Młoda kobieta z idealnym mieszkaniem pragnie znaleźć miłość…

twojacena.pl 6 dni temu

Młoda kobieta z własnym mieszkaniem marzy o zamążpójściu…

„No i proszę, kolejna wyszła za mąż. O jednego szczęśliwego człowieka więcej. Życzę, byście dożyli razem złotych godów!” — powiedziała Halina Kowalska, główna księgowa, starsza wiekiem i stanowiskiem w zespole, unosząc kieliszek szampana.

„A czemu tak skromnie? Niech dożyją diamentowych!” — dodała żywiołowa Kinga.

„Oj, zamążpójście to jeszcze nie szczęście” — westchnęła smutno sprzątaczka ciocia Basia, stojąc w drzwiach. — „Dziś się ożeni, a za rok się rozlezie. No dziewczęta, czemu wam samym źle?”

„Ciociu Basiu, idźcie już…” — odcięła się zirytowana Kinga. — „Jeśli wam się nie poszczęściło, to nie znaczy, iż i my nie mamy wychodzić. Naszej Kasi się udało. I przystojny, i z samochodem, i przyszłość ma przed sobą. Nie słuchaj, Kasia, nikogo, bądź szczęśliwa!” — Kinga wzniósł toast kieliszkiem.

Kasia wróciła z tygodniurlopu wziętego z okazji ślubu. Przyniosła cukierki i szampana, by uczcić z koleżankami z księgowości swoje zamążpójście. Uśmiechała się i promieniała jak wypolerowany samowar, choć trochę się denerwowała. Oczywiście uprzedziła świeżo upieczonego męża, iż spóźni się godzinę, bo musi „odprawić” koleżanki z pracy. Ale minęły już trzy godziny, przyniesiony szampan dawno został wypity, biegły po dodatkową butelkę, i — jak się zdawało — nikt nie kwapił się do domów. Mąż wysyłał SMS-y, pytał, kiedy żona wróci, iż tęskni i jest gotów przyjechać na ratunek.

„Dobra, dziewczyny, bawcie się. Ze stołu pozbieram, a rano umyję” — oznajmiła ciocia Basia.

„Idźcie do domu, ciociu Basiu, nie martwcie się, sami posprzątamy” — obiecała Halina Kowalska. — „Dziewczyny, wychodzimy na ostatniego. Czas do domów. Została tylko Magda do wydania, i będzie komplet.”

„No właśnie, Magduś, czemu ty jeszcze w panieńskim stanie siedzisz? Ładna jesteś, z mieszkaniem. Nikt ci się nie podoba, czy na księcia czekasz?” — podchwyciła już dobrze podchmielona Kinga.

„A mieszkanie tu do czego?” — spytała Magda.

„Jak to? Ile ty masz lat? W twoim wieku ja już dwójkę miałam, a Krzysiek do szkoły chodził. Było różnie z mężem. Parę razy prawie do rozwodu doszło. Ale ja postawiłam na swoim — jak urodziłam, to niech wychowa, a potem niech idzie, gdzie chce. I został.” — Kinga pokazała pięść.

„Ludzie biorą ślub z namiętności czy z przypadku. Namiętność gwałtownie mija, zaczynają się szare dni. O dzieciach to już choćby nie mówię. Bezsenne noce, nerwy, kłótnie, różne sprawy. I nagle — rozwód.

Jeśli mąż jest porządny, zostawi mieszkanie żonie z dziećmi, a sam będzie się cieszył wolnością w wynajętym pokoju czy kawalerce. Ale nie na długo. Wszyscy znajomi żonaci, nie ma gdzie pójść. I zaczyna się rozglądać — czy nie ma w pobliżu wolnej, samotnej kobiety bez dzieci. Bo nie po to uciekł od własnych, żeby cudze wychowywać. A tu akurat ty — młoda, chcąca wyjść za mąż, jeszcze z własnym mieszkaniem. Prawdziwy skarb. Więc dziwię się, iż jeszcze sama jesteś.”

„Jakoś mi to dziwnie wychodzi” — obraziła się Magda. — „Nadaję się tylko dla rozwodników i bezdomnych? W trzydziestkę już nie mam szans na faceta bez alimentów, tak uważasz?”

„Nie słuchaj jej, Magda, pijana jest, głupoty plecie. Faceci dziś się nie śpieszą z zakładaniem rodziny. Karierę robią. Chociaż… zasiedziałaś się trochę” — westchnęła Halina Kowalska. — „Ale nic, to naprawimy.”

„Widzisz, o to mi chodzi!” — podchwyciła Kinga. — „Samotni i zaradni faceci wiedzą, ile warci, szukają młodszych i ładniejszych. A rozwodnicy mniej wybredni — byle człowiek dobry i z mieszkaniem. Nie całe życie po wynajętych pokojach się tłuc ani z mamą mieszkać.”

„Różnie ludziom pisane. Jedni wcześnie żenią się, choćby nie raz. Inni szczęście znajdują późno. Ale wszystko się ułoży. Moja znajoma ma syna — trzydzieści sześć lat, nieżonaty, o ile wiem. Mądry, wykształcony, dobrze zarabia, tylko z kobietami mu nie po drodze” — powiedziała Halina.

„A co, chory czy pijak, skoro nikomu nie pasuje? Trzeba by jeszcze sprawdzić, czy nie…” — Kinga zauważyła ostrzegawcze spojrzenie Haliny. — „No co? U mojej kumpeli…”

„Kinga, dość! Masz język jak mieW końcu Magda i Władek, który okazał się tym samym „nachalnym mężczyzną” ze sklepu, znaleźli wspólny język i pół roku później stanęli na ślubnym kobiercu, a ciocia Basia tylko pokiwała głową i mruknęła: „Młodość ma swoje prawa”.

Idź do oryginalnego materiału