Mój mąż i jego kochanka zmienili zamki, gdy byłam w pracy — ale nie wiedzieli, co ich czeka

newsempire24.com 1 tydzień temu

Gdy stanęłam przed zamkniętymi drzwiami własnego domu w Poznaniu, z kluczem, który nagle stał się bezużyteczny, poczułam, jak ziemia ucieka mi spod nóg. Mój małżeński związek, o który tak walczyłam, rozpadł się w jednej chwili. Ale mój niewierny mąż i jego kochanka nie mieli pojęcia, jaką nauczkę im przygotuję – lekcję, którą zapamiętają do końca życia.

— Wojtek, jest już prawie dziesiąta – mój głos drżał, gdy dzwoniłam do męża poprzedniego wieczoru. – Obiecałeś być w domu przed siódmą!

Zrzucił klucze niedbale na konsolę, choćby na mnie nie patrząc.

— Praca, Alu. Co mam powiedzieć szefowi? Że muszę wracać do żony? — W jego głosie czuć było irytację, jakbym była ciężarem.

Połknęłam łzy, patrząc na stół, który przygotowałam na skromną kolację z okazji moich urodzin. Dwie świeczki migotały obok tortu, który kupiłam w przerwie obiadowej.

— Tak, Wojtek. Właśnie to mogłeś zrobić. Chociaż raz — skrzyżowałam ręce, walcząc z płaczem. — To moje urodziny.

W końcu spojrzał na stół. Jego twarz wykrzywiła się, gdy zrozumiał.

— Kurcze, Alu, zapomniałem… — mruknął, przeciągając dłonią po włosach.

— Oczywiście — odparłam zimno, czując, jak ból ściska mi gardło.

— Nie zaczynaj — machnął ręką. — Pracuję dla nas, wiesz o tym.

Gorzko się uśmiechnęłam.

— Dla nas? — powtórzyłam. — Nie ma cię prawie w domu, Wojtek. Kiedy ostatnio jedliśmy razem kolację? Oglądaliśmy film? Po prostu rozmawialiśmy jak mąż i żona?

— To niesprawiedliwe — zmarszczył brwi. — Buduję karierę, żebyśmy mieli przyszłość.

— Jaką przyszłość? Żyjemy jak obcy ludzie pod jednym dachem! — mój głos załamał się. — Zarabiam więcej od ciebie, więc nie zasłaniaj się „utrzymywaniem rodziny”.

Jego twarz stwardniała.

— Oczywiście, iż mi to wypomnisz — rzucił sarkastycznie. — Jak mam dogonić taką osiągniętą żonę?

— Nie o to mi chodziło…

— Koniec, Ala. Idę spać — przerwał mi i wyszedł, zostawiając mnie samą z lodowatym tortem i dogasającymi świeczkami.

Zdmuchnęłam je, szepcząc do siebie, iż wszystko się ułoży. To mój mąż. Kocham go. W małżeństwie bywają trudne chwile, prawda? Wszyscy tak mówią.

Jak bardzo się myliłam, wybaczając mu tak łatwo.

Byliśmy z Wojtkiem małżeństwem od trzech lat, ale ostatni rok był powolnym, bolesnym rozstaniem. Nie mieliśmy dzieci – i patrząc wstecz, dziękuję losowi. Moja praca dyrektorki marketingu zapewniała większość naszych dochodów, podczas gdy Wojtek, jako menedżer sprzedaży, narzekał ciągle na stres, długie godziny, dojazdy… na wszystko, tylko nie na prawdę, którą poznałam za późno.

Trzy tygodnie po moich zrujnowanych urodzinach wróciłam do domu wcześniej – bolała mnie głowa. Chciałam tylko wziąć tabletkę i paść na łóżko. Ale gdy podjechałam pod nasz dom na obrzeżach Poznania, zauważyłam coś dziwnego. Klamka i zamek, dawniej mosiężne, teraz błyszczały nowym, srebrnym metalem.

— Co do… — mruknęłam, przekręcając klucz. Nie pasował.

Próbowałam jeszcze raz, ale klucz się nie wbijał. Zdezorientowana sprawdziłam adres. Tak, to był mój dom.

Wtedy zobaczyłam kartkę przyklejoną do drzwi. Znany charakter pisma Wojtka kłuł w oczy: „To już nie twój dom. Szukaj sobie innego miejsca”.

Świat się zachwiał. Krew ścięła mi się w żyłach.

— Co za chol…?! — wyrwało mi się z gardła.

Zaczęłam walić w drzwi, krzycząc imię męża. W końcu drzwi się otworzyły. Przede mną stał Wojtek, a za jego plecami – kobieta w moim kaszmirowym szlafroku, prezentu od mamy.

— Ty poważnie? — mój głos drżał z gniewu i bólu.

— Alu, posłuchaj — skrzyżował ręce, uśmiechając się z wyższością. — Idę dalej. Ja i Magda jesteśmy razem. Potrzebujemy tego mieszkania. Wynoś się do kogoś.

Magda. Ta sama „tylko koleżanka z pracy”, o której opowiadał przez ostatnie miesiące. Podeszła bliżej, opierając ręce na biodrach, i wycedziła:

— Twoje rzeczy są w kartonach w garażu. Zabieraj je i spadaj.

Patrzyłam na nich, nie wierząc własnym oczom. Potem odwróciłam się i poszłam do samochodu, czując, jak w środku rośnie determinacja. Myśleli, iż mogą mnie wyrzucić jak śmiecia i wyjść na tym bezkarnie. Ale nie zamierzałam się poddać. Potrzebowałam planu. Twardego, przemyślanego planu.

Wiedziałam, do kogo się zwrócić.

— Alu? Boże, co się stało? — moja siostra Kasia otworzyła drzwi swojego mieszkania, zobaczyła moją zapłakaną twarz i wciągnęła mnie do środka. — Co się dzieje?

Runęłam na jej kanapę, a cała historia wylała się ze mną razem z łzami.

— Ten świnia! — warknęła Kasia, gdy skończyłam. — I ta Magda włożyła twój szlafrok?

— Prezent od mamy — szlochałam, ocierając oczy. — Ten kaszmirowy, z zeszłorocznych urodzin.

Kasia wyszła do kuchni i wróciła z dwoma kieliszkami wina.

— Pij — rozkazała. — A potem pomyślimy, jak ich dopaść.

— Co mogę zrobić? — przełknęłam łyk. — Mieszkanie jest na Wojtka. Kredyt wzięliśmy na niego, bo mój był jeszcze w trakcie spłacania po studiach.

Kasia zmrużyła oczy.

— A kto płacił za wszystko inne? — spytała.

— Oboje, ale… — zamilkłam, uświadamiając sobie. — Ja kupowałam wszystko. Meble, sprzęt, remont łazienki w zeszłym roku. Wszystko na mnie.

— Właśnie! — Kasia uśmiechnęła się drapieżnie. — Co Wojtek ma poza pustym mieszkaniem?

Otworzyłam aplikację bankową i przejrzałam historię przelewów.

— Mam wszystkie paragony. Zawsze prowadziłam budżet.

— Oczywiście, pani Księgowa — zaśmiała się Kasia. — Królowa porządku!

Po raz pierwszy od tego koszmarnego dnia poczułam, iż odzyskuję kontrolę.

— Myślą, iż wygrali, co? — szepnęłam.

Kasia stuknęła się ze mną kieliszkiem.

— Nie wiedzą, z kim zadarli.

Nazajutniczek, gdy Wojtek obudził się w pustym mieszkaniu bez lodówki, kawy i choćby bez własnych skarpet, zrozumiał, iż gra dopiero się zaczyna.

Idź do oryginalnego materiału