Młoda kobieta z marzeniami o idealnym związku…

newsempire24.com 3 dni temu

Młoda kobieta z własnym mieszkaniem marzy o zamążpójściu…

„No i proszę, kolejna za mąż poszła. O jednego szczęśliwego człowieka więcej. Życzymy, żebyście dożyli złotych godów!” — powiedziała Grażyna Nowak, kierowniczka księgowości, najstarsza w zespołowym gronie nie tylko stanowiskiem, ale i wiekiem, unosząc kieliszek szampana.

„A czemu tak mało? Niech dożyją diamentowych!” — dodała rezolutna Beata.

„Oj, zamąż iść, to nie tylko radość” — westchnęła smętnie woźna ciocia Basia, stojąca w drzwiach. — „Dzisiaj wesele, a za rok już wniebowzięcie. Ech, dziewczyny, czemu wam tak samotnie nie żyć?”

„Ciociu Basiu, idźcie już…” — machnęła na nią zniecierpliwiona Beata. — „Jeśli wam małżeństwo nie wyszło, to nie znaczy, iż nie warto wcale. Naszej Małgosi się udało. I przystojny, i z samochodem, i perspektywiczny. Nie słuchaj nikogo, Małgosiu, bądź szczęśliwa!” — Beata wzniósła toast, błyskając kieliszkiem.

Małgosia wróciła z tygodniowego urlopu, wziętego z okazji ślubu. Przyniosła słodycze i szampana, by z koleżankami z księgowości uczcić swój nowy stan. Uśmiechała się i promieniała jak wypolerowany imbryk, choć nerwowo zerkała na zegarek. Wprawdzie uprzedziła świeżo upieczonego męża, iż wpadnie na godzinę, by „postawić” koleżankom, ale minęły już trzy godziny, przyniesiony szampan dawno się skończył, biegły choćby po dokładkę — i zespoł nie zdradzał ochoty na rozchodzenie się. Mąż wysyłał SMS-y: „Kiedy wracasz? Tęsknię. Mogę podjechać?”

„No dobrze, dziewczyny, bawcie się. Ze stołu posprzątam rano” — mruknęła ciocia Basia.

„Idźcie już, ciociu, nie martwcie się, my posprzątamy” — obiecała Grażyna Nowak. — „Dziewczyny, wypijmy na koniec. Czas do domów. Zostało tylko Zosię wyswatać, i będzie komplet.”

„No właśnie, Zosiu, czemu ty się tak przeciągasz w panieństwie?” — podchwyciła już podchmielona Beata. — „Przecież ładna jesteś, z mieszkaniem. Nikt nie wpadł w oko, czy na księcia czekasz?”

„A co mieszkanie ma do rzeczy?” — spytała Zosia.

„No jak to? Ile ty masz lat? W twoim wieku ja już miałam dwójkę, a mój Piotrek do szkoły chodził. U nas z mężem bywało różnie. Parę razy o mało do rozwodu nie doszło. Ale ja postawiłam sprawę jasno: skoro dzieci są, to doprowadź je do rozumu, a potem sobie wiaj, gdzie chcesz. O, i mam go tam, gdzie chciałam” — Beata pokazała pięść.

„Ludzie żenią się z dwóch powodów: z miłości albo z przypadku. Miłość gwałtownie mija, zaczynają się szare dni. A o dzieciach choćby nie mówię. Niewyspanie, nerwy, kłótnie. I bum — rozwód.

Jeśli facet jest porządny, zostawi mieszkanie żonie z dziećmi, a sam będzie się cieszył wolnością w wynajętej kawalerce albo u mamy. Ale niedługo. Kolegów wszyscy żonaci, nie ma gdzie pójść. Wtedy zaczyna się rozglądać: czy nie ma gdzieś w pobliżu samotnej kobiety bez dzieci. Bo nie po to uciekł od własnych, żeby cudze wychowywać. A tu ty — młoda, z mieszkaniem, marząca o mężu. Sam skarb. Więc dziwię się, iż jeszcze jesteś sama.”

„Jakoś dziwnie to u ciebie wygląda” — obraziła się Zosia. — „Nadaję się tylko dla rozwodników i bezdomnych? W trzydziestce już nie mam szans na faceta bez alimentów, tak?”

„Nie słuchaj jej, Zosiu, pijana jest, plecie głupoty” — westchnęła Grażyna Nowak. — „Faceci teraz nie śpieszą się z zakładaniem rodzin. Kariery robią. Ale jednak przeciągasz się w panieństwie… Nic, my to naprawimy.”

„No właśnie! O to mi chodzi!” — podchwyciła Beata. — „Samotni i spełnieni zawodowo mężczyźni znają swoją wartę, szukają młodszych i ładniejszych. A rozwodnicy nie grymaszą. Dla nich ważne, żeby kobieta była dobra i z mieszkaniem. Nie wszyscy chcą wciąż po stancjach się tułać albo z matką mieszkać.”

„Każdy ma swoją drogę” — dodała Grażyna Nowak. — „Jednym pisane wcześnie wyjść za mąż, czasem nie raz. Inni szczęście znajdują późno. U mojej znajomej jest syn. Trzydzieści sześć lat, nieżonaty, o ile wiem. Mądry, wykształcony, dobrze zarabia, ale z kobietami mu nie po drodze.”

„Chory czy pijak, skoro nikomu nie pasuje? Trzeba by jeszcze sprawdzić, czy przypadkiem nie…” — Beata urwała pod ostrzegawczym spojrzeniem Grażyny. — „No co? U mojej koleżanki…”

„Beata, dość! Masz język jak miotłę. Obrzydliwość słuchać. Różne w życiu sytuacje bywają. Zosiu, pomyśl. To dobry chłopak. Od dawna chciałam was poznać.”

„Po co w ogóle ten temat wyciągacie? Nie wierzę w takie swatanie. Nachwalą sobie nawzajem, a potem okazuje się, iż zupełnie inaczej. Jakoś sobie poradzę.”

„Właśnie — jakoś. Gdzie ty się poznasz? W pracy same kobiety, po klubach nie chodzisz. Jak się nie spodobacie, to nic, nikt was na siłę nie będzie żenił. Zwłaszcza iż on też ma mieszkanie. Spróbować można? A nuż ci się spodoba?” — nie ustępowała Grażyna Nowak. — „No, dziewczyny, zasiedziałyśmy się, mężowie nie wpuszczą.”

Koleżanki gwałtownie posprzątały, rozchodząc się do domów.

„Nie odmawiaj przed czasem” — powiedziała Grażyna Nowak, idąc z Zosią na przystanek. — „Nie bez powodu zaczęłam ten temat. W sobotę mąż obchodzi urodziny. Zaprosiłam koleżankę i jej syna. Przyjdź. Przyjrzyjcie się sobie, może się uda. A tam zobaczymy.”

Przez następne dwa dni Zosia miotała się wątpliwościach. Z góry nie podobał się jej ten plan — raczej nic z tego nie wyjdzie. Mimo to przymierzała sukienki i odświeżyła manicure.

„Ile razy obiecywałam sobie dietę? W dwa dni nie schudnę” — martwiła się przed lustrem. — „Kto mnie pokocha, skoro sama siebie nie lubię? Absurd. Nie pójdę.” — Westchnęła i odeszła od lustra.

W sobotę rano umyła włosy, ułożyła je, zrobiła makijaż, wybrała sukienkę. A prezent? Przecież zapPrzez te pół roku między nimi rozkwitła miłość, która okazała się silniejsza niż tamto pierwsze, burzliwe spotkanie przy kasie, a gdy teraz Zosia patrzyła na Walerego trzymającego ich nowo narodzonego synka, wiedziała, iż nigdy nie była tak pewna swojej decyzji.

Idź do oryginalnego materiału