Minęły dwa lata. Od tamtej pory moja córka ani razu nie zadzwoniła, nie wysłała ani jednej wiadomości. Nie chce mnie już widzieć, a ja zbliżam się do siedemdziesiątki.
Moja sąsiadka, Wanda Michałowska, niedawno skończyła sześćdziesiąt osiem lat. Mieszka sama, więc od czasu do czasu ją odwiedzam – przynoszę coś do herbaty, by choć trochę rozproszyć jej samotność. Wanda to osoba niezwykle życzliwa, otwarta, o subtelnym poczuciu humoru. Lubi opowiadać o swoich podróżach, o życiu. Ale o rodzinie prawie nigdy nie mówiła. Aż pewnego wieczoru, tuż przed świętami, otworzyła przede mną swoje serce.
Gdy tego dnia przyszłam do niej z wizytą, wydawała się zupełnie inna. Wzrok przygaszony, uśmiech wymuszony. Przyniosłam domowe ciasto i kilka słodkości, licząc, iż choć trochę poprawię jej nastrój. Siedziałyśmy w milczeniu przy stole, gdy nagle przerwała ciszę.
— Minęły dwa lata… — szepnęła, wpatrując się w filiżankę. — Córka ani razu nie odezwała się, ani kartki, ani słowa… Próbowałam sama dzwonić z życzeniami, ale numer już nie działa. Chyba go zmieniła. choćby nie wiem, gdzie teraz mieszka…
Głos jej drżał, jak liść na jesiennym wietrze. Wanda westchnęła ciężko i zaczęła opowieść.
Kiedyś byliśmy szczęśliwą rodziną. Poznałam Stanisława, gdy mieliśmy kilka ponad dwadzieścia lat. Nie śpieszyliśmy się z dziećmi – najpierw chcieliśmy poznać świat, żyć dla siebie. Mąż pracował w dobrej firmie, często wyjeżdżał w delegacje, a ja czasem mu towarzyszyłam. Ciężko pracowaliśmy, ale i wiele się cieszyliśmy.
Z czasem kupiliśmy przestronne trzypokojowe mieszkanie. Mąż sam zrobił w nim remont – każdą półkę, każde drzwiczki wymierzał z największą starannością. Ten dom był dla nas nie tylko dachem nad głową, ale spełnieniem wszystkich marzeń.
W końcu, po latach, urodziła się nasza upragniona córka. Stanisław ubóstwiał ją, uczył wierszyków, czytał bajki na dobranoc, zabierał na spacery do parku. Myślałam wtedy, iż życie nam się udało.
Ale szczęście nie trwało długo. Dziesięć lat temu Stanisław odszedł po ciężkiej chorobie. Wydaliśmy niemal wszystkie oszczędności na leczenie, ale nie udało się go uratować. Od tamtej pory w domu zrobiło się cicho i pusto, jakby wraz z nim odeszło całe ciepło.
Po śmierci ojca córka się zmieniła. Oddalała się ode mnie, coraz częściej nocowała u przyjaciół, aż w końcu zamieszkała na wynajmowanym. Rozumiałam – każdy potrzebuje przestrzeni, nie zatrzymywałam jej. Widziałyśmy się rzadko, ale utrzymywałyśmy kontakt. Aż do pewnego dnia.
Dwa lata temu przyszła z prośbą. Chciała wziąć kredyt na własne mieszkanie. Poprosiła, bym sprzedała nasz dom, kupiła sobie małe M2, a resztę pieniędzy dała jej na wkład własny.
Nie mogłam się zgodzić. Nie z egoizmu ani chciwości. Po prostu… ten dom to ostatnia nić łącząca mnie z mężem. Wszystko tu o nim przypominało – ściany, meble, zapach starych książek na półce.
Próbowałam jej to wytłumaczyć. Ale nie chciała słuchać.
— Tato budował to dla mnie! — krzyknęła. — A ty trzymasz się tych ścian jak cmentarza!
Potem zatrzasnęła drzwi i wyszła. I od tamtej pory – cisza.
Ostatnio dowiedziałam się przez wspólną znajomą, iż sama wzięła kredyt. Pracuje na dwóch etatach, mieszka w wynajętym. Nie ma dzieci, nie ma rodziny – tylko praca, dom i znowu praca.
Próbowałam dodzwonić się do niej. Bez skutku. Pewnie zmieniła numer. Dawna koleżanka, która ją czasem widuje, mówi, iż wygląda na zmęczoną, wychudzoną. Ale nikogo nie dopuszcza do siebie.
Nie wiem, jak do niej trafić. Jak przeprosić, choć nie wiem nawet, za co. Nie jestem już młoda, niedługo siedemdziesiątka. A serce pęka z tęsknoty.
Siedzę wieczorami przy oknie, wpatrując się w mrok, w nadziei, iż może kiedyś w drzwiach stanie znajoma postać. Że córka powie tylko: „Mamo, stęskniłam się”. Ale to pewnie tylko marzenia starej kobiety.
Często się zastanawiam: czy postąpiłam słusznie? Może powinnam była poświęcić przeszłość dla jej przyszłości? A może właśnie powinnam była bronić pamięci o naszej rodzinie?
Nie znam odpowiedzi.
Jest tylko cisza w pustym mieszkaniu i zdjęcie męża na ścianie, z którego jakby pytał: „Dlaczego tak się stało?”
A ja nie wiem, co odpowiedzieć…