Minęły dwa lata. Moja córka nie zadzwoniła ani nie napisała, a ja mam prawie 70 lat.

newsempire24.com 4 dni temu

Minęły dwa lata. Od tamtej pory moja córka ani razu nie zadzwoniła, nie wysłała ani jednej wiadomości. Nie chce mnie już widzieć, a ja niedługo skończę siedemdziesiąt lat.

Moja sąsiadka, Halina Kowalska, niedawno obchodziła sześćdziesięcioośme urodziny. Mieszka sama, a ja od czasu do czasu ją odwiedzam – przynoszę coś do herbaty, aby rozjaśnić jej samotność. Halina to kobieta niezwykle ciepła, otwarta, z delikatnym poczuciem humoru. Uwielbia opowiadać o swoich podróżach, o życiu. Ale o rodzinie prawie nigdy nie mówi. Tylko raz, w przeddzień świąt, otworzyła przede mną swoje serce.

Gdy przyszłam do niej tamtego wieczoru, Halina nie była sobą. Wzrok przygaszony, uśmiech wymuszony. Przyniosłam domowe ciasto i kilka słodyczy do herbaty, mając nadzieję, iż choć trochę poprawię jej nastrój. Siedziałyśmy w milczeniu przy stole, aż nagle przerwała ciszę.

— Minęły dwa lata… — szepnęła, wpatrując się w filiżankę. — Córka ani razu nie zadzwoniła, ani jednej kartki, ani słowa… Próbowałam sama ją pozdrawiać w święta, ale jej numer już nie działa. Chyba go zmieniła. choćby nie wiem, gdzie teraz mieszka…

Głos jej się załamał, jak liść trzęsący się na jesiennym wietrze. Halina wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać.

Kiedyś mieliśmy szczęśliwą rodzinę. Poznałam Jerzego, gdy oboje mieliśmy kilka ponad dwadzieścia lat. Nie spieszyliśmy się z dziećmi – najpierw chcieliśmy zobaczyć świat, żyć dla siebie. Mąż pracował w dobrej firmie, często wyjeżdżał w delegacje, a ja czasem mu towarzyszyłam. Ciężko pracowaliśmy, ale też cieszyliśmy się życiem.

Z czasem kupiliśmy przestronne trzypokojowe mieszkanie. Mąż sam robił remont – każdą półkę, każde drzwi mierzył z największą starannością. Ten dom nie był dla nas tylko ścianami, był spełnieniem naszych marzeń.

W końcu, po latach, urodziła się nasza upragniona córka, Kasia. Mąż uwielbiał ją, nosił na rękach, czytał bajki na dobranoc, zabierał do parku. Myślałam wtedy, iż życie mi się udało.

Ale szczęście nie trwało długo. Dziesięć lat temu Jerzy odszedł po ciężkiej chorobie. Wydaliśmy prawie wszystkie oszczędności na leczenie, ale nie udało się go uratować. Od tamtej pory w domu zrobiło się cicho i pusto, jakby wraz z nim odeszło całe ciepło.

Po śmierci ojca Kasia się zmieniła. Zaczęła się oddalać, coraz częściej nocowała u przyjaciół, aż w końcu wyprowadziła się na swoje. Rozumiałam – każdy potrzebuje przestrzeni. Nie trzymałam jej. Widywaliśmy się rzadko, ale utrzymywaliśmy kontakt. Aż do jednego dnia.

Dwa lata temu przyszła do mnie z prośbą. Chciała wziąć kredyt na własne mieszkanie. Poprosiła, żebym sprzedała nasze, kupiła sobie małe “kawalerkę”, a resztę pieniędzy dała jej na wkład własny.

Nie mogłam się zgodzić. Nie z powodu chciwości czy egoizmu. Po prostu… ten dom to ostatnia nić, która łączy mnie z mężem. Wszystko tu o nim przypomina: ściany, meble, zapach książek na półce.

Próbowałam to wytłumaczyć córce. Ale ona nie chciała słuchać.

— Tata to wszystko budował dla mnie! — krzyknęła. — A ty trzymasz się tych ścian jak cmentarza!

Potem zatrzasnęła drzwi i wyszła. I od tamtej pory – ani słowa.

Ostatnio przez wspólną znajomą dowiedziałam się, iż sama wzięła kredyt. Pracuje na dwie zmiany, wynajmuje mieszkanie. Nie ma dzieci. Ani rodziny, ani wakacji – tylko praca, dom, praca.

Próbowałam do niej zadzwonić. Bez skutku. Pewnie zmieniła numer. Moja przyjaciółka, która ją czasem widuje, mówi, iż wygląda na zmęczoną, schudła. Ale nikogo do siebie nie dopuszcza.

Nie wiem, jak do niej dotrzeć. Jak przeprosić, choćby nie rozumiejąc, za co. Niedługo skończę siedemdziesiąt lat. A serce pęka z tęsknoty.

Siedzę długimi wieczorami przy oknie, wpatrując się w ciemność, mając nadzieję, iż kiedyś w drzwiach pojawi się znana sylwetka. Że córka powie tylko: „Mamo, stęskniłam się”. Ale to chyba tylko marzenia starej kobiety.

Często się zastanawiam: czy postąpiłam słusznie? Może powinnam była poświęcić przeszłość dla jej przyszłości? A może właśnie powinnam była bronić pamięci o naszej rodzinie?

Nie znam odpowiedzi.

Jest tylko cisza w pustym mieszkaniu i zdjęcie męża na ścianie, z którego jakby pytał: „Dlaczego tak się stało?..”

A ja nie wiem, co odpowiedzieć.

Idź do oryginalnego materiału