W małym miasteczku pod Poznaniem, gdzie stare domy toną w zieleni jabłoni, moje życie w wieku trzydziestu dwóch lat zamieniło się w niekończący się rytuał ugłaskiwania teściowej. Nazywam się Kinga, jestem żoną Jakuba, a mieszkamy w mieszkaniu tuż nad kawalerką jego matki, Bronisławy Pawłówny. Talerza zupy dla niej mi nie żal, i telewizor niech ogląda u nas godzinami, ale jej nawyk przychodzenia codziennie i zostawania do północy niszczy mój spokój. Jestem na krawędzi i nie wiem, jak to zatrzymać, nie raniąc przy tym męża.
Rodzina, w której się znalazłam
Jakub to miłość mojego życia od czasów studiów. Jest dobry, troskliwy, pracuje jako elektryk i zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Pobraliśmy się cztery lata temu i byłam gotowa na życie z jego rodziną. Bronisława Pawłówna, jego matka, wydawała mi się miłą wdową, która uwielbia syna i chce być blisko nas. Gdy wprowadziliśmy się do mieszkania nad jej własnym, myślałam, iż to wygodne: będzie blisko, pomoże, gdy będzie trzeba. Zamiast pomocy dostałam jednak codzienną inwazję, od której nie umiem się uwolnić.
Nasza córka, Zosia, która ma dwa lata, jest centrum naszego świata. Pracuję na pół etatu jako księgowa, by mieć więcej czasu dla niej. Jakub często zostaje w pracy dłużej i radzę sobie sama. Ale Bronisława Pawłówna uczyniła nasz dom swoim drugim mieszkaniem. Codziennie, bez zapowiedzi, wchodzi na górę, a jej wizyty to nie tylko filiżanka herbaty, ale prawdziwa okupacja.
Teściowa, która nie odchodzi
Zaczyna się rano. Gotuję obiad i nagle dzwonek do drzwi – Bronisława Pawłówna. „Kinga, tylko wpadłam, jak leci?” – mówi, ale po chwili już siedzi przy stole, czekając na talerz zupy. Nie jestem skąpa, zupy mi nie żal, niech je na zdrowie. Ale po obiedzie nie odchodzi. Włącza nasz telewizor, ogląda swoje seriale godzinami, głośno je komentując. Zosia kręci się pod nogami, ja próbuję sprzątać albo pracować, a teściowa jakby nie widziała, iż jestem zajęta.
Gdy zbliża się północ, a ja ledwo trzymam się na nogach, w końcu schodzi na dół, do swojego mieszkania. Ale choćby to nie koniec – może wrócić, „zapominając” coś, albo zadzwonić do Jakuba, by poskarżyć się na zdrowie. Jej obecność jest jak tło, którego nie da się wyłączyć. Krytyka, jak gotuję, jak ubieram Zosię, jak prowadzę dom. „Kinga, za moich czasów dzieci spały dłużej” – mówi, a ja milczę, choć we mnie wszystko wrze.
Milczenie męża
Próbowałam rozmawiać z Jakubem. Po kolejnym dniu, gdy teściowa zasiedziała się u nas do pierwszej w nocy, powiedziałam: „Jakub, jestem zmęczona, potrzebuję przestrzeni dla siebie”. Westchnął: „Mamo, ona jest sama, nudzi się. Wytrzymaj”. Wytrzymaj? Wytrzymuję codziennie, ale moje siły się kończą. Jakub kocha swoją matkę i rozumiem, iż jest dla niego ważna, ale dlaczego ja mam poświęcać swój spokój? Jego milczenie sprawia, iż w naszej rodzinie czuję się samotna.
Zosia, moja mała, już przywykła, iż babcia jest zawsze w pobliżu, ale widzę, jak przez te wizyty jej rytm dnia się rozregulowuje. Chcę, by mój dom był moją ostoją, bym mogła odpocząć, pobawić się z doChyba już czas, bym wreszcie powiedziała „dość” i postawiła granice, choćby jeżeli oznacza to burzę w naszej rodzinie.