Mój mąż obiecał mi dom na wsi – gdy tam dotarłam, poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

twojacena.pl 2 godzin temu

Mój syn powiedział mi, iż kupił mi domek na wsi ale kiedy tam dotarliśmy, poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.
Nazywam się Stanisław Kowalski i mam siedemdziesiąt osiem lat.

Nigdy nie sądziłem, iż będę szukał rady u obcych, a jednak oto jestem. Potrzebuję waszej perspektywy.

Większość dorosłego życia spędziłem jako samotny ojciec. Moja żona, Krystyna, odeszła z powodu raka, gdy nasz syn, Wojtek (dziś ma trzydzieści pięć lat), miał zaledwie dziesięć wiosen.

To były trudne czasy dla nas obu, ale przetrwaliśmy je razem. Od tamtej pory byliśmy tylko my przeciwko całemu światu. Starałem się być dla niego zarówno ojcem, jak i matką, harując od świtu do nocy, by zapewnić mu wszelkie możliwości w życiu.

Wojtek wyrósł na dobrego chłopaka. Oczywiście, miał swoje bunty, ale w gruncie rzeczy był pracowity, życzliwy i rozsądny. Dobrze się uczył, dostał się na studia z częściowym stypendium, a po ich ukończeniu znalazł solidną pracę w sektorze finansowym.

Zawsze byłem z niego niezmiernie dumny i patrzyłem, jak staje się człowiekiem sukcesu. Pozostaliśmy blisko, choćby gdy się wyprowadził dzwoniliśmy regularnie, a przynajmniej raz w tygodniu jedliśmy razem obiad.

Tato powiedział, ale choćby nie spojrzał mi w oczy. Przepraszam. Wiem, iż mówiłem, iż to domek, ale to będzie dla ciebie lepsze. Tutaj ktoś się tobą zaopiekuje.

Zaopiekuje? Nie potrzebuję, żeby ktoś się mną opiekował! Jestem całkowicie samodzielny. Dlaczego mnie okłamałeś?

Tato, proszę. W końcu Wojtek spojrzał na mnie, a w jego oczach malowała się błagalna prośba.

Ostatnio zapominasz różne rzeczy. Boję się, iż mieszkasz sam. To miejsce ma świetne warunki i zawsze będzie ktoś w pobliżu, jeżeli będziesz potrzebował pomocy.

Zapominam? Każdy czasem coś zapomni! krzyknąłem, a łzy wściekłości spływały mi po policzkach.

To nieprawda, Wojtek. Zabierz mnie natychmiast do domu.

Wojtek pokręcił głową, po czym zszokował mnie najbardziej:

Nie mogę, tato. Ja już sprzedałem dom.

Poczułem, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

Wiedziałem, iż zgodziłem się na sprzedaż, ale myślałem, iż mam jeszcze czas. Chciałem poznać nowych właścicieli, wybrać dobrą rodzinę i wytłumaczyć im, jak dbać o stary dąb w ogrodzie.

Dlatego to, co się wydarzyło nieco ponad rok temu, zaskoczyło mnie do głębi. Był wtorkowy wieczór, gdy Wojtek przyszedł do mojego domu, wyraźnie podekscytowany.

Tato powiedział mam świetną wiadomość! Kupiłem ci domek na wsi!

Domek? Wojtek, o czym ty mówisz?

To idealne miejsce, tato. Spokój, cisza dokładnie to, czego potrzebujesz. Spodoba ci się!

Byłem zaskoczony. Miałem się wyprowadzić daleko stąd? To wydawało mi się zbyt poważną decyzją.

Wojtek, nie musiałeś tego robić. Dobrze mi tu jest.

Ale on nalegał!

Nie, tato, zasługujesz na to. Dom, w którym teraz mieszkasz, jest dla ciebie za duży. Czas na zmiany. Uwierz mi, to będzie dla ciebie wspaniałe.

Muszę przyznać, iż byłem sceptyczny. Dom, w którym żyliśmy, był naszym rodzinnym gniazdem od ponad trzydziestu lat. Tam Wojtek dorastał, tam Krystyna i ja budowaliśmy wspólne życie. Ale mój syn wydawał się tak przejęty, tak pewny, iż to słuszna decyzja. A ja ufałem mu bezgranicznie.

W końcu zawsze byliśmy ze sobą szczerzy.

Więc, mimo wątpliwości, zgodziłem się na przeprowadzkę i sprzedaż domu. W kolejnych dniach spakowałem rzeczy i przygotowałem się do wyjazdu, podczas gdy Wojtek zajął się szczegółami. Zapewniał mnie, iż wszystko jest zaplanowane. Był tak troskliwy, iż odsunąłem obawy na bok.

W końcu nadszedł dzień wyjazdu do nowego domu. Gdzieś po drodze Wojtek opowiadał o wszystkich udogodnieniach, jakie oferowało nowe miejsce. Ale im dalej od miasta, tym większy niepokój we mnie narastał.

Okolica stawała się coraz bardziej opustoszała. To nie była malownicza wieś, którą sobie wyobrażałem nie było zielonych pagórków ani pięknych krajobrazów. Zamiast znajomych sąsiadów i tętniących życiem ulic tylko puste, monotonne pola i opuszczona stodoła.

Domeczki, które kiedyś podziwiałem, gdy Krystyna jeszcze żyła, były przytulne, ciepłe i otoczone naturą. Ale to miejsce było zupełnie inne.

Wojtek zapytałem czy na pewno jedziemy w dobrym kierunku? To nie wygląda na wieś, którą sobie wyobrażałem.

Zapewnił mnie, iż wszystko jest w porządku, ale zauważyłem, iż unika mojego wzroku.

Po około godzinie skręciliśmy w długą, krętą drogę. Na jej końcu stał ponury, duży budynek. Serce zamarło mi w piersi, gdy przeczytałem napis: Przystań Zachodzącego Słońca.

To nie był domek. To był dom opieki.

Idź do oryginalnego materiału