Miałaś kiedyś taką sytuację, iż ktoś nagle pojawia się w twoim życiu i chce udawać, iż zawsze był? O właśnie, to dokładnie moja historia.
Miałam dopiero 11 lat, kiedy moja mama postanowiła wyjść za mąż po raz drugi. Jej nowy mąż, Piotr, nie chciał, żebym z nimi mieszkała – więc mama po prostu zawiozła mnie do babci Haliny. I tyle. Ani grosza na moje utrzymanie, zero zainteresowania. Dla niej liczył się tylko nowy facet. Babcia nigdy nie przepadała za mamą, ale na szczęście mnie przygarnęła. Dzięki Bogu jestem podobna do taty, bo inaczej kto wie, co by było.
Żyłyśmy skromnie, ale jakoś się układało. Babcia była dla mnie wszystkim – rodzicem, przyjacielem, powierniczką sekretów. To ona pierwsza dowiedziała się o moich szkolnych miłostkach, o tym, iż przeżywam bunt nastolatki. Zawsze mogłam na nią liczyć.
Kiedy poszłam na studia do Krakowa, babcia odeszła. Nie miałam już nikogo. Oprócz domu, który mi zostawiła. Gdy tylko załatwiłam wszystkie sprawy w urzędzie, nagle zjawiła się moja matka. Nie widziałam jej od lat.
Od razu zaczęła – iż oni mieszkają w ciasnym mieszkanku w Łodzi, a ja mam duży dom, iż to przecież za dużo dla jednej osoby. Chciała, żebyśmy się zamieniły. Kiedy odmówiłam, wpadła w szał:
„Jesteś niewdzięcznica! To ja cię urodziłam!”
––––––––––
Nie wytrzymałam i odparłam:
„Wychowała mnie babcia. Gdzie ty byłaś przez te wszystkie lata? Wyrzuciłaś mnie jak niechcianego kota, bo wolałaś nowego faceta. Nie jestem ci nic winna.”
Minęło pięć lat. Wyszłam za mąż, urodził się Jasio. Żyliśmy spokojnie w tym domu. Aż pewnego dnia znowu się pojawiła. Nie miałam zamiaru jej wpuszczać. Kto tak robi? Najpierw porzuca dziecko, a potem nagle chce być babcią?
Jasio wyjrzał i zapytał:
„Mamo, kto to?”
A ona od razu do niego:
„Jestem twoją babcią! Mogę wejść? Twoja mama mnie nie wpuszcza.”
Jasio spojrzał na mnie zdziwiony:
„Nigdy cię nie widziałem. Mamo, to prawda? Dlaczego nic mi o niej nie mówiłaś?”
––––––––––
„Kochanie, idź na górę, później ci wytłumaczę” – powiedziałam, a potem zwróciłam się do matki:
„Po co przyszłaś? Nie chcę cię widzieć. Nie mam do ciebie zaufania.”
Wtedy ona siadła i zaczęła szlochać. Okazało się, iż nowy mąż ją okradł – sprzedali mieszkanie, a on zabrał pieniądze i zniknął. Nagle sobie przypomniała, iż ma córkę.
„Nie mogę być na ulicy! Nie masz serca? Przecież ja cię urodziłam!”
Na jedną noc ją wpuściłam. Niech śpi pod dachem. Następnego dnia zadzwoniłam do cioci Broni, która mieszka pod Tarnowem. Umówiłam się, iż mąż ją tam zawiezie. Na wsi zawsze znajdzie się robotę. Niech tam mieszka. Mój dom? Nie miałam zamiaru jej tu trzymać. Babcia Halina mnie wychowała – nie ona.
Zanim odjechała, rzuciła mi jeszcze w twarz:
„Jesteś okrutna! Przecież to ja cię urodziłam!”
No właśnie… tylko czy to wystarczy?