułać? Nie ma mowy.
Dałam jej tydzień na zastanowienie, mówiąc, iż potem zacznę szukać kupców. Po dwóch dniach Weronika zadzwoniła i oznajmiła, iż jest w ciąży. Pogratulowałam i spytałam, czy przemyślała moją propozycję.
„Ty nic nie rozumiesz? Jestem w ciąży! Jaki kredyt? Z obcymi też nie możemy mieszkać, będziemy mieć dziecko!”
Roześmiałam się. Oferta sprzedaży całego mieszkania wciąż aktualna, odparłam.
Kolejne dwa dni później Weronika zadzwoniła zapłakana. Okazało się, iż Krzysztof, gdy dowiedział się o potencjalnym kredycie, stwierdził, iż na to nie jest gotowy, spakował rzeczy i wyjechał do matki. A ciąża? Weronika skłamała, żeby mnie zmiękczyć.
Teraz Krzysztof składa pozew o rozwód, a Weronika szlocha, iż zniszczyłam jej rodzinę. Że dopóki nie wróciłam, wszystko było idealne: własne mieszkanie, brak zmartwień. Nie czuję winy. Sami sprawili, iż moje życie stało się nie do zniesienia. Zablokowałam jej numer – teraz wszystkim zajmie się prawnik. Siostra już mi nie jest potrzebna.