Kochana, muszę Ci opowiedzieć, co się u mnie wydarzyło. Mój mąż, Jakub, przyszedł odebrać mnie i nasze troje noworodków z szpitala w Warszawie. Kiedy zobaczył maluchy, od razu powiedział, iż mam ich zostawić w szpitalu.
Po latach czekania wreszcie spełniło się moje marzenie urodziły się piękne trojaczki: Zuzanna, Jagoda i Maja. Były jak małe cudowne skarby, na które czekałam latami, modląc się i licząc dni. Teraz leżały w kołyskach, spały spokojnie, a ja łkałam ze szczęścia, jak bardzo je kocham.
Wtem podszedł Jakob, właśnie wrócił z zakupów, ale coś było nie tak. Był bladej karnacji, nie patrzył mi w oczy i stał przy drzwiach, jakby nie był pewien, czy w ogóle chce być w tym samym pomieszczeniu.
Jakub? powiedziałam cicho, wskazując na krzesło przy łóżku. Usiądź. Zobacz, są tu. Udało się.
Tak piękne mamrotał, nie patrząc na dziewczynki. Podeszło trochę bliżej, ale wciąż unikał mojego spojrzenia.
Co się stało? zapytałam drżącym głosem. Boję się.
Wziął głęboki oddech i wyznał: Emilu, nie sądzę, żebyśmy mogli je zatrzymać.
Poczułam, jak ziemia pod stopami znika. Co? wykrzyknęłam. Jakub, o czym mówisz? To nasze córki!
Zrobił się cichy, odwrócił wzrok. Moja mama poszła do wróżki wyszeptał.
Wróżka? Nie żartujesz, co? zapytałam, nie wierząc.
Powiedziała, iż te dziewczynki przyniosą tylko pecha, iż zrujnują moje życie i będą przyczyną mojej śmierci przerwał, drżąc.
Zemdlełam z wściekłości. Z jakiegoś głupiego przepowiedni chcesz je zostawić? Sam po prostu je porzucić?
Spojrzał na mnie z mieszanką strachu i winy. jeżeli chcesz je zabrać do domu nie będę przy nich. Przepraszam, Emilu.
Patrzyłam na niego, nie mogąc uwierzyć. Naprawdę? Odchodzisz od córek przez jakąś legendę?
Nic nie odpowiedział, tylko spuścił wzrok i opadł ramionami.
Wzięłam oddech, starając się nie załamać. jeżeli wyjdziesz, Jakub, nie wrócisz. Nie pozwolę, byś tak zrobił naszym dziewczynkom.
Jeszcze raz spojrzał na mnie, a potem odszedł w stronę drzwi. Przepraszam, Em wyszeptał i zniknął, a jego kroki odbijały się w korytarzu.
Zostałam sama, serce waliło jak szalone. Podeszła pielęgniarka, zobaczyła mój wyraz twarzy i położyła rękę na ramieniu, dając mi cichą pociechę, gdy zbierałam rzeczy.
Patrząc na Zuzannę, Jagodę i Maję, szepnęłam: Nie bójcie się, kochane. Jestem z wami, zawsze będę.
Trzymając je przy sobie, poczułam mieszankę strachu i determinacji. Nie miałam pojęcia, jak przetrwam sama, ale wiedziałam jedno: nigdy nie zostawię swoich córek.
Minęło kilka tygodni od odejścia Jakuba. Każdy dzień bez niego był cięższy niż się spodziewałam. Opieka nad trojaczkiem potrafi przytłoczyć, ale walczyłam dla Zuzanny, Jagody i Mai. Były całym moim światem, a mimo bólu po ich odejściu, musiałam się skupić na nich.
Pewnego popołudnia przyszła do mnie szwagierka, Katarzyna, żeby pomóc przy maluchach. Była jedyną z rodziny Jakuba, która chciała ze mną utrzymywać kontakt, i liczyłam, iż może przekona Jakuba do powrotu. Widać było, iż coś ją trapi.
Emilu, słyszałam coś Nie wiem, czy mam Ci to powiedzieć, ale nie mogę milczeć zaczęła, gryząc wargę.
Powiedz od razu.
Przysłyszałam mamę, jak rozmawiała z ciocią Karoliną. Przyznała, iż nie ma żadnej wróżki.
Co? Nie ma wróżki?
To ona wymyśliła całą historię. Bała się, iż jeżeli będziemy mieli trojaczki, Jakub poświęci mniej czasu mamie. Myślała, iż jeżeli przekona go, iż dziewczynki przyniosą pecha, zostanie przy niej.
Pokój zdawał się wirować. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Złość tak się we mnie uniosła, iż musiałam odłożyć Maję, by nie pokazać drżących rąk.
Ta kobieta rozerwała moją rodzinę dla własnych lęków wyszeptałam, gardząc.
Katarzyna położyła mi rękę na ramieniu. Przykro mi, Emilu. Nie sądziła, iż tak cię zostawi, ale musiałaś poznać prawdę.
Nie spałam tej nocy. Część mnie chciała stawić czoła teściowej, a inna myślała o zadzwonieniu do Jakuba, by powiedzieć mu prawdę i mieć nadzieję na powrót.
Rano zadzwoniłam. Dłońmi trzęsąc się, wybierałam numer, a każdy sygnał brzmiał coraz dłużej. W końcu podniósł słuchawkę.
Jakub, to ja powiedziałam spokojnie. Musimy pogadać.
Nie wiem, czy to dobry pomysł westchnął.
Posłuchaj nalegałam, starając się nie drżeć. Nie było wróżki. Twoja mama to wymyśliła.
Cisza trwała chwilę, potem odpowiedział: Nie wierzę. Moja mama nie wymyśliłaby czegoś takiego.
Ona przyznała się przy Karolinie wtrąciłam, gniew się wzbijał. Kazała Ci uwierzyć w to, bo bała się, iż stracisz ją.
Zasmucony, podniósł głos: Ta wróżka już wcześniej się sprawdzała. Nie znasz jej tak jak ja. Moja mama nie kłamałaby przy tak wielkiej sprawie.
Serce mi zapadło, ale kontynuowałam: Jakub, pomyśl. Dlaczego miałbym kłamać? To nasze dziewczynki, nasza rodzina. Nie możesz ich po prostu porzucić.
Nie odpowiedział. W końcu westchnął: Przykro mi, Emilu. Nie mogę tego zrobić.
Linia się rozłączyła. Stałam przy słuchawce, zdając sobie sprawę, iż podjął decyzję odszedł.
W kolejnych tygodniach starałam się przystosować do życia samotnej matki. Każdy dzień był walką z karmieniem, przewijaniem i żałobą po życiu, które wyobrażałam sobie z Jakubem. Powoli jednak przychodziła pomoc przyjaciółki przynosiły jedzenie, rodzina trzymała maluchy, bym mogła odpocząć. Moja miłość do Zuzanny, Jagody i Mai rosła z każdym uśmiechem, każdym chichotem, każdym małym przytuleniem, które prawie wypierało ból po jego odejściu.
Kilka tygodni później zapukała do drzwi teściowa, Maria. Była bladą, a w oczach miał widać żal.
Emilu zaczęła, drżąc. Nie chciałam tego wszystkiego.
Zamknęłam ręce w pięść, starając się nie wytracić. Kłamałaś mu. Namówiłaś go, iż nasze dzieci są przekleństwem.
Łzy spłynęły po jej policzkach. Bałam się, iż zostawi mnie, jeżeli zostanie z nami. Nie pomyślałam, iż naprawdę odejdzie.
Mój gniew lekko się złagodził, ale wciąż był. Twój strach rozbił moją rodzinę.
Skinęła głową, szczerząc się przez łzy. Wiem. Przepraszam bardzo.
Patrzyłam na nią chwilę, a potem moje myśli wróciły do córek, które spały w pokoju obok. Nie mam już nic do powiedzenia odezwałam się cicho.
Wyszła, a ja zamknęłam drzwi, czując mieszankę ulgi i smutku.
Rok później Jakub pojawił się pod moim progiem, jak duch dawno utraconego mężczyzny. Błagał, iż w końcu zrozumiał swój błąd i chce wrócić, by znów być rodziną.
Spojrzałam mu prosto w oczy i odrzekłam: Mam już swoją rodzinę, Jakubie. Nie byłeś przy nas, kiedy nas potrzebowałeś. Nie potrzebuję Ciebie już.
Zamykając drzwi, poczułam, jak spada z serca ciężar. Nie to ja ani moje dziewczynki zrujnowaliśmy jego życie on sam to zrobił.