No mój aniele…
Ewa uparcie odrzucała połączenie, a Kacper dzwonił w kółko.
– Ewa, odezwij się. Ile można? – W drzwiach stanęła Magdalena. – Albo wyłącz ten telefon, skoro nie chcesz odbierać. – Trzasnęła drzwiami z całej siły.
Ewa wyłączyła telefon i cisnęła go na drugi koniec kanapy. Zrobiłaby to już dawno, ale czekała na telefon od Andrzeja. Obiecał, iż zadzwoni, a tymczasem minął już drugi dzień ciszy. Za to z Kacprem nie miała ochoty już nigdy więcej rozmawiać, a tym bardziej go widzieć. Dla niego wyszła ze swojej skorupy, w której schowała się po śmierci rodziców. A on zdradził ją tak cynicznie…
***
Na ulicy był straszny ślizg. Rodzice wracali od babci. Nagle z bocznej ulicy wypadło SUV. Pijany kierowca nie zapanował nad autem na oblodzonej drodze, samochód wpadł w poślizg i uderzył w auto rodziców. Mama zginęła na miejscu, a tata zmarł w szpitalu.
Minął dokładnie rok. Kiedyś Ewa uwielbiała Nowy Rok, wyczekiwała go. Teraz myślała o nim z drżeniem. Stał się symbolem śmierci rodziców, przypominał o stracie i bólu, który nie mijał.
Nie pamiętała nawet, jak zdołała skończyć pierwszy rok studiów, jak w ogóle przeżyła stratę mamy i taty. Do niej wprowadziła się ciotka Magdalena, siostra ojca. Rozwiodła się z mężem, bo nie mogła mieć dzieci – w szkole średniej zrobiła pechową aborcję.
– Mów mi po imieniu. Bo czuję się jak jakaś stara ciotka – od razu poprosiła Ewę.
Ale Magdalena nie zastąpiła rodziców. I z Ewą też nie zżyły się. Ciągle szukała swojego miejsca, próbowała ułożyć życie osobiste, umawiała się z mężczyznami.
Ewa nie zamierzała świętować Nowego Roku. Po prostu położy się spać i tyle. Ale Kacper przekonał ją, żeby poszła na urodziny jego kolegi dwa dni przed sylwestrem.
– Mam dziewczynę, a nigdzie z nią nie chodzę. No co, mam tam być sam? Wszyscy będą w parach. To nie sylwester, tylko urodziny. No chodź, proszę. Trzeba wracać do życia. Twojej mamie też by się nie podobało, iż siedzisz w domu – namawiał.
Ostatni argument przekonał Ewę i się zgodziła. Założyła tę samą sukienkę, którą kupiły z mamą specjalnie na zeszłoroczny sylwester, ale Ewa choćby nie zdążyła jej wtedy założyć.
– Będziesz najpiękniejsza – powiedziała wtedy mama.
Sukienka naprawdę jej pasowała.
Magdalena spojrzała na nią krytycznie.
– Dopóki tu mieszkam, nie wyjdę za mąż. Który facet na mnie spojrzy, jak obok jest taka młoda piękność? – Westchnęła. – A nie za bardzo odkryta? Czekaj. – Wyszła i wróciła z cienkim szalem. Był odrobinę ciemniejszy niż sukienka, idealnie do niej pasował.
*„Mamie by się podobało”*, pomyślała Ewa.
– Tak lepiej – z satysfakcją stwierdziła Magdalena. – Możesz narzucić na ramiona, jeżeli zrobi się chłodniej.
Z Kacprem długo jechali taksówką. Kiedy weszli do mieszkania, impreza już się rozkręciła. Jubilat gwizdnął, gdy zobaczył Ewę.
– Teraz rozumiem, czemu tak długo ukrywałeś przed nami swoją dziewczynę. Nie patrz, iż przyjaciel, odbiję – zażartował i pogroził Kacprowi palcem.
Oprócz Kacpra Ewa nikogo nie znała. Dopóki był obok, czuła się spokojnie. Ale potem zaczęli tańczyć. Zaprosił ją jakiś chłopak. Gdy muzyka ucichła, Kacpra w pokoju nie było.
Ewa od razu poczuła się nieswojo wśród obcych ludzi. Poszła go szukać. Przechodząc koło przedpokoju, zauważyła, iż drzwi wejściowe są uchylone. Wyszła i zobaczyła Kacpra na schodach. Stał pół piętra niżej i całował się z jakąś dziewczyną, jakby byli po długiej rozłące. Byli tak zajęci, iż nic wokół nie widzieli.
Ewie zrobiło się słabo. Co teraz? Nie mogła tu zostać. Wróciła do mieszkania, włożyła buty i płaszcz, znów wyszła na klatkę.
Bolało patrzeć na nich. Ewa wiedziała, iż nie przejdzie obok. Nie miała wyboru – musiała wejść wyżej i przeczekać. W końcu skończą się całować albo ktoś ich zawoła. Weszła na kolejne piętro, ale i tu słychać było szepty i cmokanie.
Postanowiła iść jeszcze wyżej. Na górze była długa, otwarta loggia. Ewa przystanęła i spojrzała w dół, wystawiając rozgrzaną twarz na wiatr. Zaparkowane samochody wyglądały jak śnieżne pagórki.
*„A jeżeli skoczyć w śnieg, będzie bolało?”* – przemknęła jej przez myśl. *„Nawet nie myśl!”* – może to ona sama sobie nakazała, a może ktoś inny, ale odskoczyła od barierki. Potem znów się do niej zbliżyła, wychyliła i spojrzała w dół.
– Nie waż się! Odejdź od barierki! – usłyszała za sobą ostry głos.
W tej samej chwili czyjeś silne ręce złapały ją i odciągnęły od krawędzi.
Lekki szal zahaczył o coś, zsunął się z szyi i powiewając, zawisł nad krawędzią. Ewa krzyknęła i sięgnęła po niego, ale szal nagle się uwolnił i poleciał w dół jak ptak.
– Puść mnie! – warknęła Ewa na chłopaka, który wciąż ją trzymał. – Tam jest szal! Magdalena mnie zabije! – krzyknęła z rozpaczą.
– Przepraszam, myślałem, iż chcesz skoczyć – powiedział zmieszany.
– Skąd ci to przyszło do głowy? Tylko spojrzałam w dół. Nie chciałam skakać. – Ewa była coraz bardziej zirytowana.
– Chodź, znajdziemy twój szal. – Pociągnął ją za sobą. Na dole Kacpra i tej dziewczyny już nie było. Zabolało, iż choćby nie szukał jej.
Szal zaczepił się o gałąź i powiewał na wietrze. Chłopak złapał niższą gałąź, podciągnął się i spróbował dosięgnąć, ale gałąź niebezpiecznie trzasnęła. W ostatniej chwili złapał róg szala. Rozległo się- Chodź, zabiorę cię tam, gdzie zobaczysz, iż życie wciąż może być piękne – powiedział Andrzej i wziął ją za rękę, a Ewa w końcu uwierzyła, iż ból kiedyś minie.