**Mój dom, moje zasady**
Halino Michałówno, znowu zjadłaś moje serniki?! Alicja stoi na środku naszej kuchni, trzymając pustą paczkę.
Myślałam, iż to wspólne próbuję się tłumaczyć.
Jakie wspólne?! Kupiłam je specjalnie dla Zosi! Ma przecież alergię na wszystko inne!
Dawid wychodzi z pokoju, rozczochrany po nocnej zmianie.
Mamo, ile można? Umawialiśmy się lewa półka jest nasza!
Lewa półka. We własnej lodówce mam teraz ich i nasze miejsca. Półtora roku temu wprowadzili się tymczasowo. Dopóki nie znajdą własnego mieszkania. Tymczasowe stało się wieczną udręką.
Babciu, gdzie mój plecak? Kacper biega po mieszkaniu.
Dziadku, widziałeś moją lalkę? Zosia ciągnie męża za rękaw.
Wojtek chowa się za gazetą na balkonie. Jedyne miejsce, gdzie może uciec przed chaosem.
Koniec! nagle krzyczy Alicja. Nie wytrzymam już! Dawid, albo się wyprowadzamy, albo ja z dziećmi jadę do mamy!
Dokąd?! odgryza się syn. Wynajmować za trzy tysiące? Mamy przecież kredyt na samochód!
To sprzedaj auto!
Oszalałaś?! Jak będę jeździł do pracy?!
Dzieci zaczynają płakać. Próbuję je uspokoić, ale Alicja wyrywa Zosię z moich rąk.
Nie trzeba! Sami sobie poradzimy!
Idę do sypialni. Słyszę, jak zatrzaskują się drzwi Dawid wyszedł. Potem płacz dzieci i krzyki Alicji.
W moim własnym mieszkaniu. W domu, w którym z Wojtkiem spędziliśmy trzydzieści lat.
Wieczorem wszyscy udają, iż nic się nie stało. Jemy w ciszy. Dzieci bawią się widelcami. Alicja demonstracyjnie nie patrzy na Dawida.
Tato, podaj sól prosi syn.
Wojtek milcząco podsuwa solniczkę. Ostatnio prawie w ogóle nie mówi. Zmęczył się cudzymi awanturami we własnych czterech ścianach.
Po kolacji Dawid zostaje w kuchni.
Mamo, przepraszam za ten poranek. Alicja jest po prostu zestresowana.
Rozumiem.
Nie, nie rozumiesz! wybucha nagle. Nie wiesz, jak to jest mieszkać u rodziców w wieku trzydziestu pięciu lat! Czujesz się jak nieudacznik!
Synku
Nie, nie mów nic! Wiem, iż wam też jest ciężko. Ale my nie mamy dokąd pójść!
Milczę. Co tu powiedzieć?
W nocy nie mogę spać. Słyszę, jak za ścianą kręci się Wojtek. W salonie, który oddaliśmy młodym, płacze Zosia. Alicja ją kołysze.
Rano budzi mnie hałas. Na kuchni Kacper upuścił talerz.
Nic się nie stało mówię, zamiatając resztki.
Mama będzie krzyczeć szepcze wnuk.
Nie powiemy mamie.
Przytula się do mnie. Mały, ciepły, najdroższy. Dla wnuków zniosę wszystko. Ale jak długo?
Po tygodniu Dawid wraca z pracy dziwny. Zamyślony, ale nie ponury.
Mamo, tato, musimy porozmawiać.
Siadamy we trójkę w kuchni. Alicja usypia dzieci.
Postanowiłem. Biorę kredyt, kupujemy dom.
Co?! serce mi wali. Jaki kredyt? Synku, to są ogromne pieniądze!
Mamo, nie ma innej opcji. Wszyscy zwariujemy.
Dwadzieścia lat spłacać! Wojtek pierwszy raz od dawna się odzywa.
Spłacę. Znalazłem dom na sąsiedniej ulicy. Mały, ale nasz.
Na sąsiedniej? dopytuję.
Tak. Żebyście mogli widywać wnuki. I my gdybyście potrzebowali pomocy.
Patrzę na syna. Kiedy tak urosło mu to brzemię odpowiedzialności? Kiedy z chłopca, który nie potrafił znaleźć skarpetek, stał się mężczyzną?
Alicja wie?
Jeszcze nie. Najpierw chciałem z wami pogadać.
Wojtek wstaje, klepie syna po ramieniu.
Dobrze zrobiłeś. Mężczyzna powinien mieć własny dom.
Dawid wypuszcza powietrze. Pewnie bał się naszej reakcji.
Wieczorem rozmawia z Alicją. Słyszę, jak płacze nie wiem, czy ze szczęścia, czy ze strachu.
Kredyt, formalności, nerwy wszystko jak we mgle. Alicja miota się między euforią a paniką.
Halino Michałówno, a co jeżeli nie damy rady? Nagle Dawid straci pracę?
Dacie radę. Jesteście młodzi, silni.
Ale dwadzieścia lat!
Ale swoje.
Dzień przeprowadzki. Przenosiny, krzątanina. Dzieci biegają między domami nasz jest na sąsiedniej ulicy, pięć minut spacerem.
Babciu, mam własny pokój! Zosia ciągnie mnie, żeby pokazać.
Mała izdebka pod dachem. Ale ich.
Pięknie! Jak urządzicie, będzie pałac!
Wieczorem siedzimy u nich na nowym. Ciasno dom malutki. Ale atmosfera inna. Alicja się śmieje, Dawid żartuje. Dzieci chwalą się swoim królestwem.
Mamo, przepraszamy nagle mówi syn. Za te półtora roku.
Co ty! Jesteśmy rodziną!
Właśnie. Ale rodzina powinna mieszkać osobno.
Wojtek unosi kieliszek.
Za nowy dom! I za to, żeby odwiedzać się z przyjemnością, a nie z konieczności!
Czekamy, aż Alicja mnie przytuli.
Dziękuję, iż wytrzymałaś.
Daj spokój!
Ale ma rację. Wytrzymaliśmy. I doczekaliśmy.
Pierwsza noc w pustym mieszkaniu. Cisza. Nienaturalna cisza.
Wojtek, słyszysz?!
Co?
Jak tu cicho!
Śmieje się.
Nareszcie!
Rano budzę się nikt nie hałasuje w kuchni. Mogę spokojnie napić się kawy, przejrzeć wiadomości.
Dzwonek do drzwi.
Babciu, możemy do was? Kacper z tornistrem.
Oczywiście! Mama wie?
Powiedziała, żebym poszedł do babci odrabiać lekcje, tu spokojniej!
I oto jest. Teraz wnuki przychodzą w odwiedziny, zamiast mieszkać nam na głowach.
Siadamy do stołu. Pomagam z matematyką. Po godzinie wpada Zosia.
Babciu, mama robi naleśniki! Zaprasza was z dziadkiem!
Idziemy. Alicja stoi przy kuchence, uśmiechnięta.
Postanowiłam was uraczyć! Pierwsze naleśniki w nowym domu!
Siedzimy razem przy ich małym stole. Ciasno, ale przytulnie. I najważniejsze wiemy, iż potem rozejdziemy się do swoich domów.
Halino Michałówno